Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Laurie Johnson

First Men in the Moon (Pierwszy człowiek na Księżycu)

(1964/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 05-03-2019 r.

Pierwszy człowiek na Księżycu Nathana Jurana to jeden z tych wielu starych filmów science-fiction, które wyraźnie nadgryzł już ząb czasu, a które mimo to, przy odpowiednim podejściu, ogląda się całkiem przyjemnie. Z aktorstwem bywa różnie, sama fabuła, nawet jak na obraz fantastycznonaukowy, wydaje się miejscami absurdalna, a realizacja trąci myszką. Z drugiej strony, produkcja zwraca na siebie uwagę ciekawymi efektami specjalnymi mistrza animacji poklatkowej Raya Harryhausena, które dziś są głównym budulcem całego klimatu i uroku dzieła Jurana (tak samo zresztą było chociażby w przypadku jednego z poprzednich tytułów tego reżysera, Siódmej podróży Sindbada, gdzie również efekty Harryhausena „robiły film”).

Produkcja, jaka by nie była, dawała całkiem spore możliwości Harryhausenowi. Fabuła, bazująca częściowo na tak samo zatytułowanej powieści H.G. Wellsa, opowiada o młodej parze i szalonym naukowcu, którzy pod koniec XIX wieku udają się na Księżyc, gdzie natrafiają na ślady obcej cywilizacji. Właściwie dopiero w drugiej połowie obrazu, której akcja toczy się na naturalnym satelicie Ziemi, możemy zapoznać się ze sztuczkami animatorskimi Harryhausena. Od małych mieszkańców Księżyca Selenitów, ich podziemne miasto, aż po wielkie robale, wdzięcznie nazywane w filmie „księżycowymi krowami”.

Na przełomie lat 50. i 60. Harryhausen współpracował przede wszystkim z dwoma jegomościami – producentem Charlesem Schneerem i kompozytorem Bernardem Herrmannem. Owa trójca zrealizowała łącznie 4 filmy, lecz ich wspólna kolaboracja skończyła się właśnie przy okazji Pierwszego człowieka na Księżyca. Herrmann pierwotnie miał napisać muzykę do obrazu Jurana, lecz zażądał tak dużych pieniędzy, że Schneer nie był w stanie mu ich zagwarantować. Tym samym autor ścieżki dźwiękowej z Psychozy odszedł z projektu, a jego miejsce zajął „tańszy” Laurie Johnson, autor muzyki filmowej i telewizyjnej, być może najbardziej kojarzony z tematu przewodniego z serialu Rewolwer i melonik. Wybór ten nie był przypadkowy – Johnson pracował z Herrmannem przy kilku jego ścieżkach dźwiękowych stworzonych do filmów Harryhausena i Schneera. Aby przekonać się, co przygotował angielski kompozytor, weźmiemy na warsztat soundtrack wytwórni Cloud Nine.

Johnson skomponował kilka tematów. Film i soundtrack otwiera muskularny i posępny temat przewodni, wykorzystujący głównie szorstką i agresywną sekcję dętą blaszaną, a także kotły i talerze (możemy się tu doszukać inspiracji najsłynniejszym kosmicznym dziełem muzyki poważnej, Planetami Gustava Holsta). Funkcjonuje on także jako motyw suspensu, czasem jedynie w warstwie underscore’u, czasem pod w pełni symfoniczną postacią. Ponadto album urozmaica bardzo urokliwy temat liryczny, którego za sugestią jednego z utworów można postrzegać za motyw miłości pomiędzy Arnoldem i Kate (choć w jednej scenie pojawia się w innym kontekście, zatem bardziej zatem byłbym skłonnym określić go motywem samej Kate). Do tego mamy jeszcze humorystyczny temacik zwariowanego wynalazcy Cavory. Wydźwięk motywu zdaje się trochę zaburzać klimat partytury, niemniej dobrze wpisuje się w sposób przedstawienia tego bohatera (przerysowana, kreskówkowa wręcz gra aktorska Lionela Jeffriesa).

Anglik przyznał, że pisząc ścieżkę dźwiękową do filmu Jurana ciągle miał w głowie poprzednie prace Herrmanna dla Harryhausena. O ile niekoniecznie słyszalne jest to w stricte warstwie tematycznej, o tyle konstrukcja underscore’u zdaje się być tutaj analogiczna – trochę dysonansów, niskie dźwięki blach i drewna, posługiwanie się krótkimi i sugestywnymi motywami. Do tego dochodzi jeszcze, podobnie jak u Herrmanna, odpowiednie umuzycznienie wytworów wyobraźni Harryrhausena. Selenici, zamieszkujące srebrny glob człekokształtne owady, zostały zilustrowane poprzez prosty motyw zbudowany na naprzemiennym wznoszącym i opadającym glissandzie dętych drewnianych. Natomiast dla wspomnianych „księżycowych krów” Johnson napisał ryczący motyw na waltornie, któremu asystują kotły i, ponownie, drewniane glissanda. Generalnie nie ma tutaj takiej kreatywności brzmieniowej, jak u Herrmanna, niemniej wszystko wypada doprawdy sprawnie. Inną kwestią jest to, że owych czysto ilustracyjnych zagrywek jest całkiem sporo, co może doskwierać i utrudniać kontakt słuchacza z materiałem muzycznym w domowym zaciszu.

Dla zainteresowanych – fragmenty ścieżki dźwiękowej z Pierwszego człowieka na Księżycu zostały ponownie nagrane w 1980 roku na potrzeby pewnego albumu o bardzo długim tytule – The Avengers: Also Includes Dr. Strangelove, First Men In The Moon, Captain Kronos, Vampire Hunter, Hedda Television And Film Score Re-recordings. Zawierał on w sobie kilka różnych partytur angielskiego kompozytora. Co by nie powiedzieć, dźwięk jest tutaj czystszy, nie ma szumów mogących doskwierać na oryginalnym nagraniu, a moc symfonicznego brzmienia z pewnością potrafi sprawić, że jeszcze bardziej docenimy chociażby efektowaną muzykę z napisów początkowych. Z drugiej strony, kilkunastominutowa suita zupełnie pomija materiały Kate i Cavory, przez co trudno ją uznać za w pełni treściwą reprezentację omawianej ścieżki dźwiękowej.

Pomimo sporej ilustracyjności, partyturę Laurie Johnsona należałoby ocenić pozytywnie. Jest funkcjonalna, a do tego posiada kilka tematów nieźle działających również poza kontekstem. Co prawda ciężko ją polecać amatorom współczesnej muzyki filmowej, niemniej każdy, kto lubi ścieżki dźwiękowe starszej daty, powinien być z niej przynajmniej umiarkowanie ukontentowany. Johnson przejął zatem pałeczkę po Herrmannie z całkiem przyzwoitym efektem.

Najnowsze recenzje

Komentarze