Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Shunsuke Kikuchi

Gamera tai Daiakujū Giron (Gamera vs. Guiron)

(1969/1996)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 15-11-2018 r.

Gamera vs Guiron, piąty epizod serii o potworze w kształcie wielkiego żółwia, to przykład na to, jak dalekie od siebie są definicje japońskiego i europejskiego/amerykańskiego filmu familijnego. Film Norakiego Yuasy jest doskonałym przykładem tego, że to, co sprawdza się w Kraju Kwitnącej Wiśni, najpewniej nie miało by najmniejszej racji bytu w naszym kręgu kulturowym. Wszak trudno sobie wyobrazić, żeby sprzedał się tutaj film o dzieciach porwanych przez kosmitów, którzy władają gigantyczną bestią z głową w kształcie noża (sic!), którym to, zresztą na oczach owych maluchów, dosłownie kroi na pół swoich oponentów. Ta sama bestia oczywiście staje w szranki z Gamerą, która przybywa na obcą planetę, aby uratować zaginione dzieci.

Gamera vs Guiron to pierwszy z czterech filmów z serii zilustrowanych przez Shunsuke Kikuchiego, którego niektórzy mogą kojarzyć z muzyki do popularnego niegdyś serialu Generał Daimos, a także z piosenki Urami Bushi, wykorzystanej przez Quentina Tarantino w Kill Billu. Czy wprowadził on trochę świeżej krwi do serii?

Kikuchi w swojej partyturze bazuje przede wszystkim na trzech tematach. Pierwszy to skomponowany przez Kenjiro Hirose Gamera’s March, czyli motyw przewodni serii. Pojawia się on nie tylko w w zbliżonej do oryginału wersji na dziecięcy chór, ale również pod zmienioną przez Japończyka postacią. Kikuchi stosuje podobne tempo, rytm, a także pierwsze nuty melodii Hirose, które jednak w dalszej części rozwija we własny motyw. Drugi temat dotyczy będącej w roli głównej grupki dzieci. Jego infantylność rzuca się w uszy, nawet trochę irytuje, brzmi trochę, jakby został skomponowany na dziecięcych cymbałkach. No ale właśnie, czyż to nie świadczy o tym, że owa melodyjka idealnie pasuje do młodocianych bohaterów? Trzecim jest banalny motyw Guirona, brzmiący jak biedna wersja muskularnych tematów Ifukube.

Sam soundtrack nastręcza sporo problemów. Pomijając już samą archaiczność recenzowanej muzyki, podczas odsłuchu doskwiera także licha jakość nagrania i wykonania. Ponadto sporo tu kompozycji czysto ilustracyjnych (opartych głównie na sekcji dętej), pozbawionych większej wartości poza kontekstem filmowym. Zupełnie bezsensowne wydają się ponadto wstawki z odgłosami tytułowych potworów. Do tego zupełnie niezrozumiałe jest umieszczenie na końcu albumu pary niewykorzystanych utworów z dwóch kolejnych filmów z serii o Gamerze zilustrowanych przez Kikuchiego.

Można by się spodziewać zatem, że tekst zakończę rozważaniem o tym, że jakby wyekstrahować najciekawsze fragmenty, to byśmy mogli otrzymać całkiem przystępne słuchowisko. O ile takowy zabieg pewnie wszystkim by wyszedł na dobre, o tyle raczej nie spodziewałbym się, aby mogło to diametralnie rzutować na finalną ocenę. Jest to score, który mało wnosi do serii i jedynie parafraza przewodniego marszu oraz temat dzieci wybijają się ponad poziom muzycznego tapeciarstwa.

Najnowsze recenzje

Komentarze