Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Pretender

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 05-10-2018 r.

W 1988 roku Joe Hisaishi wydał swój pierwszy studyjny album zakorzeniony w szeroko rozumianej muzyce popularnej, Illusion, gdzie eksplorował synth-pop i synth-rock. I najwyraźniej poczuł rozrywkowego bakcyla, bo już w kolejnym roku ukazała się następna płyta zakorzeniona w muzycznym mainstreamie (jednocześnie nie zapomniał o filmówce – wszak w tym samym czasie powstały chociażby Mój sąsiad Totoro i Podniebna poczta Kiki). Krążek nosił nazwę Pretender i znalazło się na nim 9 utworów, w tym 5 piosenek. Podobnie, jak przypadku Illusion, na rzeczonym albumie często będziemy mogli usłyszeć głos samego Hisaishiego.

Na recenzowanym materiale Hisaishi idzie głównie w stronę popu, synth-popu i R&B, bluesa, rocka, czasem może kłaniać się również twórczość chociażby Michaela Jacksona. Muszę powiedzieć, że choć Japończyk nie odkrywa tutaj żadnych nowych kart w próbowanych przez siebie gatunkach, to jednak jego piosenki potrafią zapaść w pamięć jakąś chwytliwą melodią, a nawet jeśli nie, to zazwyczaj gwarantują całkiem przyjemny i niezobowiązujący odsłuch. I choć większość utworów obraca się wokół tych samych trendów i stylizacji, to każdy z nich cechuje coś wyróżniającego – np. jacksonowska ekspresja w True Somebody, fortepian w Meet me Tonight, albo skoczne gitary i perkusja w Wonder City. Co zwraca uwagę, teksty śpiewane są po angielsku, także przez Hisaishiego, z dość typowym dla Japończyków akcentem (co też może stanowić pewną niedogodność dla co bardziej wyczulonych na tym punkcie odbiorców – najgorzej od strony wokalnej wypada chyba właśnie Joe w All Day Pretender).

Zawartość albumu dopełniają cztery utwory instrumentalne. Pierwszym jest Holly’s Island, z przyjemnym, jazzującym fortepianem i elektronicznymi naleciałościami, mogącymi się kojarzyć z innymi pracami Hisaishiego z tamtego okresu. Na odprężającym brzmieniu saksofonu zbudowane są natomiast Midnight Cruising i Manhattan Story – w tym drugim usłyszymy nawet wokale rodem z europejskiej filmówki lat 60./70. Wszystkie te kawałki czerpią garściami z muzyki popularnej, czasami mogą się wręcz wydać wersjami instrumentalnymi jakichś nieznanych piosenek. Czwartej kompozycji poświęcę osobny akapit.

View of Silence to utwór zupełnie nie pasujący do reszty materiału. Hisaishi całkowicie porzuca tutaj wpływy muzyki popularnej na rzecz solowego fortepianu i sekcji smyczkowej. Nastój jest bardzo liryczny, z początku stonowany, następnie co raz bardziej emocjonalny, aż do finału kompozycji, gdzie Japończyk wspina się na szczyt muzycznej ekspresji. Wiodąca melodia jest bardzo piękna, a przy tym również nietypowa i charakterystyczna. Jest w niej jakiś bliżej niesprecyzowany pierwiastek tragizmu i nadziei, co czyni View of Silence jednym z ciekawszych, niefilmowych utworów japońskiego maestro z lat 80. Warto nadmienić, że Hisaishi wykonał go podczas swojej trasy koncertowej z 9 wiolonczelistami, która odbyła się w 2003 roku. Ponadto w internecie można natrafić na liczne covery tej melodii.

Pretender to kolejna ciekawostka w dorobku Joe Hisaishiego. Z jednej strony jawi się jako sympatyczny album, z paroma przyjemnymi i wpadającymi w ucho melodiami, z drugiej udowadnia, czemu muzyka popularna nigdy nie zadomowiła się na stałe w twórczości Japończyka. Trudno bowiem nie oprzeć się wrażeniu, że w tym gatunku, poza jego sprawnym imitowaniem, raczej nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Nie ma tutaj przebojów, które mogłyby przebić się do szerszej publiki. Za cały album należy się trójka, ale za wspaniałe View of Silence (no właśnie, za utwór jakże daleki od muzyki rozrywkowej) jestem w stanie naciągnąć ocenę o pół gwiazdki do góry.

Inne recenzje z serii:

Najnowsze recenzje

Komentarze