Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Bishara

The Other Side Of The Door (Po tamtej stronie dzwi)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 29-05-2018 r.

The Other Side of the Door (Po tamtej stronie drzwi) opowiada historię Marii, matki która nie może się pogodzić i obwinia się za śmierć syna. Dlatego wyrusza do starożytnej hinduskiej świątyni, aby nawiązać z nim kontakt i prawidłowo go pożegnać. Nieświadome otwiera jednak drzwi między światami, żywych i zmarłych, które powinny na zawsze zostać zamknięte.

Motyw przywracania zmarłych do życia, nie jeszcze szczególnie oryginalny, a wręcz wielokrotnie wyeksploatowany w kinie grozy. A już szczególnie motyw przywracania bliskich członków rodziny wielu kojarzyć może z Pet Sematary (Smętarz dla zwierzaków) filmu, czy też opowiadania Stephena Kinga. Szkoda tylko, że tutaj cały wątek psychologiczny matki walczącej ze stratą dziecka został całkowicie spłycony. Realizatorsko film stoi na dobrym poziomie, ale mimo dodania hinduskich elementów The Other Side of the Door powiela całą masę horrorowych schematów i zagrywek.

Można powiedzieć, że w to namnożenie klisz idealnie wpasował się Joseph Bishara. Na przestrzeni ostatnich lat stał się jednym z bardziej znanych i rozgrywających kompozytorów do kina grozy. Przy czym daleko mu do statusu chociażby Christophera Younga. Głównie dlatego, że Amerykanin w dużej mierze komponuje do horrorów nie jakoś szczególnie złych, ale też nie jakiś szczególnie dobrych, które raczej nie zapiszą się złotymi literami w tym gatunku. Chociaż trzeba przyznać, że takie serie jak Insidious, czy Conjuring, zarobiły spore miliony i też pomogły mu osiągnąć aktualną pozycję. Ale nie tylko dlatego daleko mu do Younga. Ważną rolę gra przede wszystkim styl Bishary, tym jak jego muzyka brzmi. Straszyć potrafi on bez wątpienia i ilustracyjnie kompozycje dobrze współgrają z obrazami. Jednak ciężkie brzmienie, częsty brak jakichkolwiek melodii i właśnie to całkowite skupienie się na straszeniu sprawia, że jego prace po oderwaniu z obrazem są dla niejednego słuchacza, więcej niż ciężkie do przejścia. Czy podobną sytuacją mamy z The Other Side of the Door? I tak i nie, można rzec.

Przy The Other Side of the Door Joseph Bishara postawił w pierwszej linii, na nastrój niż na straszenie. Oczywiście zważywszy, że sam film oparty jest na zużytych przez gatunek kliszach, tak i score posiada parę typowych dla tego typu ścieżek zagrywek, z tzw. „jump scare’ami” łącznie. Ale w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej Insidious, czy Conjuring, akurat ten soundtrack wydaje się jak na Bisharę bardzo łagodny. Nawet trochę bardziej od samych filmowców postawił on w swej muzyce i lepiej ukazał ten wątek matki i utraty dziecka. Przez co strona liryczna jest bardziej rozbudowana. Jak na standardy tego kompozytora, korzysta on głównie z typowych dla siebie dźwięków delikatnego pianina i pojedynczych smyczków. W sumie to przy tej ścieżce instrumenty smyczkowe grają nawet większą rolę i chociażby w takich utworach jak Left Underwater , czy To The Last Stoppotrafią wywołać należyte emocje i oddać tragedię, ból i cierpienie. Właściwie to pierwsza część soundtracku może się jawić jako ilustracja do jakiegoś dramatu i jest ona całkiem przystępna w odbiorze. Dopiero w drugiej połowie Bishara idzie w bardziej sprawdzone elementy horroru i cięższego grania.

W większości soundtrack ten oparty jest na budowaniu klimatu. Dlatego też można go trochę porównać do skradającego się węża. Czuć zagrożenie, niepokój, ale atak jeszcze nie nastąpił, tak i ta muzyka sama w sobie nie brzmi jakby się skradała, ale też nie atakuje nas ciągle atonalnymi dźwiękami. Dlatego znowu jak na standardy Josepha Bishary, kto wie, czy to nie jest najprzystępniejsza praca. Naturalnie dalej poruszamy się w ramach horroru, ale właśnie w nich The Other Side of the Door, nawet po oderwaniu z horroru można przesłuchać, bez obawy przedzierania się przez tumany underscore’u, jump-scare’ów i ciężkiego grania.

To co stanowi siłę The Other Side of the Door to całkiem udany motyw przewodni, który słyszymy w otwierającym album tytułowym kawałku. Słychać, ze Bishara chciał oddać trochę ten hinudski klimat przez użycie bardziej orientalnego brzmienia. Nie imituje on tamtejszej kultury, ale brzmi dość oryginalnie, intrygująco, obco, jakby nie z naszego świata. Czym samym oddaje też główny motyw filmu, a więc świat żywych i zmarłych. Owy temat przewija się przez cały score, tworząc spójną całość i jeszcze mocniej budować klimat. I trochę jak mantrę znowu jestem zmuszony dodać, że to jest naprawdę dobry temat… JAK NA STANDARDY TEGO KOMPOZYTORA. Gdyż wiadomo jeżeli ktoś chce ów motyw porównać z tematami do Halloween, Suspirii, motywów wspomnianego Christophera Younga itd. to nawet niech się nie wysila. Ale znowu jak na kompozytora, który dał nam tak ciężkie do przejście prace jak Conjuring, taka bardziej melodyjna praca, z czymś co możemy nazwać tematem od razu jawi nam się lepiej. Szkoda tylko, że jest on taki króciutki i trwa zaledwie minutę.

Wydany przez Lakeshore Records album trwa zaledwie 40 minut, ale wydaje się to odpowiedni czas dla tego typu muzyki. Wiadomo jest to dalej typowa ścieżka dźwiękowa do horroru ze wszystkimi zaletami i wadami. Trudno jednak odmówić Bisharze, że znowu dobrze odnalazł się w tym średnim filmie, tworząc ciekawą melancholijną atmosferę, która nawet miejscami sprawdza się na płycie. Jest to chyba jednocześnie najbardziej przystępna kompozycja Josepha Bishary… oczywiście JAK NA JEGO STANDARDY.

Poniżej można przesłuchać suitę z tej ścieżki dźwiękowej przygotowaną przez Lakeshore Records:

Najnowsze recenzje

Komentarze