Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Zbigniew Preisner

Double Vie De Veronique, la (Podwójne Życie Weroniki)

(1991)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Jednym z najlepszych filmów tria Kieślowski/Piesiewicz/Preisner jest określane mianem thrillera metafizycznego, Podwójne Życie Weroniki, historia dwóch młodych kobiet (w obie role wcieliła się Irene Jacob, która dla potrzeb produkcji nauczyła się nawet mówić po polsku), połączonych niezwykłą więzią. Choć dzielą je tysiące kilometrów (Weronika mieszka w Polsce, Veronique we Francji), obie są do siebie podobne. Nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim charakterem i … przeznaczeniem. Już sama historia zaskakuje swą świeżością i oryginalnością spojrzenia, która tak bardzo spodobała się krytykom na całym świecie, czyniąc z Kieślowskiego gwiazdę festiwali, następcę Bergmana (jak określił go jeden z krytyków)

Jednak film Kieślowskiego to nie tylko przejmujący, niezwykle inteligentnie napisany scenariusz. To, co czyni z obrazu arcydzieło to przede wszystkim warstwa muzyczna i zdjęciowa. Za kamerą po raz kolejny stanął Sławomir Idziak, tworząc ociekające złotem, często bliźniacze do siebie kadry (ujęcia polskie odpowiadają francuskim). Aby mimo wszystko silniej zjednoczyć losy głównych bohaterek, reżyser wykorzystał też talent Preisnera.

Kompozycja Preisnera nie jest tutaj w pełni autonomiczna, lecz przynależy do fabuły, kreuje ją będąc jej członkiem. I tak np. możemy zauważyć, że towarzysząca czołówce chóralna muzyka okazuje się śpiewem Weroniki na skapanej w deszczu ulicy. To właśnie utwory Preisnera pełnią rolę owych magicznych, metafizycznych, niezwykle delikatnych nici łączących obie bohaterki. Sadzę, że nie jest to przypadek, iż jako tematy obu Weronik, kompozytor wykorzystał brzmienie delikatnego fletu, którego dźwięk kojarzy się właśnie z taką nicią, jakąś ulotną więzią, oplatającą tak oddalone, a jednocześnie tak bliskie siebie postaci.

Podobnie jak w wypadku Dekalogu IX, tu także jedną z głównych ról odgrywa muzyka Van den Budenamayera. To właśnie ona jest tym łącznikiem namacalnym (nie metafizycznym) pomiędzy obiema bohaterkami. Tym razem główna, cudowna pieśn (Van den Budenmayer – Concerto en mi mineur (SBI 152) Version de 1798) zawiera w sobie fragment poezji Dantego, śpiewany w języku starowłoskim. Ale słowa w tym wypadku mają drugorzędne znaczenie. Ważniejsze jest brzmienie całości, jak również orkiestracje, w pewien sposób symboliczne. Podczas sekwencji koncertowej wyraźnie słyszymy, że melodia unoszona jest przez dwa głosy. Głos Weroniki harmonijnie przeplata się z jej muzycznym sobowtórem, nawiązując tym samym, po raz kolejny do istniejącego gdzieś w dalekiej Francji alter ego bohaterki.

W filmie niezwykle ważną postacią jest Alexandre, chłopak Veronique, który jest lalkarzem. To właśnie dla jego przedstawienia Preisner napisał prześliczny fortepianowy motyw (Les Marionettes) w genialny sposób konweniujący się z tym co widać na ekranie. W tym prostym, żeby nie powiedzieć banalnym temaciku, kompozytor potrafił zakląć całą idee bycia „sztuczną kopią”. Tym samym obraz nabiera pełniejszego wymiaru, otwierając nam kolejne pole interpretacyjne: w jakim stopniu my sami jesteśmy oryginałami, jestestwami niepowtarzalnymi, jedynymi we wszechświecie…?

Tak jak i Dekalog, recenzowana płyta nie należy do łatwych w odbiorze. Właściwie poza niesamowitą pieśnią śpiewaną przez Elżbietę Towarnicką (Van den Budenmayer – Concerto en mi mineur (SBI 152) Version de 1798, Van den Budenmayer – Concerto en mi mineur (SBI 152) Version de 1802), tematem Les Marionettes, oraz prześlicznym ludowo ucharakteryzowanym „Tu Viendras” przeciętny słuchacz nie znajdzie tutaj zbyt wiele muzyki zdatnej do codziennego słuchania. Zbyt mocno „Podwójne Życie Weroniki” zostało zdominowane chęcią stworzenia metafizycznego języka, który mistrzowsko sprawdza się wraz z obrazem, na soundtracku jednak sprawia, że czujemy pewien niedosyt.

Mimo tych wszystkich minusów „Podwójne Życie Weroniki” to płyta piękna, płyta po którą na pewno warto sięgać. Może nie codziennie, lecz w momentach tzw. stanów metafizycznych. To właśnie dla nich ta kompozycja została stworzona, więc chyba można w domowych pieleszach rekonstruować to pierwotne przeznaczenie.

W roku 2011 nakładem Sony Music ukazała się reedycja tego wydania zawierająca właściwie ten sam materiał muzyczny, jaki znalazł się na pierwszym wydaniu.

Niniejsza recenzja jest rozwinięciem analiz zawartych w artykule Trzy Kolory Muzyki: Partytury Zbigniewa Preisnera do filmów Krzysztofa Kieślowskiego cz.2

Najnowsze recenzje

Komentarze