Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Quiet Place, a (Ciche miejsce)

(2018)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 20-04-2018 r.

Kino grozy ewidentnie przeżywa swój renesans. Wystarczy spojrzeć na zestawienie box office, by się o tym przekonać. Realizowane za garść dolarów obrazy przynoszą wielokrotne zyski – i to kosztem konkurujących z nimi superprodukcji! Ciche miejsce (A Quiet Place) jest tego najlepszym przykładem. Nie trzeba było olbrzymich środków na produkcję i szeroko zakrojonej kampanii promocyjnej. Sukces filmu Johna Krasinskiego leży u podstaw jego unikatowego pomysłu. I tak oto świat terroryzowany jest przez potwory, które wykorzystują słuch do polowania na ludzi. Lee walczy o przetrwanie swojej rodziny, podporządkowując jej funkcjonowanie ściśle określonym regułom. Życie w kompletnej ciszy wydaje się pozornie niemożliwe, ale rodzina Abbottów zdaje się doskonale z tym radzić. Wszystko do momentu, kiedy ginie najmłodszy syn Lee i Evelyn. Wciągający horror napisany, wyreżyserowany i zagrany przez Krasinskiego miał nawet w swoich pierwotnych założeniach należeć do uniwersum Cloverfield, ale decydenci Paramount ostatecznie nie przystali na ten pomysł. A szkoda, bo mimo kilku scenariuszowych i realizacyjnych gaf, Ciche miejsce wyrasta na jedną z ciekawszych produkcji tego studia od wielu lat.

A niezwykle trudno zaciekawić filmem, w którym wypowiadanych jest raptem kilka zdań. Dźwiękowcy nie mieli wielkiego pola do popisu, bo poza odgłosami natury i kilkoma bardziej dynamicznymi scenami, w obrazie Krasinskiego niewiele się dzieje pod tym względem. Gdzie więc przerzucono cały ciężar dramaturgii? Obarczono nim aktorów, którzy siłą rzeczy musieli porozumiewać się z widzem pozawerbalnie. Nie pozostali na „placu boju” osamotnieni. Twórcy nie zrezygnowali bowiem z partycypowania w tym przekazie ilustracji muzycznej, choć nie w takim zakresie jakbyśmy się tego mogli spodziewać. W końcu to cisza jest punktem wyjścia do nawarstwiania napięcia. Jakiekolwiek funkcje narratywne oprawy muzycznej ograniczono więc do niezbędnego minimum. Do relacji między poszczególnymi członkami rodziny, które mienią się różnymi odcieniami emocji i nastrojów. Jest miejsce na chwile radości, poruszenia oraz smutku. Ale wszystko to zamknięte zostało w stonowanej, minimalistycznej w wymowie liryce. Bardziej dosadne w treści wydawać się mogą fragmenty wybrzmiewające w scenach grozy lub nielicznych sekwencjach akcji. I gdyby autor ścieżki dźwiękowej skorzystał z tej okazji, osiągnąłby pożądany status quo pomiędzy sferą wizualną a audytywną, gdzie na płaszczyźnie dźwiękowej, to właśnie muzyka rozdawać miała karty. Niestety zatrudniony do stworzenia ścieżki dźwiękowej, Marco Beltrami, postanowił pójść linią najmniejszego oporu. Uciekł się do bezpiecznych, sprawdzonych i niejako uniwersalnych form muzycznego wyrazu.

W kliszowaniu pewnych rozwiązań ilustracyjnych Beltrami stał się swoistego rodzaju artystą. Tu przepisać, tutaj dodać, tam zamienić i gotowe. Efekt końcowy może się wydać zdumiewający – czasami nawet ocierający się o intelektualną, oderwaną od mainstreamu wizją świata przedstawionego. W przypadku Cichego miejsca jest to nic innego jak seria hochsztaplerskich sztuczek maskujących względny brak pomysłu na ten obraz. No ale liczą się efekty, nie prawdaż? A widz mierzący się z obrazem przyzna słuszność funkcjonalności „dzieła” Beltramiego. Diabeł tkwi w szczegółach, a takowych na całej połaci partytury jest całkiem sporo.

Dlatego groza Cichego miejsca przemawia opadającymi i wznoszącymi się dźwiękami, które nie bez przyczyny kojarzyć się będą z oprawą do Logana. Na upartego możemy również odnieść się do twórczości Johanna Johannssona, a w szczególności do narkotycznych tekstur z Sicario. Choć Beltrami nie szaleje tutaj w kwestii tzw. „muzyki dronowej”, to nie ulega wątpliwości, że to właśnie atmosferyczne, designerskie granie staje się celem samym w sobie. W tym celu nie waha się sięgać po cały wachlarz elektronicznych brzmień i postprodukcyjnych procesów edycyjnych ingerujących w organiczną cząstkę kompozycji. Tak skonstruowana muzyka jest oczywiście sprawnym narzędziem do wypełniania pewnych dźwiękowych luk – czasami zwykłym sound designerskim tłem, a innym razem uniwersalną receptą na muzyczną grozę bez potrzeby angażowania zbyt skomplikowanych aranży i rozbudowanego aparatu wykonawczego. Idąc na skróty Marco Beltrami osiągnął swój cel… przynajmniej w stopniu satysfakcjonującym. Ale czy równie satysfakcjonujące jest indywidualne starcie z tą kompozycją?



Niektórych ścieżek dźwiękowych nie powinno się oddzielać od ich filmowego kontekstu. I jedną z takich prac jest właśnie Ciche miejsce. Album soundtrackowy wydany nakładem Milan Records, to ciężki orzech do zgryzienia mimo, wydawać by się mogło korzystnego, 50-minutowego czasu prezentacji. Nie w tym rzecz, że proponowana przez wydawców muzyka jest trudna w odbiorze, bo do tego Marco Beltrami zdążył już przyzwyczaić entuzjastów swojej twórczości. Problem tkwi w jałowej treści, która skupia się na budowaniu pewnych nastrojów, a nie na opowiadaniu jakiejś historii. Tematyczna i aranżacyjna pustynia staje się faktem, w momencie, kiedy po raz kolejny dobijamy do portu sprawdzonych rozwiązań ilustracyjnych. Stale repetowane frazy spętane wznoszącymi i opadającymi dźwiękami mają swoją moc sprawczą, ale tylko w określonych warunkach i ograniczonej ilości. Każde kolejne wynurzenie wywołuje poczucie znużenia, ostatecznie prowadząc do zniechęcenia całym słuchowiskiem. I całe szczęście, że w treść okazjonalnie wdziera się liryka. Przygnieciona gatunkowym ciężarem widowiska, ale niewątpliwie wtłaczająca w trzewia partytury odrobinę emocjonalnej głębi. O ile więc będą w stanie nas poruszyć solowe partie fortepianowe, rozmywające się w ambientowym tle, o tyle jakąś dozę satysfakcji powinna nam ta praca dostarczyć.



Osobiście skłaniałbym się jednak ku idei, aby pozwolić odejść temu soundtrackowi w odmęty gatunkowego zapomnienia. W dorobku Marco Beltramiego funkcjonuje tyle ciekawszych prac, że po prostu szkoda czasu na mierzenie się z tym topornym materiałem. Wszystkich ciekawskich kieruję natomiast w stronę filmu Johna Krasinskiego. Tam najprędzej docenimy funkcjonalny aspekt ścieżki dźwiękowej do Cichego miejsca.

Najnowsze recenzje

Komentarze