Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jean-Claude Petit

Lumumba

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 07-04-2018 r.

Patrice Lumumba (1925-1961) był pierwszym premierem Demokratycznej Republiki Konga. Dziś postrzegany jest za bohatera narodowego, symbol walki z imperializmem (do 1960 roku Kongo znajdowało się pod belgijskim protektoratem). Jego krótkie rządy, a zwłaszcza proponowana idea zjednoczenia Afryki, przysporzyły mu jednak sporo wrogów. W 1960 został dymisjonowany. Od tego czasu był ścigany jako przestępca, a po aresztowaniu został rozstrzelany wraz z dwoma członkami swojego rządu. Dwa dni później jego zwłoki zostały wykopane, a następnie poćwiartowane i zalane kwasem. Morderstwo Lumumby odbiło się szerokim echem na arenie międzynarodowej.

O politycznej karierze legendarnego, kongijskiego przywódcy, oraz o okolicznościach jego śmierci, opowiada film Raoula Becka Lumumba z 2000 roku, będący koprodukcją francusko-niemiecko-belgijsko-haitańską. Muzykę doń skomponował Jean-Claude Petit, znany głównie ze ścieżki dźwiękowej do Cyrano de Bergerac z Gerardem Depardieu w roli tytułowej, za którą został nagrodzony BAFTA. Tym razem francuski kompozytor, z racji oczywiście tematyki filmu, musiał skierować się w stronę muzyki Afryki. Co zatem stworzył?

Już sam początek oficjalnego soundtracku przenosi słuchacza na Czarny Ląd. Tamtejsze perkusjonalia budują preludium dla tematu głównego, tematu samego Lumumby, z początku intonowanego przez wyciszone, liryczne kobiece mormorando. Pojawia się on także w drugim utworze, tym razem w wersji śpiewanej (z tekstem), gospelowym chórkiem, afrykańskimi perkusjonaliami i sekcją smyczkową. W zasadzie ów motyw nakreśla nam koncepcję obraną przez Petita w kontekście całej ścieżki dźwiękowej, jaką jest klasyczne dla muzyki filmowej budowanie dramaturgii poprzez środki wyrazu kojarzone z miejscem akcji filmu Becka. Muzyka Petita posiada więc spory ładunek dramatyczny, ale dzięki stosownym zabiegom jest mocno nasączona afrykańską specyfiką i brzmieniem.

Highlightami albumu nie są jednak wariacje ładnego tematu głównego, lecz dwie doskonałe pieśni, melodycznie i aranżacyjnie do siebie dość zbliżone. Sprawnie puentują one politykę Lumumby: jedna z nich jest pełna heroizmu, triumfalna i optymistyczna, druga natomiast jest bardziej dramatyczna, posiada też nutkę napięcia. Wprowadzany jest tutaj oczywiście chór i perkusjonalia podkreślające afrykański koloryt. Koncepcyjnie przypominają one chociażby kultowe Dry Your Tears, Afrika Johna Williamsa z Amistadu, czy też Mother Africa Hansa Zimmera z Zewu wolności. Nie ma tu oczywiście żadnej mowy o jakimkolwiek plagiacie, czy nawet inspiracji, niemniej wszystkie te kompozycje cechuje pewnego rodzaju zachwyt nad poetyką Czarnego Lądu. Obydwie pieśni usłyszymy w kapitalnym Finale, najbardziej reprezentacyjnym kawałku na płycie, pełniącym rolę swoistej suity. Niemały udział w tych utworach miała Lokua Kanza, piosenkarka z Demokratycznej Republiki Konga.

Jako że obraz Becka to w dużej mierze kino polityczne, pełne intryg i politycznych gierek, to też Petit zobligowany był do napisania nieco bardziej zdystansowanej emocjonalnie i wtopionej w filmowe kadry ilustracji, która spełniałaby funkcje underscore’u. Na albumie znalazło się więc troszkę mniej atrakcyjnego materiału, który w domowym zaciszu radzi sobie gorzej. Niemniej i tutaj znajdziemy małe perełki, jak chociażby piękne, choć i pełne napięcia, oparte na mieszanym chórze i orkiestrze, La Guerre.

Poważnym zgrzytem soundtracku są dwa utwory źródłowe, zakorzenione w afrykańskiej muzyce rozrywkowej. Samo ich zamieszczenie na albumie nie jest dobrym pomysłem, a co dopiero, gdy decydenci postanowili rozlokować je w środku zaprezentowanego na płycie materiału, bezsensownie przerywając obcowanie z oryginalnym scorem. Oczywiście nie może to rzutować diametralnie na finalną ocenę, aczkolwiek dobrze by było, gdybyśmy nie musieli zmagać się z takimi niepotrzebnymi wtrętami.

Jeśli ktoś lubi w muzyce filmowej afrykańskie komponenty, to Lumumba Jean-Claude Petita wprost musi się znaleźć na liście obowiązkowych rzeczy do przesłuchania. Jest tutaj sporo wokali, gospelowych chórków i bębnów, ale nie brakuje też wyrazistej tematyki i bardziej tradycyjnego instrumentarium. Tym samym większość miłośników muzyki filmowej powinna się spokojnie odnaleźć w tym materiale. Gorąco polecam!

Najnowsze recenzje

Komentarze