Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Wojciech Kilar

Portrait of a Lady, the (Portret damy)

(1996)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Portret damy to pierwszy film nowozelandzkiej reżyser Jane Campion po słynnym Fortepianie, dziś już klasyku współczesnego kina. Ta ekranizacja prozy Henry Jamesa tym razem spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem, choć grająca rolę drugoplanową Barbara Hershey „zdołała” nawet być nominowaną do Oscara. Campion, po Michaelu Nymanie, do napisania muzyki wybrała kolejnego, wybitnego twórcę, który muzykę filmową traktuje trochę jako dodatek do autorskiej twórczości, naszego rodaka Wojciecha Kilara. Kilar odpłacił się ścieżką nasiąkniętą jak tylko to możliwe duchem klasyki i typowego, niepowtarzalnego klimatu jego muzyki.

Plotka głosi iż Wojciech Kilar główny temat Portretu damy wymyślił wracając samolotem do Polski po spotkaniu z Campion. Tak myślę, że pan Kilar powinien bardzo często latać samolotami, bo muzyka, którą stworzył do Portretu damy to kwintesencja piękna i klasycznego brzmienia. Obcując z muzyką Kilara raczej nie powinno mówić się o jakichś tematach czy motywach, po prostu każdy (prawie) utwór przynosi nowe rozwiązania kompozycyjne, swego rodzaju „muzyczne myśli przewodnie”. Czasami bardzo proste kilku-nutowe frazy, które twórca ten przez niemal hipnotyczne ich powtarzanie tylko na swój znany sposób potrafi rozbudować w zachwycające, kilku-minutowe fragmenty. Podobnie kompozytor ten postępuje w swoich innych, nasyconych klasycznym brzmieniem pracach jak Dracula czy Pan Tadeusz. Pan Wojciech praktycznie, co nie powinno dziwić przy tego typu emocjonalno-refleksyjno-miłosno-romantycznej muzyce, całe brzmienie ścieżki dźwiękowej oparł o sekcję smyczkową, wielo-warstwową, na którą potrafi pisać jak mało kto. Owszem, czasami solowe instrumenty jak obój, fortepian bądź flet prowadzą subtelnie „temat przewodni” poszczególnej kompozycji, lecz zawsze asystuje im soczyste, bogate brzmienie smyczek.

Kilar tylko w charakterystyczny tylko dla siebie sposób potrafi zaakcentować pewne fragmenty, np. bardziej basowym brzmieniem bądź przejściem np. do subtelnej wiolonczeli, przez co jego rozbudowane kompozycje mimo powtarzalności nie mogą nudzić. Działa więc w pewien niezwykle chytry i przemyślany sposób na podświadomość słuchającego. By opisać stan muzyki, musielibyśmy użyć wielu przymiotników, ale spróbujmy… ;). Muzyka zależnie od utworu jest nacechowana tragicznym rozdarciem, słodkim pięknem, subtelnym wyciszeniem, spokojną refleksją czy typowym dla Kilara walcowym kołysaniem. Kto ceni np. przepiękną „Inwokację” z Pana Tadeusza, powinien być przy tym soundtracku w siódmy niebie. Niezłe metafory, ale tak jest w istocie. Trudno tu wyróżnić jakieś wybijające się ścieżki, ponieważ wszystkie właściwie stoją na niezwykle wysokim poziomie. Jeżeli chodzi o emocjonalne oddziaływanie, osobiście najbardziej spodobał mi się utwór A Certain Light z dwukrotnym, przeszywającym crescendo, gdy muzyka po „budowaniu i budowaniu się”, dochodzi wydawałoby się do wyżyn emocji. Ciekawy jest utwór Phantasms of Love, właściwie jedyny nie tak refleksyjny czy emocjonalny, co raczej mroczny i utrzymujący pewnego rodzaju erotyczne napięcie, gdy orkiestra osiąga „spełnienie” w stylu bliskim Basic Instinct Goldsmitha czy jego własnej, wspomnianej kompozycji z Draculi.

Dość znana jest również melodia z pierwszego i ostatniego utworu, która znana była mi jeszcze przed zaznajomieniem się z tą ścieżką dźwiękową. A to dzięki piosence pt. Szepty i łzy, śpiewanej przez Annę Marię Jopek do muzyki Kilara z niezawodną trąbką naszego wielkiego Tomasza Stańko. Utwór ten znajduje się min. na składance Kilar: The Best. To hipnotyzująca, podobnie jak muzyka w/w Nymana z Fortepianu melodia, oparta o eteryczny flet. Poezja. Na soundtracku znalazły się również trzy utworu Franza Schuberta, dwie kompozycje na fortepian oraz na smyczkowy kwartet. Mimo, że doskonale uzupełniają się z klasycznym brzmieniem Kilara, burzą jednak trochę ciągłość muzyki naszego maestro i lepiej gdyby znalazły się na końcu albumu. Można to przyjąć jako wadę wydania, ja jednakowoż osobiście uznałbym to za klasowy bonus do materiału Wojciecha Kilara. Takich „bonusów”, jak ostatnio pokazał to soundtrack z Pana i władcy, nigdy za mało…

Czasem słuchając muzyki naszego mistrza zastanawiam tak się, czy aby jego muzyka filmowa nie jest za „mądra” jak na muzykę filmową? Coś w tym musi być, bo słuchając Portretu damy, takie przemyślenia miałem stale… Trudno mi powiedzieć, czy Portret damy to jego najwybitniejsza kompozycja filmowa, może nią właśnie być. Z tej muzyki wylewa się dosłownie piękno i takie swego rodzaju rozdarcie, choć zupełnie inne, które spotykam np. u Johna Williamsa; gdy muzyka jest równocześnie piękna, liryczna a z drugiej strony naznaczona piętnem tragizmu, jakiejś definitywnej straty. Ten dualizm jest typowy dla Kilara, za to ceni go się właśnie na całym świecie. Mimo iż album trwa blisko 70 minut i mamy tu do czynienia właściwie z tą samą, bardzo klasyczną instrumentacją oraz faktem, że utwory nie odróżniają się jakoś wybitnie od siebie (mimo odmiennych tekstur muzycznych), nie miejmy złudzeń ku temu, iż muzyka nas znudzi, choć potrzebna jest chyba pewnego rodzaju wrażliwość by się w nią czuć. Muzyka również posiada pewien polski/słowiański charakter, co myślę tym bardziej będzie „wygodne” dla słuchacza polskiego. Arcydzieło.

(tekst opublikowany na Score Aficionado)

Najnowsze recenzje

Komentarze