Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michał Lorenc

Prowokator

(2004)
4,5
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Michał Lorenc w latach dziewięćdziesiątych często opisywał na ekranie zdecydowanie najpopularniejszego wtedy polskiego aktora, Bogusława Lindę. Po sensacyjnych hitach Kroll i obu częściach Psów, kolejnym obrazem był Prowokator Krzysztofa Langa. Film może nie odniósł wielkiego sukcesu komercyjnego, ale w swojej „obsadzie” miał jeden bardzo poważny element: Tatry. W tym miejscu nie trzeba być wybitnie bystrym by wywnioskować iż rzeczą, która robi największe wrażenie podczas seansu tego filmu są zapierające dech w piersiach panoramy polskich gór. Zbrodnią byłoby nie wykorzystanie takiej możliwości jakie daje interpretacja tego rodzaju obrazów przez jakiegokolwiek twórcę muzyki filmowej. Michał Lorenc nie popełnił na szczęście żadnej zbrodni – wyszedł z sytuacji więcej niż z obronną ręką.

Kamera ukazuje mgliste doliny – muzyka powoli rośnie; kamera powoli przesuwa się do góry, stoki, jeszcze bardziej do góry i wreszcie widzimy monumentalne zarysy pasma szczytów – muzyka eksploduje inspirującym, potężnym tematem. Tak zaczyna się Prowokator i tak wygląda mniej więcej główny temat tej nietuzinkowej, kolejnej klasowej kompozycji w karierze Michała Lorenca. Polscy twórcy, również Lorenc, w odróżnieniu od swoich amerykańskich kolegów raczej stronią od użycia sekcji dętej. Prowokator w tym przypadku to chyba najbardziej potężnie brzmiący, wykorzystujący instrumenty dęte, talerze i inne „przybory” perkusyjne score w karierze Polaka. Oczywiście znajdziemy tu wszystkie elementy stanowiące o unikalności partytur Lorenca, czyli melancholijną, emocjonalną sekcję smyczkową, harfę, użycie cymbał, wokalizy, lecz to właśnie inspirujące, monumentalne wykonania głównego tematu są głównym „punktem programu” soundtracka z Prowokatora. Inny przejaw brzmieniowego „wypasu” związany jest z kolei z militarystycznymi elementami fabuły filmu, które pozwoliły wprowadzić kompozytorowi swego rodzaju marsz. Jest on silnie zabarwiony potężnym, wojskowym werblem, najdobitniej ukazany w utworach 6 i 8.

Lorenc podobnie jak James Newton Howard w innej opowieści o górach (Vertical Limit), skorzystał z etnicznych instrumentów drewnianych, mających pogłębić obcowanie z potęgą gór i podkreślić ich mistycyzm. Flety z regionu Tatr polskich i słowackich w wykonaniu stałego współpracownika kompozytora, Mariusza Puchłowskiego (również min. Bandyta) kreślą egzotyczne i refleksyjne tło, pewnego rodzaju balans dla potężnego, wyżej przytoczonego brzmienia. Partie wokalne stoją jak zawsze u Lorenca na wspaniałym poziomie, tym razem w wykonaniu Kayhi (kolejna współpraca po Bandycie, a przed Przedwiośniem) oraz rosyjskiej sopranistki Olgi Szyrowej, śpiewającej przepiękne Ave Maria (również w wersji instrumentalnej). Troszkę słabiej prezentują się momenty kreujące suspense, bardziej podobne do tych z Psów, choć również napisane bez wątpienia „na poziomie”. Lorenc nie byłby Lorencem, gdyby nie wykorzystał w swojej muzyce również pulsującej perkusji, elementu jego muzyki, który osobiście uwielbiam. Przede wszystkim godnym uwagi utworem jest Dolina Chochołowska, dostępna również na znakomitej składance Pomatonu Michał Lorenc: Moje Filmy, łącząca relaksujące flety, bębny i wtórującą, emocjonalną sekcję smyczkową. Przy takiej muzyce można odlecieć…

Lorenc podobnie jak do obu części Psów, nagrywał muzykę do Prowokatora z Moskiewską Orkiestrą Symfoniczną pod dyrekcją Konstantyna Krymca. Również jak w tamtych przypadkach, muzyka jest pełna życia i werwy, piękna i inspirująca. Temat główny to fascynująca, inspirująca harmonia kilku nut. Szukający muzyki relaksacyjnej, niemal hipnotycznej zakochają się w Dolinie Chochołowskiej i Kazalnicy. Taka muzyka może porwać. Niestety, obraz całego albumu psuje jego końcówka, złożona z dwóch wersji piosenki promującej film autorstwa Roberta Gawlińskiego oraz dialogu Lindy z Krzysztofem Pieczyńskim. Rozumiem, że umieszczenie piosenki Gawlińskiego zapewne wiązało się w ogóle z warunkiem wypuszczenia tego albumu do sprzedaży, ale dialog pozostawia niesmak, szczególnie iż wypowiada się w nim słowo na „g”… To nie Psy, tutaj to było zbędne… Prowokator w ostatnich latach był sporym rarytasem na rynku, zakupienie oryginalnej płyty graniczyło z cudem. Na szczęście w 2004 roku na przeciw wymaganiom nielicznych fanów muzyki filmowej (tak, miejmy nadzieję, że taki był powód..!;), Pomaton wypuścił na rynek 2-płytowe digipack, razem z elektryzującą muzyką z Bandyty i ta recenzja jest oparta na tym właśnie wydaniu. Podsumowując: Prowokator mimo nielicznych wad jest kompozycją zgoła znakomitą.

(tekst opublikowany na Score Aficionado)

Najnowsze recenzje

Komentarze