Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Gezora-Ganime-Kameba: Kessen! Nankai No Daikaijű (Yog: Monster from Space)

(1970/1997)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-06-2017 r.

Nikogo raczej nie trzeba przekonywać, że gatunek kaiju-eiga rządzi się swoimi prawami. O ile jednak statystyczny miłośnik kina jeszcze jest w stanie kupić opowieści o gigantycznych rozmiarów jaszczurach i małpach, o tyle oglądanie na ekranie wielkiej jak wieżowiec mątwy, która chce zniszczyć świat (a jakże!), może się okazać ponad jego siły. Ów destrukcyjna mątwa, o imieniu Gezora, pojawia się w filmie Yog: Monster from Space Ishiro Hondy (znanym także pod tytułem Space Amoeba). Jako że jednak obraz ten powstał w 1970 roku, czyli już u schyłku ery Showa, to decydenci z Toho nie mogli oprzeć się pokusie wstawienia do fabuły większej ilości olbrzymich potworów. I tak też w Yog: Monster from Space Gezorze partnerują 30-metrowy krab Ganimes oraz sporych gabarytów kamienny żółw Kamoebas.

Yog: Monster from Space jest pierwszym filmem kaiju Hondy, w którym nie możemy podziwiać efektów specjalnych Eijiego Tsubarayi (artysta zmarł rok wcześniej, zastąpił go jego asystent, Teisho Arakiwa). Na stołek autora ścieżki dźwiękowej, tak jak w wielu poprzednich dziełach Hondy, powrócił za to Akira Ifukube. Japoński kompozytor swoim zwyczajem stworzył muzykę bardzo przewidywalną. I tak też na ścieżce dźwiękowej dominuje przede wszystkim posępna i w wielu miejscach dysonująca muzyka, tylko sporadycznie wychylająca się poza ograne do bólu standardy ilustracyjne, „wynalezione” i stosowane przez Ifukube w praktycznie każdym monster-movie. Można więc powiedzieć, że kto zna soundtracki Japończyka, ten wie, czego się spodziewać.

Fundamentem partytury z Yog: Monster Space jest kilka motywów. Pierwszy z nich, wałkowany prawie non-stop, należało by przypisać Yogowi, pochodzącej z Jowisza kreaturze, która po wylądowaniu na jednej z wysp Pacyfiku zaczęła mutować miejscowe zwierzęta do wspomnianych w pierwszym akapicie potworów. Ów melodia nie jest niczym szczególnym w dorobku w Japończyka, można wręcz powiedzieć, że wydaje się trochę napisana na kolanie, choć naturalnie nie można zarzucić jej braku funkcjonalności. Zresztą sposób, w jaki posługuje się nią Ifukube zasługuje na uwagę. Motyw ten, w tajemniczych, stonowanych aranżacjach (nierzadko archaiczna elektronika), pojawia się jako muzyczne odzwierciedlenie Yoga. Natomiast rozpisany na szerszy skład wykonawczy (głównie typowe dla kompozytora blachy) staje się tematem Gezory, olbrzymiej mątwy, pierwszego potwora stworzonego przez Yoga.

Swoje motywy otrzymały także Ginemes i Kamoebas. I tym razem nie możemy mówić o jakiś zapadających w pamięć melodiach. Znów jednak wyróżnia się sposób użytkowania tych idei muzycznych w ruchomych kadrach. Po pierwsze, obydwa motywy pojawią się często w asyście motywu Yoga, co sprawnie potrafi uzmysławiać widzowi i słuchaczowi związek przybyłego z kosmosu antagonisty oraz jego pomiotów. Po drugie, takowa konsekwentna lejtmotywika potrafi wyczarować doprawdy porządne kompozycje, tak jak chociażby muskularne Ganime Vs. Kameba, gdzie, jak łatwo się domyślić, będziemy mieli sposobność usłyszeć „walkę” tematów Ganimesa i Kamoebasa. Jest też niestety druga strona medalu – posługiwanie się wyżej opisywanymi melodiami może szybko wywołać uczucie znużenia.

Czasami jednak Ifukube odstępuje od operowania rzeczonymi wyżej motywami. Gdzieniegdzie Japończyk wprowadza przestarzale już brzmiące elektroniczne efekty brzmieniowe, innym razem rozpisuje akcję na dynamiczne partie fortepianu. Sporo słuchaczy zwróci zapewne uwagę na utwór The Prayer Of Selgio Island, który odwołuje się do muzyki z rytuałów odprawianych przez tubylczą ludność wyspy, na której toczy się akcja filmu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to nic innego, jak przepisany, z zaledwie kosmetycznymi zmianami, temat przewodni z 9 lat starszego filmu King Kong vs. Godzilla. Podobnież nadmieniona fortepianowa akcja ma korzenie we wcześniejszych pracach Japończyka, chociażby w ścieżce dźwiękowej z filmu Varan The Unbelievable. Pewnym wyróżnikiem tej pracy jest natomiast wykorzystanie idiofonu przypominającego w brzmieniu ksylofon. Dodaje on pewnego egzotycznego kolorytu, lecz niestety usłyszymy go w zaledwie trzech utworach.

Samo wydanie jest tradycyjnie rozwleczone do granic możliwości – bez większości utworów można by się spokojnie obejść (zwłaszcza entych repetycji motywów poszczególnych potworów). Alternatywy zresztą nie ma, bo żadna kompozycja z Yog: Monster from Space nie trafiła na cenioną wśród fanów Symphonic Fantasię oraz równie popularne Ostinato. Takiemu stanowi rzeczy trudno się dziwić. Wałkowane do znudzenia tematy, choć funkcjonalne, są w gruncie rzeczy tylko kolejnymi motywikami Japończyka, a inne zwracające uwagę idee muzyczne albo nie posiadają dostatecznej siły wyrazu albo są zrzynkami z wcześniejszych prac maestro. I dlatego też Yog: Monster from Space należy zakwalifikować do dolnej półki dokonań Akiry Ifukube.

Najnowsze recenzje

Komentarze