Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer, Pharrell Williams, Benjamin Wallfisch

Hidden Figures (Ukryte działania)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 25-03-2017 r.

Mary Jackson, Katherine Johnson i Dorothy Vaughan. Trzy czarnoskóre kobiety pracujące w NASA, które nie dość, że brały udział w wydarzeniach wprost historycznych, to same zmieniły bieg historii. Jackson jako pierwsza została kobietą-inżynierem. Dorothy Vaughan została pierwszą czarnoskórą kierowniczką i jedną z pierwszych programistek amerykańskiego programu kosmicznego. Johnson (primo voto Goble) dosłownie pomogła wysłać pierwszego Amerykanina w kosmos, ponieważ to właśnie ją John Glen poprosił o sprawdzenie dokonanych przez komputer obliczeń. Bez jej pomocy odmówiłby udziału w misji. Ich historię w książce Hidden Figures opisała Margot Lee Shetterly i dość szybko podjęto decyzję o jej adaptacji. Główne bohaterki zagrały Octavia Spencer, Taraji B. Henson oraz Janelle Monae. Oprócz nich wystąpili m.in. Kevin Costner, dawno nie widziana Kirsten Dunst, Jim Parsons i laureat Oscara za Moonlight Mahershala Ali. Bardzo sprawny film, który pochwaliła wciąż żyjąca Katherine Johnson, wyreżyserował Theodore Melfi na podstawie scenariusza napisanego z Allison Schroeder.

Dwa miesiące po rozpoczęciu zdjęć do grona producentów dołączyła gwiazda pop Pharrell Williams, który miał napisać do filmu piosenki i muzykę ilustracyjną. Najwyraźniej z tym drugim musiał mieć pewne problemy, ponieważ do współpracy zaprosił swojego dobrego przyjaciela Hansa Zimmera i Benjamina Wallfischa, który rok wcześniej z Niemcem współaranżował Happy na rozdanie nagród Grammy. Przy okazji premiery filmu wydano dwa albumy, jeden z piosenkami, drugi z muzyką ilustracyjną, za który odpowiadało Columbia Records.

Film i album rozpoczynają Katherine. Bardzo ładny temat na fortepian przypomina trochę twórczość Jamesa Hornera. Partie gra wybitny Herbie Hancock. Dołączają ciepłe smyczki. W drugiej połowie zaś pojawia się wokaliza, odsyłająca do tradycji gospel, co zapowiada dalsze brzmienie ścieżki. Dominuje przede wszystkim delikatna orkiestra, fortepian i czasem partie wokalne. Mission Control wprowadza dodatkowo jeszcze elektronikę.

Zgodnie z dominującymi zwykle zasadami, podpis w filmie powinien raczej brzmieć: „muzyka Pharrell Williams, dodatkowa muzyka Hans Zimmer i Benjamin Wallfisch”. Niemieckiego kompozytora słychać głównie w aranżacjach i brzmieniu smyczków. Wygląda to tak, jakby role się tym razem odwróciły. Warto zwrócić też uwagę na Redacted, które odsyła wręcz do wczesnych lat dziewięćdziesiątych i jazzowych elementów stylu twórcy Cienkiej czerwonej linii, po raz ostatni słyszanych chyba w Tajnej broni.

Pod względem interpretacyjnym nie jest to w żadnym wypadku trudna muzyka. Kompozytorzy po prostu podkreślają emocje, które płyną z ekranu i dość wyraźnie ocieplają przedstawione wydarzenia. Zimmerowskie ciepłe smyczki tylko wspomagają budowanie nastroju. Highlightem ścieżki jest przypominający nieco Frost/Nixon, fortepianowy motyw obliczeń, do którego dochodzą jeszcze bardzo ciekawe, minimalistyczne wręcz partie wokalne, odsyłające już trochę mniej do tradycji gospel. Z zupełnie innej beczki bardzo fajne jest montażowe Call Your Wives, które typowo jazzową sekcję dętą oddaje… chórowi. Podobnie twórcy podeszli do pełnego swoistego patosu Ladies’ March. Wprowadza to do filmu pewien humorystyczny element, podobnie jak anachroniczne piosenki Pharrella w scenach, w których bohaterka musi przebiec cały kompleks NASA, by pójść do łazienki dla kolorowych. Z jednej strony taka niepozbawiona ironii dynamizacja jest ciekawa, z drugiej strony jednak popowe utwory Pharrella Williamsa średnio odnajdują się w rzeczywistości początku lat sześćdziesiątych, które film próbuje dość dokładnie odtworzyć.

Muzyka sama w sobie, choć nieco „plumkająca” (jakby to miałoby być wadą!), jest bardzo ładna. Pharrell (by nie mylić go bynajmniej z innym Williamsem!) okazuje się kompozytorem o niewątpliwym talencie melodycznym, w co chyba jednak nikt, kto kiedykolwiek usłyszał np. Happy, nie wątpi. Najciekawsze wydaje się wręcz prawie „pudelkowe” gdybanie, kto co zrobił. Brzmienie jest przynajmniej kreowane na zimmerowskie. Tak ciepłej pracy twórca Holiday już dawno nie napisał, koncentrując się ostatnio głównie na filmach mrocznych. Do tego jeszcze dawno niesłyszana stylistyka Chevaliers de Sangreal wraca w Katherine Calculates. Raczej nie można mieć wątpliwości, że Niemiec co najmniej maczał w tym palce. Ciekawy jest też powrót do niektórych starszych brzmień. Mało kto pamięta te wcześniejsze ścieżki, gdzie jazzowa trąbka z tłumikiem była jednym z wyznaczników tych delikatniejszych dramatów Zimmera. Lift Off natomiast ewidentnie było inspirowane Apollo 13 Jamesa Hornera, dołączają nawet dęte blaszane, wcześniej w ścieżce nieobecne (poza trąbką, rzecz jasna). Nie powinno to dziwić, ponieważ nikt nie przedstawił cudowności startu człowieka w kosmos lepiej od Amerykanina. Pod koniec ścieżki napięcie rośnie, co kompozytorzy ilustrują przez stylistykę bliższą drugiemu Spider-Manowi.

Tytułowe Hidden Figures to triumfalna powtórka z początku ścieżki. Kończące płytę Epilogue jest ładne, ale cokolwiek zbędne. Dzieło Zimmera, Williamsa i Wallfischa jest klasycznym przykładem muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej. Może nie wnoszącej zbyt wiele do kariery żadnego z zaangażowanych kompozytorów, ale przyjemnej i skomponowanej do dobrego filmu. Osobom, które chcą dość delikatnej, acz inspirującej ścieżki, która może towarzyszyć ich codziennemu życiu, można śmiało polecić. Żadne arcydzieło, ale posłuchać można. A nawet warto.

Najnowsze recenzje

Komentarze