Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bruno Coulais

Marie Curie (Maria Skłodowska-Curie)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-03-2017 r.

Biograficzny dramat Maria Skłodowska-Curie, szumnie reklamowany polskimi aktorami, tak naprawdę niewiele ma wspólnego z naszym krajem. Iza Kuna, Piotr Głowacki i Daniel Olbrychski pojawiają się jedynie na trzecim planie, a występ Jana Frycza można zakwalifikować jedynie jako epizod. I tak też z obsady aktorskiej tylko pojawiająca się w roli tytułowej Karolina Gruszka faktycznie wnosi do filmu Marie Noelle rodzimy akcent. Podobnież nadwiślańskie pochodzenie utalentowanej noblistki zostaje zmarginalizowane. I choć aspekty te wcale nie muszą przesądzać o jakości produkcji, to jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że widz nie do końca otrzymuje to, czego oczekiwał. Tym bardziej, że wątki odkryć Skłodowskiej-Curie i poszukiwania przez nią miejsca w zmaskulinizowanym świecie nauki muszą w końcu ustąpić miejsca miłostkom dwukrotnej laureatki nagrody Nobla.

Maria Skłodowska-Curie to drugie spotkanie Noelle z kompozytorem Bruno Coluais. Ta dwójka artystów kilka lat wcześniej zrealizowała wspólnie Ludwika Szalonego, kostiumową biografię Ludwika II Wittelsbacha, zwanego także Bajkowym Królem. Opowieść o urodzonej w Warszawie noblistce to jednak film dużo bardziej skromny, nakręcony za wyraźnie mniejsze pieniądze. Tak też i muzyka Francuza została rozpisana na niewielki skład wykonawczy, w tym na instrumenty solowe. Jak się okazuje, na potrzeby Marii Skłodowskiej-Curie z tych minimalistycznych substratów udało mu się otrzymać całkiem ciekawy produkt.

Muzyka Coulais, często słyszana podczas seansu, wydaje się dość zdystansowana w stosunku do opowiadanej przez Noelle historii. Francuz nie stara się podkreślać naukowych triumfów Skłodowskiej-Curie, nie podąża też nachalnie za jej przeżyciami i romansami. Ten krok wydaje się całkiem zrozumiały, albowiem nazbyt czytelna ilustracyjnie muzyka mogłaby poskutkować, odpowiednio, przesadną patetycznością i ckliwością. Tym bardziej, że mamy do czynienia z kameralnym obrazem, który wykazuje większe powinowactwo do tytułów spod znaku teatru telewizji aniżeli do wysokobudżetowych produkcji. W zamian za to Coulais serwuje muzykę niejednoznaczną w wydźwięku, emocjonalnie oddaloną od widza i słuchacza, a także w pewien sposób tajemniczą, w czym spory udział często pojawiającego się kolażu dzwonków i fortepianu. Wraz z nienagannymi zdjęciami Michała Englerta tworzy ona intrygujący i prawdziwie kowalencyjny związek.

Już Generique debut, będący ciekawym amalgamatem smyczków, dzwonków, fortepianu, zawrotnych partii fletu i delikatnych syntezatorów, zarysowuje nam pobieżny obraz tej ścieżki dźwiękowej. Analogicznie wypadają motywy z utworów De mère en fille i Le premier baiser i Le renouveau. Melodie te nie są co prawda szczególnie chwytliwe, ale ubrane w odpowiednie szaty potrafią budować dość chłodną, ale także i poniekąd intymną atmosferę. Najciekawszym „zjawiskiem” na płycie, przynajmniej w moje ocenie, jest jednak Quatuor de la mer, rozpoczynający się od piskliwego glissando na smyczkach, a następnie przechodzący w popisowo zaaranżowaną melodię na skrzypce. Sugestywnie wypadają też niewinne, jakby kołysankowe, dzwonki na początku La mort de Pierre, kawałka będącego ilustracją tragicznej śmierci Pierre’a Curie, męża Marii.

Recenzowana muzyka utrzymana jest w dość jednostajnym tempie, przez co odsłuchiwana w temperaturze pokojowej może niekiedy sprawiać wrażenie odrobinę sennej, zwłaszcza w pierwszej połowie albumu. Z czasem jednak, dla odpowiedniego zbilansowania ścieżki dźwiękowej, Francuz prezentuje kilka bardziej atonalnych utworów. W tej materii posługuje się przede wszystkim smyczkami, tak jak chociażby w intensywnym i drapieżnym Le vote à l’académie, w którym instrumenty zostają rozszczepione na kilka osobnych głosów. Tego rodzaju kompozycji nie jest jednak zbyt wiele i letargiczny nastrój dominuje podczas obcowania z tym soundtrackiem. Na szczęście przystępny czas trwania nie pozwala odbiorcy się zbytnio rozkojarzyć.

Ambiwalentny stosunek można mieć do zamykającej krążek piosenki La Lumiere Blueue, którą wykonuje zespół Nour. Muszę przyznać, że trochę zaburza ona równowagę muzyczną budowaną przez resztę materiału. Jest to bowiem dość humorystyczny, lekki i sympatyczny song, przyprawiony o typowy dla Coulaisa pierwiastek muzycznego szaleństwa. Naturalnie nie usłyszymy tej kompozycji podczas filmowych wydarzeń. Została ona oddelegowana na drugą część napisów końcowych.

Wielu miłośników muzyki filmowej mogło mieć pewne obawy, co do tego, jaki poziom będzie reprezentować ścieżka dźwiękowa z Marii Skłodowskiej-Curie. Co by nie powiedzieć, projekty Francuza poprzedzające film Noelle mogły nie nastrajać zbyt optymistycznie, wszak zdecydowanie brakowało mu w nich tej muzycznej kreatywności sprzed kilku i kilkunastu lat. Ostatecznie udało mu się jednak wyjść obronną ręką. Można oczywiście ponarzekać, że brakuje tu jakiś zapadających w pamięć tematów, a sama muzyka nie jest niczym odkrywczym w dziedzinie muzyki filmowej. Niemniej jednak score Coulais punktuje intrygującą atmosferą, solidnymi instrumentacjami i przystępnym czasem trwania. Jest po prostu czymś w rodzaju kolejnej publikacji naukowej w profesorskim dorobku francuskiego kompozytora.

Najnowsze recenzje

Komentarze