Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Starship Troopers (Żołnierze kosmosu)

(1997)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Uprzejmie proszę o uwolnienie wszystkich instrumentów z orkiestry! Prośbę swoją motywuję tym, iż wszystkie instrumenty są trzymane i wykorzystywane wbrew ich woli. Ta z pozoru idiotyczna prośba skierowana jest do wszystkich czytelników i ma swoje głębokie uzasadnienie. Narzędzia jakimi posługują się muzycy są nieludzko traktowane. W dobie tak wszechobecnej elektroniki, korzystanie z ‘żywych’ instrumentów wydaje się być zbrodnią. Zgadzam się, że muzyka w wykonaniu pełnej orkiestry brzmi lepiej niż syntetyczne dźwięki, ale co z tego? Sztuczne futra też wyglądają gorzej, a czy to oznacza, że możemy zabijać zwierzęta, żeby kobiety czuły się lepiej? Wyrażam swoje głębokie oburzenie zaistniałą sytuacją. Pragnę przybliżyć zaistniały problem na pewnym przykładzie.

Ścieżka dźwiękowa autorstwa Basila Poledourisa do filmu Starship Troopers powinna znaleźć swój epilog w sądzie. Toż to instrumentobójstwo. Oficjalne wydanie tej ścieżki zawiera niewiele ponad pół godziny muzyki, ale to wystarczy, żeby pod koniec ścieżki usłyszeć lament zmęczonych instrumentów. Wszyscy członkowie orkiestry bez wyjątku znęcają się nad powierzonymi im przyrządami. Kręci mi się w głowie, kiedy pomyślę, że istnieją jeszcze inne wydania tego soundtracku. Twierdzenie, że zawierają one prawie kompletną muzykę zawartą w obrazie byłoby szaleństwem.

Począwszy od sekcji dętej, a skończywszy na smyczkach przechodzimy wraz z tymi biedactwami istną drogę przez mękę. Bynajmniej nie chodzi mi o to, że dźwięki jakie z siebie wydają są złe. Są bardzo dobre, ale nikt nie docenia poświęcenia, jakie trzeba było w to włożyć. Bo czy droga czytelniczko, chciałabyś, aby ktoś pocierał cię długim patykiem w tą i z powrotem? Albo drogi czytelniku, chciałbyś aby ktoś brał do ust twój ustnik i dmuchał w niego? Hmmm… cofam te pytania w obawie o pozytywne odpowiedzi. Mniejsza z tym… 😉

Skupmy się na jednym utworze. Klendathu Drop jest najlepszym kawałkiem na całej płycie. Najwyraźniej woła w nim o pomoc sekcja dęta. Militarnego klimatu nadają temu kawałkowi charakterystyczne werble, które swoje tutaj też wycierpiały. Kiedy w oku kręci się łezka w obawie o kondycję tych instrumentów, o pomoc zaczynają wołać smyczki. Tego po prostu trzeba posłuchać, tego się nie da opisać słowami.

Reszta albumu utrzymana jest w podobnym stylu, jednak nie trzyma już tak wysokiego poziomu. Można pomyśleć, że na oficjalnym wydaniu został zawarty najbardziej sadystyczny materiał. Słuchając takiej muzyki nie trudno się domyślić, czemu Basil Poledouris przestał być zatrudniany w Hollywood. Po tak brutalnych (tak, nie bójmy się używać ostrych słów) ścieżkach jak Robocop czy Conan, the Barbarian należało się tego spodziewać. Cieszy fakt, że producenci mają współczujące serca i spychają orkiestrę na drugi plan, skupiając się wyłącznie na elektronice.

Wracając do Żołnierzy Kosmosu, znajdziemy też tam spokojniejsze kawałki. Ale co z tego, skoro wtedy obrywa fortepian i ponownie te biedne skrzypce. Ogólnie jednak partytura ma bardzo wojskowy charakter, ale to było podyktowane filmem, który sam w sobie posiadał drugie dno, łatwe z resztą do przeoczenia. Wielu uznało bowiem ten obraz za kiepskie kino sci/fi, nie widząc w tym krytyki pewnego systemu politycznego. Ale nie o tym miałem pisać.

Świetny temat przewodni słyszany w Klendathu Drop w żaden sposób nie tłumaczy kompozytora z tego, jak potraktował te instrumenty. Na szczęście córka kompozytora Zoe Poledouris okazała trochę serca i nagrała pseudo-rockowy kawałek, który bardziej zahacza raczej o pop, a najbliżej mu do gatunku zwanego kiczem. Ostatni utwór na płycie to właśnie wspomniana piosenka i przykład, jak można tworzyć muzykę nie krzywdząc przy tym orkiestry. Może i brzmi to fatalnie, ale przynajmniej sumienie mamy czyste.

John Williams, Hans Zimmer, Elliot Goldenthal, Basil Poledouris… to są instrumentobójcy! Powiedzmy sobie szczerze, to oni w dobie współczesnej elektroniki nadal skłaniają się ku ‘żywym’ instrumentom. Takich potworów jest więcej! Nie możemy dopuścić do tego, aby nurt, którego przykładem jest Starship Troopers zagościł u nas na dobre. Czy trzeba nam czegoś więcej od tanich piosenek w radiu? Czy naprawdę potrzebujemy pełnych, orkiestralnych partytur, aby cieszyć się muzyką? Na te poważne pytania każdy musi odpowiedzieć sobie sam. A gdy jednak będziecie już słuchali takiej muzyki, pamiętajcie o tych biednych instrumentach. Ciekawe co na to wasze sumienie. Pewnie powiecie, że czyste, bo nieużywane…

Najnowsze recenzje

Komentarze