Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Naoki Sato

Stranger: Mukō hadan (Sword of Stranger)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 03-01-2017 r.

Japonia, XVI wiek. Mały Kotaru jest ścigany przez tajemniczą grupę wojowników, działających z polecenia chińskiego cesarza z dynastii Ming. Chłopczyk, wraz z towarzyszącym mu psem Tobimaru, zmuszony jest ukrywać się w opuszczonej świątyni. Tam też poznaje młodego ronina (samuraja bez pana) Nanashiego, co w języku polskim oznacza dokładnie „bezimienny”. Mężczyzna, nie bezinteresownie, postanawia pomóc Kotaru. Wkrótce okazuje się, że krew kilkunastolatka potrzebna jest w celu otrzymania magicznego eliksiru, który ma zapewnić cesarzowi nieśmiertelność. Taką historię opowiada anime Sword of Stranger w reżyserii Masahiro Ando.

Muzykę do tego filmu skomponował Naoki Sato, twórca ówcześnie kojarzony głównie z pracy nad rozmaitymi serialami anime. Warto zwrócić uwagę, że obraz Ando można potraktować za pewną wprawkę przed trylogią Rurouni Kenshin, którą Sato zilustrował kilka lat później. W obydwu przypadkach mamy historię osadzoną w dawnej Japonii, samurajów w rolach głównych oraz quasi-mangową stylistykę. Czy zatem Sword of Stranger dorównuje pod względem muzycznym cyklowi o rudowłosym roninie? Przyjrzyjmy się temu, co ma do zaoferowania oficjalny soundtrack.

Omawianie ścieżki dźwiękowej Sato zacznijmy od bazy tematycznej. Japończyk napisał do filmu Ando ładny, wpadający w ucho motyw główny. Cześć słuchaczy dopatruje się w nim wyraźnych inspiracji twórczością Jamesa Hornera, zwłaszcza Braveheart – Walecznym Sercem. Fakt faktem Japończyk nie ostatni raz miałby nawiązać do dzieł Amerykanina, a poza tym pierwsze trzy nuty owej melodii wiodącej rzeczywiście wydają się zaczerpnięte z filmowej opowieści o szkockim bohaterze narodowym. Ja bym jednak zwrócił uwagę na podobieństwo z zupełnie innym tematem. Mam tu na myśli motyw przewodni z chińskiego melodramatu Droga do domu (1999) w reżyserii Zhanga Yimou. Ba, gdy Sato aranżuje swoją melodię na solowy flet, to niemal z miejsca przychodzi do głowy kompozycja Bao Sana. Inna sprawa, że obydwa tematy nie są jakoś szczególnie wyszukane i oryginalne, to też byłbym raczej ostrożny w oskarżeniach o plagiat.

Temat główny usłyszymy nie tylko we wspomnianej wersji na flet solo, ale również w bardziej złożonych, orkiestrowych wariacjach. Tym, co zapewne słuchacze polubią najbardziej, będzie uchodzący za highlight tej ścieżki dźwiękowej utwór Ihojin no Yaiba, gdzie usłyszymy epicką wariację melodii przewodniej. Ponadto Sato przygotował liryczny i całkiem chwytliwy motyw przyjaźni pomiędzy Kotaru i Nanashim. Znajdziemy go w kilku kompozycjach, aczkolwiek najładniej rozbrzmiewa w Na mo Naki Kizu, będącym jednocześnie jednym z najbardziej wyrazistych punktów ilustracji, patrząc pod kątem filmowego oddziaływania. W opisywanym score zwraca uwagę także dość charakterystyczny i ciekawy brzmieniowo motyw dud.

Jako że w Sword of Stranger sporo się dzieje, to też i Sato zobligowany był do stworzenia niemałej ilości muzyki akcji. W tej materii Japończyk wykorzystuje głównie pokaźny arsenał dalekowschodnich perkusjonaliów, w tym bębnów taiko. Za ich pomocą buduje brutalne, dynamiczne utwory, dobrze sprawdzające się na ekranie. Inna sprawa, że wydają się dość banalne. Co prawda z większości z nich dosłownie kipi energia i agresja, ale oparcie muzyki jedynie na perkusyjnym rytmie, przy jednoczesnym zredukowaniu praktycznie do zera warstwy melodycznej, może dawać malkontentom powód do narzekań. Z konceptu bazowania w muzyce akcji na perkusjonaliach Sato skorzysta kilka lat później we wspomnianym Rurouni Kenshin.

Co może sprawiać pewną niedogodność niektórym odbiorcom – część utworów jest dość krótkich, a niektóre z nich nie przekraczają nawet minuty. W końcu 46 minut muzyki rozparcelowanej pomiędzy 25 utworów nie brzmi jakoś szczególnie zachęcająco. Szczęście takie, że sama muzyka nie wydaje się przesadnie ilustracyjna, a tematy mają okazję rozbrzmieć w pełnej okazałości, bez gwałtownego ich przerywania. Nie jestem natomiast przekonany, czy sam dobór materiału jest satysfakcjonujący, albowiem bez części kompozycji spokojnie można by się obejść. Wyrzucenie zwłaszcza tych krótszych ścieżek na pewno wyszłoby wszystkim na dobre. Niemniej jednak score Japończyka jest względnie eklektyczny i nie drażni monotonią.

I tak właśnie prezentuje się ścieżka dźwiękowa Naokiego Sato z filmu Sword of Stranger. Mamy tutaj dwa wyraziste tematy, bezpardonową akcję, a także całkiem różnorodnie rozplanowany album. Czy zatem partytura Japończyka jest w stanie zadowolić bardziej wymagających miłośników filmówki? Nie do końca. Przede wszystkim Sato nie jest zbytnio kreatywny, podąża raczej ścieżkami utartymi przez innych kompozytorów, aniżeli próbuje tworzyć swój własny język muzyczny. Problemem jest też pewna siermiężność, najbardziej słyszalna w bardziej dynamicznych utworach. Z drugiej strony są tutaj fragmenty zapierające dech w piersiach, zarówno w trakcie odsłuchu albumu, jak i podczas seansu. Japoński kompozytor nie ma się zatem czego wstydzić.

Najnowsze recenzje

Komentarze