Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Petit Poucet, le (Tomcio Paluch)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-12-2016 r.

Bajki babci Gąski, pióra francuskiego prozaika Charlesa Perraulta, to utwór zaliczany do klasyki barokowej literatury. Nie kojarzycie tego tytułu? Na pewno znacie za to takie postacie, jak Czerwony Kapturek, Kot w Butach, Kopciuszek i Śpiąca Królewna. Wszyscy ci bohaterowie pojawili się najpierw właśnie w tomiku Bajki babci Gąski Perraulta, który czerpiąc z podań ludowych stworzył kilka znanych po dziś dzień baśni (część z nich przerobili ponad 100 lat później bracia Grimm). Do wyżej wymienionych postaci, którym w dziele Francuza poświęcone zostało opowiadanie, zalicza się również Tomcio Paluszek. Historia mierzącego kilka centymetrów, rezolutnego chłopczyka stała się bardzo popularna wśród dzieci i młodzieży. A gdyby tak przenieść historię Perraulta na duży ekran, jednocześnie ubierając ją w mroczniejsze szaty? Takiej właśnie koncepcji spróbowano w pochodzącym z 2001 roku Tomcio Paluchu w reżyserii Olivera Dahana.

Podążając za literackim oryginałem, obraz przenosi nas do wiejskiego domku, gdzie mieszka małżeństwo wraz z kilkoma synami. Najmłodszy i najmniejszy z nich, tytułowy Tomcio, jest ciągle dręczony i wyśmiewany przez braci. Pewnego dnia na ich chatę napada zbrojna armia, rabując wszystko, co nadawało się do jedzenia. Ponieważ ojciec rodziny nie chce patrzeć na to, jak umierają z głodu jego dzieci, postanawia wyprowadzić całą piątkę do lasu i tamże porzucić. Pozostawieni na pastwę losu chłopcy muszą stawić czoła niebezpieczeństwom. Jak zatem widać, nie jest to lekka opowieść. A teraz dodajmy do tego ponurą, teatralną scenografię, szarawe zdjęcia, akcję toczącą się głównie w nocy, symfoniczną muzykę, a otrzymamy baśń pozbawioną infantylności i obdarzoną nietuzinkowym klimatem. Oczywiście Dahan nie popada też w skrajność; nie zapomina, że tworzy film z kilkunastolatkami w rolach głównych, z przesłaniem dla młodych widzów. Tak też Tomcio Paluch to wciąż obraz dla dzieci, tyle że dla tych trochę starszych. Ze względu na odpowiednie wyważenie tonu przedstawionej historii, również dorośli mogą wczuć się w przygody małego Tomcia.

W powyższym akapicie wspomniałem już o symfonicznej ścieżce dźwiękowej, która jest ważnym elementem filmu. Skomponował ją Joe Hisaishi, co mogło się wydawać bardzo intrygującym i na pewno zaskakującym wyborem. Trzeba przyznać, że francuscy decydenci trafili w jeden z najlepszych okresów twórczości Japończyka. Maestro kilka lat wcześniej napisał swoje opus magnum, Księżniczkę Mononokę, stworzył też kilka popularnych partytur do filmów Takeshiego Kitano. W tym samym roku skomponował rewelacyjne Sprited Away: w Krainie Bogów, a przed sobą miał jeszcze doprawdy świetną pierwszą dekadę XXI wieku. O jakość powstałej partytury Dahan nie musiał się zatem martwić. Warto zauważyć, że Tomcio Paluch był dla Japończyka projektem bardzo ważnym z jednego względu. Był to bowiem pierwszy film zrealizowany poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni, do którego napisał muzykę. Nad francuskim obrazem będzie jeszcze pracował sześć lat później, komponując do familijnej przygodówki Sunny i słoń. Wróćmy jednak do sedna niniejszego tekstu, czyli tego, co oferuje nam oficjalny soundtrack z Tomcia Palucha. Ukazał się on nakładem wytwórni Universal we Francji i Stanach Zjednoczonych.

Hisaishi z typowym dla siebie zwyczajem skomponował fantastyczny temat przewodni (Little Tom Thumb (Main Theme)), z którego bije piękno i majestatyczność. Patrząc przez pryzmat dyskografii Japończyka, nie jest to może jakaś niezwykle wyróżniająca się melodia – podobne frazy możemy znaleźć w kilku jego starszych ścieżkach dźwiękowych, min. z filmów Chizuko’s Young Sister i Porco Rosso. Z drugiej strony echa tego tematu doszukamy się w powstałej sześć lat później partyturze z koreańskiego serialu The Legend. Jakkolwiek rzeczoną melodię usłyszymy w instrumentalnej aranżacji jeszcze tylko raz, w utworze The Queen Messenger, służącym za pompatyczne podsumowanie score’u. Szkoda tylko, że Hisaishi wprowadził tam na moment, zapewne celem podrasowania kompozycji, elektroniczne chórki, które brzmią z lekka kiczowato. Temat główny z Tomcia Palucha pojawił się także na dwóch albumach koncertowych Japończyka – Super Orchestra Night 2001 i American in Paris.

Na bazie tematu głównego powstała również piękna piosenka promująca film Dahana, La Lune Brille pour, która bazuje na świetnym, orkiestrowym podkładzie. Wykonuje ją w języku francuskim Vanessa Paradis, ówczesna żona Johnny’ego Deppa. Co ciekawe, na amerykańskiej wersji soundtracku, poza rzeczoną wyżej aranżacją, znajdziemy ten song śpiewany po angielsku, tym razem pod tytułem Close Your Eyes. Tym samym gdybym miał wskazywać, która wersja jest lepsza, ta wydana w USA, czy we Francji, to skłaniałbym się ku tej pierwszej. Wszak co dwie wersje świetnej piosenki przewodniej, to nie jedna.

Temat główny usłyszymy na płycie względnie rzadko. Nie powinien to jednak być jakiś szczególny problem, ponieważ w zamian za to Hisaishi przygotował kilka bardzo interesujących motywów pobocznych. Jeden z nich usłyszymy w utworze Lost, opartym na pięknej, bardzo dramatycznej melodii, trochę jakby zakorzenionej w twórczości Georgesa Delerue. Kolejny temacik usłyszymy w kompozycji Rose’s Forest, w którym pojawia się charakterystyczny dla Japończyka (kłania się min. powstałe mniej więcej w tym samym czasie Spirited Away: W Krainie Bogów) kolaż harfy i fortepianu, mający wytworzyć subtelnie magiczną aurę. W dalszej części tej ścieżki Hisaishi wprowadza poruszający motyw na kenę, trochę przypominający fragmenty wcześniejszego Journey to the West z Księżniczki Mononoke, czy późniejszego tematu głównego z Kiedy dobyto ostatni miecz. W tym drugim przypadku zwraca też uwagę podobieństwo w sposobie wykorzystania w warstwie rytmicznej dalekowschodnich perkusjonaliów. Baśniowy, ale jednocześnie dość niepokojący, klimat buduje także świetne On the Road of White Stone, gdzie smyczki grające pizzicato nasuwają trochę skojarzenie z kawałkiem Kodamas, również pochodzącym z Księżniczki Mononoke. Warto zauważyć, za zarówno jedna, jak i druga kompozycja, trafiła pod podobne do siebie sekwencje, w obu przypadkach przedstawiające bohaterów przemierzających tajemniczy las.

Bardzo istotną płaszczyzną omawianej partytury jest muzyka akcji. Po raz pierwszy natkniemy się na nią w The Pillagers Attack. Całość zaczyna się dość niepozornie, ale w pewnym momencie następuje gwałtowne wejście wprost porywającego motywu na sekcję dętą blaszaną. Świetne The Pillagers Attack wypada jednak blado przy absolutnie genialnym, także w kontekście filmowym, Wolves!. Hisaishi rozpisuje ten utwór na nadające dzikości etniczne bębny i shakuhachi (scena ucieczki Tomcia i jego braci przed wilkami), w pewnym sensie skoczną rytmikę, a także znakomity, pełniący rolę refrenu, temat muskularnych waltorni. Pomimo szaleńczego tempa i agresywności dosłownie kipiącej z nut Japończyka, cała kompozycja wydaje się bardzo składna i znakomicie się jej słucha w oderwaniu od ruchomych kadrów. Mówiąc kolokwialnie, ten kawałek to mistrzostwo świata. Zastosowanie w muzyce akcji etnicznych perkusjonaliów przypomina podobne zabiegi z Księżniczki Mononoke.

Gdybym miał wypunktować minusy, to prawdopodobnie wskazałbym na drugą połowę albumu, gdzie po części miejsce znakomitych tematów zajmuje dość ilustracyjna muzyka. Wynika to z natury obrazu Dahana, który w drugim i trzecim akcie, co w sumie wydaje się całkiem naturalne, stawia bardziej na rozwój akcji i stopniowe podążanie do punktu kulminacyjnego, aniżeli na zapoznawanie widza z baśniowym światem i jego bohaterami. Mamy zatem odrobinę swoistego, choć ciągle interesującego, mickey-mousingu w At the Ogre’s Dinner, czy trzeszczące smyczki w The Ogre. Do tego zalicza się poza tym mocarna, pełnokrwista akcja z kilku końcowych utworów, aczkolwiek trzeba przyznać, że prezentuje się ona mniej przebojowo poza filmowym kontekstem, niż opisywane wyżej The Pillagers Attack i Wolves!.

Reasumując, Tomcio Paluch to kolejna znakomita pozycja w dorobku Joe Hisaishiego, dla wielu miłośników twórczości Japończyka być może jedna z najlepszych w jego karierze. Nie powinno to dziwić, wszak znajdziemy w niej wszystko to, za co kochamy Japończyka – rozmach, wspaniałe tematy, emocje, a także świetną akcję. Jedynie w drugiej połowie albumie zdarzają się pewne przestoje, głównie w postaci cięższej w odbiorze ilustracji podyktowanej mrocznym tonem obrazu Dahana. Nie może to jednak przysłaniać faktu, że mamy do czynienia z wykorzystującą w stu procentach potencjał produkcji, klasową i w wielu miejscach przebojową ścieżką dźwiękową. Można wręcz powiedzieć, że Hisaishi dla filmowej opowieści o malutkim chłopczyku napisał doprawdy wielką muzykę.

Najnowsze recenzje

Komentarze