Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Kaijű Sôshingeki (Zniszczyć wszystkie potwory)

(1968/1993)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 05-09-2016 r.

Zniszczyć wszystkie potwory to nie tylko uporczywie krążąca po głowie myśl każdego widza, który dotrwał do tego momentu serii, ale także tytuł dziewiątego, a w zamierzeniu ostatniego filmu o Godzilli. Obraz odniósł znacznie większy sukces, niż początkowo zakładano, co oczywiście zaowocowało kolejnymi produkcjami o japońskim monstrum. Akcja filmu dzieje się w 1999 roku, dzięki czemu oferuje on nie tylko widowiskowe walki potworów, ale też fascynującą wizję końcówki XX wieku (wrażenie robią zwłaszcza uniformy astronautów – bez dwóch zdań Ridley Scott czerpał z nich inspiracje przy swoim Obcym. Za kamerą po raz kolejny stanął Ishiro Honda, a za muzykę znów odpowiadał Akira Ifukube.

Kompozytor zdaje się być w naprawdę dużym stopniu odporny na miałkość i komiczność obrazu, dlatego też jak zwykle potraktował ilustracje poważnie. Na szczęście, tym razem film przynajmniej z założenia jest poważniejszy, niż poprzednie odsłony cyklu, dzięki czemu oprawa nie kiksuje w nim tak, jak zdarzało się to w przeszłości. Zarazem też, być może z chęci godnego pożegnania serii, Ifukube postarał się o nowy, wyrazisty temat, jakim jest tytułowy marsz. Mimo stosunkowo prostej budowy, jest on bez wątpienia jednym z highlightów serii i nie bez powodu został przez kompozytora dołączony wiele lat później do suity Symphonic Fantasia. Rytmiczna perkusja, smyczki, wstawki dęciaków oraz zabawy z metrum sprawiają, że motyw brzmi bardzo charakterystycznie dla twórczości kompozytora, zarazem wnosi nieco werwy do palety tematycznej tworzonej przez Ifukube, a która została ostatnio zdominowana przez bombastyczne i złowrogie tematy kolejnych kaiju.

Niestety jednak, mimo, że marsz przewija się przez całą płytę, nie do końca jest on w stanie zrównoważyć wady ścieżki, z których największą jest podejście Ifukube to leitmotywiki – słuchacz zostaje więc po raz kolejny uraczony entymi już w cyklu repetycjami tematów Godzilli, Rodana czy Ghidory, oczywiście w niezmienionych aranżacjach. Również kolejne wstawki tytułowego marszu nie różnią się zbytnio orkiestracjami, tempem, czy dynamiką – choć w dalszym ciągu jest to większe zróżnicowanie, niż np. przy tematach potworów. Ze względu na rolę nowego tematu w filmie nie jest to wielka wada, ale też nie pomaga zbytnio rozwiać monotonii ścieżki (chociaż ponownie, znacznie większą winę za to ponoszą repetycje starych tematów).

Również budujący atmosferę zagrożenia i tajemnicy underscore nie wnosi nic nowego do serii – owszem, wywiązuje się dobrze ze swojej roli w filmie, ale jest tak podobny do tego, co już wcześniej Ifukube stworzył na potrzeby serii, że tylko najbardziej zatwardziali słuchacze będą w stanie odróżnić, gdzie kończy się stary materiał, a zaczyna nowy. Również jeden z mniejszych motywów akcji w utworze, którego tytuł zdaje się wyrażać życzenia i nadzieje wielu fanów muzyki filmowej – Break the Remote Control – przewinął się w jakiś sposób we wcześniejszych filmach.

Nic nowego nie wnoszą też orkiestracje – kompozytor nie tylko nie wykracza w ścieżce poza instrumentacją charakterystyczną dla „swojej części” cyklu, ale również poza tę, którą stosował w ogromnej większości swojej twórczości koncertowej. Z jednej strony zapewnia to pewną ciągłość serii, ale z drugiej przyczynia się do monotonii ścieżek. Pojawia się pytanie, czy warto się tak uporczywie owej ciągłości trzymać, skoro została ona już naruszona przez jazzowe zabawy Sato – nieraz z lepszym skutkiem, niż jednostajna ilustracja Ifukube? Z drugiej strony, znając podejście kompozytora zarówno do swojej twórczości, jak i ilustracji filmowej, trudno go posądzać o celową chęć zapewnienia ciągłości serii, a raczej o trzymanie się swojej „comfort zone”.

Soundtrack ze Zniszczyć wszystkie potwory to przede wszystkim świetny marsz główny, a także w paru miejscach nawet dość ciekawa próba mariażu nowego materiału ze starym, jednak w przeważającej większości płyta nie ma nic nowego do zaoferowania i powtarza grzechy poprzednich soundtracków. Zamiast starać się przebrnąć przez kolejne powtórzenia znanych tematów, lepiej sięgnąć po którąś ze składanek lub suitę Symphonic Fantasia.

Inne recenzje z serii:

  • Gojira
  • Gojira No Gyakushu
  • Godzilla: The Best of 1984-1995
  • Kingu Kongu tai Gojira
  • Gojira tai Mosura
  • San daikaijû: Chikyû saidai no kessen
  • Kaijű Daisenso
  • Gojira, Ebirâ, Mosura: Nankai no daiketto
  • Kaijűtô No Kessen: Gojira No Musuko

  • Najnowsze recenzje

    Komentarze