Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michel Cusson

Séraphin – Un Homme Et Son Péché (Seraphin – Serce z kamienia)

(2002)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Muzyka filmowa to prawdopodobnie najbardziej “płodny” gatunek muzyczny na świecie. Co roku jego katalog poszerza się o tysiące nowych tytułów. Jednakże tylko niewielka część z tego katalogu zostaje wypuszczona na rynek w postaci płyty CD, jeszcze mniejsza ilość jest w stanie przebić się na rynek światowy. Jakie jest więc nasze pojęcie o tym gatunku? Wnioski niech wyciągnie każdy z osobna. Faktem jest, że wiele miejsca krytycy poświęcają na analizowanie tych najgłośniejszych pozycji, tymczasem te mniej znane odpychane są w cień, częstokroć niesprawiedliwie. Wychodząc na przeciw temu problemowi postanowiłem zapoznać Was z muzyką pewnej barwnej, aczkolwiek mało znanej nam postaci.

Michel Cusson – gitarzysta, muzyk jazzowy, kompozytor… innymi słowy człowiek-orkiestra. Jak wielu innych, pokrewnych mu twórców z branży, pierwsze kroki stawiał miotając się pomiędzy grupami trudniącymi się w tworzeniu muzyki rozrywkowej i komercyjnej. Nie bez powodu o tym wspominam. Doświadczenie ów odbiło się bowiem na jego karierze filmowej. Mimo zmiany stylu i środowiska pracy, nie zrezygnował ze swoich miłości: jazzu i gitary, zaszczepiając je do partytur filmowych tak często na ile było to możliwe. Choć omawiany przeze mnie soundtrack z jazzem ma raczej niewiele wspólnego, to z pewnością nie będziemy się tu uskarżać na brak gitar.

Séraphin – Un Homme Et Son Péché to osadzony w dziewiętnastowiecznej scenerii, kanadyjski dramat autorstwa Charles Binamé. Opowiada o perypetiach miłosnych Donalda Laloge i Alexis Labranche, szczęściu którym skutecznie przeszkadza ojciec luby Alexisa – Laloge, kierujący się tylko własnymi korzyściami finansowymi w dysponowaniu ręką córki. Fabuła może wydać się lekko wyświechtana, szczególnie w dobie tak popularnych brazylijskich i peruwiańskich telenowel traktujących o podobnych problemach. 🙂 Przyznam się bez bicia, że filmu nie widziałem… nawet nie miałem takiej okazji. Polski rynek DVD jaki jest każdy doskonale wie… Błądząc po ciemku można jednak wysnuć tezę, że większych problemów z “funkcjonowaniem” muzyki w obrazie prawdopodobnie nie było, co potwierdzać mógłby charakter kompozycji i sama tematyka filmu.

Wśród 19 zaaplikowanych na krążek utworów Cussona znajdziemy zarówno stonowane, romantyczne kawałki, jak i energiczniejsze. Fundamentem partytury jest orkiestra symfoniczna. Dosyć kameralna, ograniczona bowiem tylko do kilku sekcji: smyczkowej i perkusyjnej. Największą uwagę skupia ta pierwsza, jako iż to właśnie ona dostarcza kompozycji pięknych, bardzo przyjaznych uchu melodii. Piękno to podtrzymywana jest przez licznie rozmieszczone na płycie solówki wiolonczelowe i fiddli. Nie mogło zabraknąć oczywiście ulubionego instrumentu Michela – gitary akustycznej. Głównie ogranicza się ona tylko do “ubarwiania” orkiestry, choć czasami stawiana jest na pierwszym miejscu, aby kreować nastrój nostalgii, skłaniając przy tym słuchacza do refleksji (np.: Silence Maudit, L’adieu). Mniej więcej podobną rolę pełni tu również fortepian potęgujący przelewający się z nut smutek (Ruisseau de larmes). Kilkakrotnie do naszych uszu dobiegnie także dźwięk akordeonu.

Oryginalna mieszanka instrumentalna? Niezupełnie. Cusson wyraźnie identyfikuje się z europejskimi mistrzami minimalizmu oszczędnie epatując dźwiękiem. Nie stawia go bynajmniej w centrum uwagi jak to zwykł robić na przykład Armand Amar, po prostu w umiejętny sposób gospodaruje nim. Chcąc po krótce scharakteryzować styl jakim posługuje się Cusson można by powiedzieć, że błądzi gdzieś pomiędzy minimalizmem Preisnera, a liryzmem znanym z niektórych prac Kaczmarka (np. Niewiernej, czy Plac Waszyngtona). Hybrydę tą uzupełnia melodyjność jaką za wszelką cenę stara się osiągnąć kompozytor. Poza kilkoma wyjątkami Séraphin jest więc raczej nietrudny w odbiorze dla przeciętnego słuchacza.

Do względnie dobrej słuchalności tej ścieżki przyczynia się w niemały sposób paleta tematyczna. Spośród niej wyszczególnimy dwa główne tematy, które towarzyszą nam już od samego początku płyty. Pierwszy z nich (Reverie), to temat miłosny Donaldy i Alexisa. Ten liryczny i piękny kawałek bazowany na wiolonczeli wprowadza do kompozycji dużo ciepła i spokoju. Drugi z kolei, La grande histoire, wnosi już więcej powagi. Akordeon, który przewija się pomiędzy innymi instrumentami zaszczepia do muzyki nutkę folkloru. Tematy owe przewijać się będą jeszcze wiele razy w kolejnych utworach, w podobnej lub nieznacznie zmienionej formie. Na tym jednak nie koniec. Istnieją bowiem jeszcze mniejsze motywy, może nie tak bardzo istotne ale przyczyniające się z pewnością do urozmaicenia partytury, np. bardzo smutny Vas t’en.

Płytę zamyka piosenka Isabelle Boulay – Depuis Le Premier Jour. Ten bazowany na temacie miłosnym utwór, który jak domniemam był elementem kampanii promocyjnej filmu, przyznam szczerze, “wpadł mi w ucho”. Nie razi plastikiem emocjonalnym i co najważniejsze nie rozbija klimatu kompozycji. A ten seksowny, kobiecy głosik… hmmmm 🙂

Po co właściwie marnuję czas na recenzowanie czegoś, co prawdopodobnie nikt nie znajdzie w polskich sklepach muzycznych? By uczulić ludzi na fakt, że muzyka filmowa to nie tylko James Horner, John Williams, Hans Zimmer i tym podobne nazwiska widniejące w “creditsach” najgłośniejszych superprodukcji. Nawet nie zdajemy sobie sprawy ilu ciekawych artystów otacza nas i obok których przechodzimy (częstokroć nieświadomie) obojętnie. Warto więc czasem zatrzymać się i posłuchać tego co mają nam do zaoferowania. A takich twórców jak Cussson z pewnością posłuchać warto.

Najnowsze recenzje

Komentarze