Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dario Marianelli

Pride and Prejudice (Duma i Uprzedzenie)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Przyznam się bez bicia, że długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego Amerykanie tak zachwycają się Dario Marianellim. Po wnikliwym przesłuchaniu „Dumy i Uprzedzenia”, wydaje mi się, że chyba znalazłem na to odpowiedź… Udzielę jej jednak pod koniec tej recenzji…

Tyle już napisano o samym filmie, z którego pochodzi ta ścieżka dźwiękowa, że nie zamierzam się zagłębiać w jego analizę i ocenę. Dość wspomnieć, że jest to kolejna ekranizacja wiktoriańskiego romansidła pani Jane Austen, tym razem kładąca nacisk na prawdziwość (na potwierdzenie mych słów niech służy ciekawostka, iż aktorzy i aktorki pozbawieni zostali hollywoodzkiego makijażu. Liczył się pełen naturalizm). Aby wzmóc atmosferę realizmu, a jednocześnie uwiarygodnić, że akcja dzieję się w wieku XIX, reżyser zażądał od kompozytora odpowiedniej oprawy muzycznej. Nie mogła to być żadna „mediaventurowska papka” dla miłośników Vivy i MTV, papka świetnie słuchalna na soundtracku, ale łamiącą pracowicie wypracowaną przez scenarzystów, charakteryzatorów i operatorów konwencję. Marianelli miał napisać soundtrack „historiozujący” (mimo wszystko wolę to określenie, od pokutującego w polskim internecie słowa „ścieżka historyczna”, terminu semantycznie odnoszącego się raczej do czasu powstania, niż do zawartości) i zadanie to wykonał w 100%.

Na płycie otrzymujemy 17 utworów o niezwykłym, eklektycznym zabarwieniu. Kompozytor z dużą swobodą czerpie z Schuberta, Dvoraka, Purcella (utwór A Postcard To Henry Purcell to nic innego jak adaptacja jednego z utworów tego wybitnego kompozytora), Chopina i przede wszystkim Beethovena (fortepianowe pasaże Jean-Yves Thibaudeta w Stars and Buttrelflies, The Living Sculptures of Pemberley – żywcem przypominają prześliczne frazy 5 koncertu fortepianowego). Brzmi to przyjemnie, lecz wszyscy mający problem z odbiorem muzyki klasycznej, w większej części dzieła Marianellego nie znajdą dla siebie żadnych apetycznych kąsków. Piszę w większości, albowiem mamy dwie grupy utworów – wyjątków. Pierwszym z nich są świetne, pełne dynamiki, momenty ilustrujące sceny tańca (Meryton Townhall, Another Dance, Can’t Slow Down), drugim zaś jest tradycyjny, lajtmotiwowy marsz wojskowy z czasów wojny secesyjnej (The Militia Marches In).

To, co stworzył Marianelli to niezwykle przyjemna, eteryczna kompozycja, niestety jej prawdziwą jakość docenią jedynie miłośnicy XIX wiecznych, romantycznych klasyków. Kompozytor nie pokazuje nam tutaj bowiem swojego własnego indywidualnego stylu. Zachowuje się jak kameleon upodabniający się do wielkich poprzedników. W zasadzie w całej kompozycji mamy jeden wyjątek gdzie czujemy, iż mamy do czynienia z twórcą europejskim, w dodatku Włochem, przedstawicielem młodego, niezwykle utalentowanego pokolenia autorów muzyki filmowej. Mowa oczywiście o dwóch utworach dramatycznych (Darcy’s Letter, Your Hands Are Cold). Przypominają one dokonania Paolo Buonvina, wzbogacone jednak o eklektyczne orkiestracje z minionej epoki. A jakże…

Czy jest to zatem płyta dobra? Chcąc udzielić jednoznacznej odpowiedzi dochodzimy do starego problemu, często pojawiającego się na portalach filmowych. Dla kogo przeznaczona jest właściwie ta kompozycja? Nie ulega wątpliwości, że jej podstawowym elementem jest bycie ilustracją. W filmie muzyka radzi sobie dobrze. Nie wiem czy do tego typu produkcji można byłoby napisać coś utrzymanego w innej konwencji. Żal natomiast, że Marianelli nie przemawia do nas swoim własnym głosem tylko wkłada w kompozycję (zaiste mistrzowsko zaadaptowane i zagrane) frazy wielkich twórców klasyki. Nie zmienia to jednak faktu, iż całość i tak prezentuje się po prostu dobrze. Ocena tej płyty zależy więc nieco od punktu siedzenia. Jeśli nie patrzelibyśmy na jej eklektyzm (zresztą mistrzowski) i brali pod uwagę jedynie walory artystyczne byłaby to kompozycja na 5. Niestety, jeśli chcemy być obiektywni musimy rozważyć także cały kontekst. A tutaj to co stworzył Marianelli prezentuje się chyba zbyt subtelnie, aby być muzyką popularną, ale też i zbyt eklektycznie aby uznać jego kompozycję za arcydzieło.

Wydaje mi się, że właśnie to zbilansowanie pomiędzy kulturą popularną, a muzyką artystyczną przyniosło kompozytorowi taki sukces w Hollywoodzie. Będąc jednocześnie Hollywoodzki (w wielu miejscach czujemy dotyk ilustracji rodem z wielkich dzieł choćby Barryego- End Credits), pozostaje klasykiem. To się podoba i jest stosunkowo świeże na gruncie, coraz bardziej operującej kliszami, muzyki zza oceanu. Nic więc dziwnego, że młody włoski twórca nie tylko ma dobrą prasę branżową, ale także zgarnia wyróżnienia (choćby nominacja do tegorocznych Oskarów). Co ciekawe wśród nominowanych wcale nie ma pozycji straceńca, wyróżnionego jedynie ze względu na jakość filmu. Jego muzyka prezentuje się naprawdę dobrze i jeśli miałbym wybierać, to zaraz po „Wyznaniach Gejszy” Johna Williamsa postawiłbym właśnie „Dumę i Uprzedzenie”. Kompozycję może i eklektyczną, może nie dla każdego, niemniej jednak w niekłamany sposób klasycznie uroczą.

Najnowsze recenzje

Komentarze