Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ramin Djawadi

Warcraft

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 08-07-2016 r.

10 lat – dokładnie tyle czasu przyszło fanom serii gier komputerowych Warcraft wypatrywać pierwszego pełnometrażowego filmu osadzonego w tym uniwersum. Pogłoski o takowym projekcie pojawiły się jeszcze w maju 2006 roku, lecz w wyniku licznych preprodukcyjnych zawirowań (podobno, o zgrozo, nawet Uwe Boll był zainteresowany reżyserowaniem), zdjęcia ruszyły dopiero osiem lat później. Było na co czekać, wszak popularny cykl wytwórni Blizzard liczył sobie trzy świetne gry łączące elementy RTS i RPG (powstałe w latach 1994, 1995 i 2002), bestsellerowe MMORPG World of Warcraft (2004), a także wiele dodatków do uprzednio nadmienionych pozycji.

Fabuła obrazu Duncana Jonesa przenosi nas na sam początek „warcraftowej” chronologii. Ojczysta ziemia orków, Draenor, umiera. Demoniczny Gul’Dan postanawia zbudować portal do krainy ludzi, Azeroth, aby tam z pomocą topora i magii zbudować nowy dom dla swoich pobratymców. Budzi to niepokój Meditha Strażnika oraz Anduina Lothara, królewskiego czempiona. Tymczasem jeden z orków, Durotan, powątpiewający w dobre intencje Gul’Dana, decyduje się wystąpić przeciwko swojemu przywódcy.

Co by nie powiedzieć, tytuły z serii Warcraft otrzymywały zazwyczaj nieprzeciętne ścieżki dźwiękowe (w mojej ocenie jednym z najlepiej prezentujących się pod tym względem jest Warcraft III), za które odpowiadało wielu różnych kompozytorów. W październiku 2014 roku ogłoszono jednak, że do filmu Jonesa muzykę napisze Ramin Djawadi, twórca głównie kojarzony z serialu HBO Gra o tron. Jak nie trudno się domyślić, wybór osoby, która nie miała dotychczas nic wspólnego z uniwersum Blizzarda, wywołał różne emocje. Należy jednak zwrócić uwagę, że takie nazwiska, jak Glenn Stafford, Derek Duke, czy Tracy W. Bush, dla większości kinomanów, nawet tych bardziej interesujących się filmówką, są niemal zupełnie anonimowe. Tak też angaż Djawadiego, tym bardziej jako osoby mającej na koncie kilka wysokobudżetowych produkcji, nie powinien u nikogo wywoływać szoku i niedowierzania.

Przedsmak oficjalnej ścieżki dźwiękowej pojawił się na kilka tygodni przed premierą Warcrafta, gdy do sieci wyciekł pierwszy, tytułowy utwór z oficjalnego soundtracka wytwórni Black Lot Music. Zdania co do niego były podzielone. Jakkolwiek spora część słuchaczy ganiła kompozytora za miałkość, brak oryginalności i słabe, nieprzekonywujące brzmienie. Przyznam się szczerze, że i na mnie owa kompozycja nie zrobiła wtedy pozytywnego wrażenia. Jednak wraz kolejnymi odsłuchami zacząłem dochodzić do wniosku, że powinna ona dobrze wpasować się w przedstawioną w filmie, krwawą wojnę pomiędzy ludźmi i orkami. Wszak z łatwością można wyczuć w tej muzyce agresję, brutalność i militarystyczny sznyt, nie wspominając już o całkiem wpadającej w ucho melodii. Można więc powiedzieć, że Djawadi zaciągnął u mnie pewien kredyt zaufania. Zresztą sam świat Warcrafta wydawał się bardzo inspirującym materiałem.

Niestety soundtrack raczej nie usatysfakcjonuje fanów franczyzy, ani też amatorów muzyki filmowej. Tych pierwszych rozczaruje przede wszystkim brak odniesień do ścieżek dźwiękowych z gier, natomiast drugich mierzić może względna bezpłciowość muzyki Djawadiego.
Większość utworów moglibyśmy powklejać do innych blockbusterów fantasy, i pewnie mało kto zauważyłby jakąś różnicę. Score oparty jest bowiem o przewidywalne brzmienie orkiestry, chóru i różnorakich perkusjonaliów, głównie bębnów. Ponadto kompozytor nie stara się w swojej partyturze tworzyć jakiegoś unikalnego, muzycznego świata, czy też chociażby fragmentarycznie próbować bardziej odważnych i kreatywnych rozwiązań. Czy zatem nie pozostaje nam nic innego, jak wieszać psy na kompozytorze?

Osobiście jestem daleki od miażdżącej krytyki omawianego score’u. Jak najbardziej podobać się może przeznaczony pod napisy końcowe, tytułowy utwór i pochodzący z niego temat przewodni, do którego wykonania zostaje zaangażowana potężna i efektowna sekcja dęta oraz bębny (coś a’la Anvil of Crom z Conana Barbarzyńcy Basila Poledourisa). Poza tym to właśnie z owego tematu głównego wyrasta motyw orków, którego możemy usłyszeć w kompozycji The Horde. Djawadi poza perkusjonaliami dorzuca tutaj jeszcze kontrabasowy flet poprzeczny o specyficznym, jakby pseudo etnicznym brzmieniu (instrument ten pojawia się również w kilku innych kawałkach). Do tego mamy jeszcze niskie, gardłowe śpiewy, oraz męskie okrzyki, kojarzące się z dziką i barbarzyńską armią, jaką bez wątpienia tworzą orkowie. Taki zabieg nie jest oczywiście zbytnio odkrywczy, wszak mogliśmy go usłyszeć już chociażby w serii Piraci z Karaibów, czy nawet w Beowulfie Alana Silvestriego. Za pomocą podobnych środków wyrazu, co w The Horde (bębny, różnorakie pomruki, a nawet jedna z melodii), Djawadi buduje muzyczne odzwierciedlenie głównego antagonisty filmu, Gul’Dana, co nie powinno dziwić z racji przynależności rasowej tej postaci.

Swoje tematy otrzymali także najważniejsi bohaterowie ludzcy. Jednym z nich obdarowany został mag Medith. Niemiec o irańskich korzeniach napisał dla niego krótką, nieco tajemniczą melodię, rozpisując ją na sekcję smyczkową i subtelną, jakby magiczną harfę. Jest to zabieg dość prosty, żeby nie powiedzieć oczywisty, jakkolwiek spełnia on swoją filmową rolę. Djawadi skomponował również wyrazisty motyw Lothara, który dla wielu odbiorców będzie zapewne jednym z najjaśniejszych punktów partytury. Zresztą wejścia obydwu motywów należą do najlepiej oddziałujących podczas seansu fragmentów tej ścieżki dźwiękowej. Poza tym na soundtracku możemy się doszukać kilku dodatkowych motywików o wydźwięku głównie lirycznym (np. utwory Honor i Strong Bones).

Pomimo tego, że większość opisywanych wyżej tematów, nie licząc głównego i Lothara, nie zaliczyłbym do zbytnio zapadających w pamięć, to jednak trzeba pochwalić Djawadiego za konsekwentne budowanie swojej ilustracji na lejtmotywach. Zresztą w zapoznaniu się z nimi wydatnie pomaga nam początek albumu, gdzie znajdziemy poszczególne melodie w aranżacjach względnie pozbawionych ilustracyjności. Krążek nie jest jednak wolny od wad. Jego druga część jest już znacznie bardziej podporządkowana filmowym kadrom, a w dodatku próżno szukać tam nowych idei muzycznych. Bez dwóch zdań, to, co najlepsze, znajdziemy w pierwszej połowie recenzowanego wydawnictwa. Z czasem płyta zaczyna zwyczajnie nużyć, akcja staje się przewidywalna i schematyczna, a tematy rzadko kiedy mają okazję wybrzmieć w pełnej okazałości (przykładem jest chociażby Liane’s Solution , gdzie usłyszymy efektowne, ale niestety bardzo krótkie wejście tematu Lothara). Tak też odpowiednie okrojenie materiału o kilka niewiele wnoszących kompozycji na pewno polepszyłoby wrażenia słuchowe.

Kończąc rozważania, Warcraft Ramina Djawadiego to partytura na pewno spełniająca podstawowe wymogi współczesnego widowiska fantasy. Do tego ma całkiem solidną bazę tematyczną i kilka dobrych utworów, których kompozytor na pewno nie może się wstydzić. Z drugiej strony łatwo odnieść wrażenie, że kompozytor ogranicza się jedynie do ilustracyjnej poprawności, przez co nie wykorzystuje olbrzymiego potencjału drzemiącego w tej intrygującej opowieści i unikatowym świecie. Ścieżce dźwiękowej Djawadiego brakuje po prostu pomysłowości i klimatu, czyli dokładnie tego, co wytwórnia Blizzard oferowała w swoich grach.

Najnowsze recenzje

Komentarze