Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Taro Iwashiro

Shinobi

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 20-06-2016 r.

Historia ninja, specjalnie wyszkolonych wojowników, sięga jeszcze XV wieku. Wtedy też stali się narzędziem w rękach władców, wykonując z ich zlecenia skrytobójcze misje. Z czasem zaczęły krążyć o nich legendy. Niektórzy mówili, że ninja potrafią latać i poruszać się z niezwykłą szybkością. Jeszcze inni twierdzili, że są w stanie w mgnieniu oka stać się niewidzialnymi. I choć te opowiastki należy włożyć między bajki, to jednak trzeba przyznać, że ninja zapisali się trwale w japońskim folklorze. Szybko stali się tematem wielu podań, powieści, sztuk teatralnych, a później także filmów. Do najbardziej znanych obrazów z gatunku tzw. ninjutsu należy Shinobi w reżyserii Tena Shimoyamy.

Powstały w 2005 roku obraz przenosi nas do początku XVI wieku. Gennosuke i Oboro, para kochanków, pochodzą z dwóch rywalizujących ze sobą od setek lat rodów shinobi (słowo to oznacza dosłownie „ninja”). W wyniku jednej z intryg sioguna klany zostają zmuszone do stoczenia walki na śmierć i życie. Każdy z nich wystawia pięciu najlepszych wojowników posiadających nadprzyrodzone umiejętności. Wkrótce miłość Gennosuke i Oboro zostaje wystawiona na próbę. Jak zatem widać, dzieło Shimoyamy opowiada iście szekspirowską historię.

Muzykę do Shinobi skomponował Japończyk Taro Iwashiro, dla którego jest to prawdopodobnie najbardziej popularny na zachodzie projekt, obok powstałego dwa lata wcześniej Asumi, który został zrealizowany w jego ojczystym kraju. Znany ze swojego eklektycznego stylu twórca podszedł tym razem do filmu w dużo bardziej tradycyjny sposób, niźli mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Obraz otrzymał bowiem klasyczną, rozpisaną głównie na orkiestrę ścieżkę dźwiękową (z rzadka tylko pojawiają się etniczne instrumenty). Co możemy o niej więcej powiedzieć?

Iwashiro napisał na potrzeby produkcji Shimoyamy ładny, emocjonalny temat główny, który jak łatwo się domyślić odnosi się do wątku miłosnego. Na oficjalnym soundtracku znajdziemy go w utworze Beyond Tenderness , który jest zdecydowanie highlightem płyty. Piękne brzmienie sekcji smyczkowej i urokliwa melodia, to oczywiście recepta na bardzo udaną kompozycję liryczną (aczkolwiek nie stawiałbym jej w panteonie najlepszych dokonań Japończyka). Zasadniczą bazę tematyczną uzupełnia jeszcze drugi motyw, aczkolwiek dużo mniej chwytliwy i raczej nie wyróżniający się na tle podobnych, rzewnych melodii (m.in. ścieżka Brook of a Long Time Ago). Obydwa tematy tworzą suitę At World’s End, która służy za niezłe podsumowanie albumu.

O ile w filmie możemy podziwiać wiele nieźle zrealizowanych sekwencji walk (w końcu to gatunek ninjutsu), o tyle na soundtracku zaskakująco mało miejsca zajmuje muzyka akcji. Znajdziemy ją w zasadzie tylko w kawałku Prologue to Death, gdzie Iwashiro poza sekcją smyczkową zastosował szereg orientalnych perkusjonaliów. Nasuwa to skojarzenia zwłaszcza z twórczością Tan Duna. Zresztą kino wu-xia, do którego komponował chińczyk, jest stylistycznie całkiem zbliżone do ninjutsu.

Pomimo kilku wartych chwili uwagi tematów i temacików, Iwashiro niestety nie do końca potrafi utrzymać uwagę słuchacza. Niezłe fragmenty przeplatają z nijakimi i odtwórczymi, które nie są w stanie zbytnio absorbować bardziej wymagających miłośników filmówki. Do tego dochodzi pewna jednostajność. Nie licząc wspomnianego wcześniej Prologue to Death, niemal cała ścieżka dźwiękowa utrzymana jest w powolnym, lirycznym i nieco sennym tempie. Również orkiestracje są bardzo schematyczne – większość kompozycji opiera się na brzmieniu smyczków. Co prawda po melodramacie można było oczekiwać tego rodzaju stylistyki, niemniej łatwo odnieść wrażenie, że Iwashiro nie stara się być w jakikolwiek sposób kreatywnym.

Na plus należy jednak zaliczyć sposób, w jaki wydano omawianą muzykę. Na krążek trafiło bowiem dziesięć instrumentalnych utworów, w przypadku których nie ma mowy o żadnej ilustracyjności. Te kompozycje, które w filmie zostały odpowiednio pocięte, na płycie znalazły się w iście koncertowych aranżacjach, co naturalnie wydatnie polepsza komfort obcowania z materiałem. Co ciekawe, hongkońska edycja tegoż soundtracku zamiast ostatniej ścieżki zawiera piosenkę Heaven (original mix), która tuż po premierze obrazu Shimoyamy trafiła na szczyty japońskich list przebojów.

Niestety amatorzy filmówki oczekujący bardziej oryginalnych brzmień raczej nie mają tutaj czego szukać. Iwashiro zdaje się być bardzo zachowawczy i ostrożny, nie sili się na żadne oryginalne pomysły, zarówno melodyczne, jak i aranżacyjne. Ponadto muzyce Japończyka brakuje w pewnym sensie siły, jakiegoś mocniejszego akcentowania – w końcu epicki romans fantasy aż prosił się o potężniejsze brzmienie. Z drugiej jednak strony mamy ładny temat główny, trochę klasowej liryki i bardzo przystępne wydanie. To wszystko sprawia, że soundtrack z Shinobi prezentuje sobą solidny, ale jednocześnie rzemieślniczy poziom, przez co jego adresatami będą zapewne głównie fani kompozytora.

Najnowsze recenzje

Komentarze