Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Professionnel, Le (Zawodowiec)

(1981/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-06-2016 r.

Wśród niezliczonej liczby utworów Ennio Morricone możemy znaleźć takie, które zyskały rozgłos dzięki filmom, do których wcale nie zostały napisane. Tak było przecież z niewykorzystanymi kompozycjami z Coś Johna Carpentera, które później Włoch z powodzeniem podłożył w Nienawistnej ósemce Quentina Tarantino. To samo tyczy się Deborah’s Theme z Dawno temu w Ameryce Sergio Leone, tak naprawdę powstałe kilka lat wcześniej do zupełnie innego obrazu. Jednak prawdopodobnie najbardziej okazałym przykładem recyclingu muzycznego, w przypadku produkcji, nad którymi pieczę sprawował sam Morricone, jest utwór Chi Mai, wydany pierwotnie na singlu Terra Magica/Goldraush w 1970 roku, a następnie użyty min. w Maddalenie Jerzego Kawalerowicza. Chi Mai zawdzięcza jednak swoją popularność głównie pojawieniu się we francuskim sensacyjniaku Zawodowiec (oryg. Le Professionnel) Georges’a Lautnera z 1981 roku.

W dużym skrócie film opowiada historię tajnego agenta Josselina Beaumonta, który zostaje wysłany do Afryki w celu zabicia jednego z tamtejszych prezydentów, Njala. W wyniku zawirowań politycznych, mężczyzna zostaje wydany i skazany na długi pobyt w więzieniu. Po brawurowej ucieczce wraca do ojczyzny z zamiarem ukończenia powierzonej misji, a także dokonania wendetty na tych, którzy go zdradzili.

Jak wspomniałem wcześniej, na potrzeby filmu Lautnera Morricone sięgnął po swoją kultową kompozycję Chi Mai, której naturalnie nie mogło zabraknąć na oficjalnym soundtracku. Myślę, że powiedziano o niej już na tyle dużo, że nie ma chyba sensu, abym się rozwodził w niniejszym tekście nad tym klasykiem muzyki filmowej. Warto jednak adnotować, że o ile podczas seansu usłyszymy tę melodię bardzo często, o tyle na krążku znajdziemy ją w zaledwie jednej ścieżce. Resztę przestrzeni albumowej zajmuje bowiem zupełnie nowy materiał, w tym dwa zasadnicze tematy.

Jeden z nich pojawia się w otwierającym krążek, przebojowym Le vent, le cri. Pod względem aranżacyjnym, lecz absolutnie nie melodycznym, Morricone próbuje tutaj nawiązywać do Chi Mai – melancholijny nastrój, perkusyjny podkład, fortepian, elektroniczne dodatki i strzeliste, wyraziste smyczki nasuwają ewidentne skojarzenia ze słynnym utworem Włocha. O ile jednak Chi Mai punktowało subtelną emocjonalnością, o tyle Le vent, le cri cechuje większa ekspresja i złożoność (zmiany gam, świetne kontrapunkty). Jakkolwiek obydwie kompozycje, w mojej ocenie, można zaliczyć do najlepszych w jakże bogatej dyskografii Morricone. Omawiany w tym akapicie temat znajdziemy na płycie w rozmaitych aranżacjach, min. na syntezator, fortepian i waltornię.

Bazę tematyczną uzupełnia jeszcze drugi, tym razem tajemniczy motyw, który najlepiej wybrzmiewa w pięciominutowym Le retour (Sur le nom de Bach), gdzie Morricone dorzuca orkiestrę i ponownie perkusyjny rytm. Z kolei w kawałku D’Afrique, odnoszącym się do początkowych scen filmu, w których główny protagonista trafia w sam środek afrykańskiej wojny domowej, Morricone intuicyjnie rozpisuje swoją muzykę na werble oraz kojarzące się z Czarnym Lądem bębny. Zupełnie oderwana od całości wydaje się natomiast ścieżka Fée Morgane (2 interludes pour harpes), która sama w sobie jest ciekawym eksperymentem z harfą w roli głównej. Swoją drogą brzmi ona bardzo mało „filmowo”, dużo bardziej przypominając dzieła muzyki poważnej.

Konfrontując zawartość albumu z faktyczną ilustracją szybko dojdziemy do wniosku, że decydentom na pewno nie przyświecała idea dokładnego odwzorowania tego, co możemy usłyszeć w filmie Lautnera. Powiem nawet więcej, niewiele kompozycji z albumu zostało użytych w ruchomych kadrach. Można snuć domysły, że obecne na krążku, liczne aranżacje Le vent, le cri zostały na etapie postprodukcji po prostu podmienione na kolejne wejścia Chi Mai, z którego francuski reżyser korzysta dosłownie bez opamiętania, wciskając ten utwór gdzie popadnie. Tak też miłośnicy filmu mogą być rozczarowani tym, co znajdą na płycie, aczkolwiek hipotetyczne wydanie zawierające kilkanaście wersji Chi Mai mogłoby skutecznie obrzydzić tę rewelacyjną melodię.

Le vent, le cri zaserwowane w wielu wersjach, Chi Mai oraz kilka pomniejszych kompozycji – tak pokrótce można podsumować ścieżkę dźwiękową Ennio Morricone z filmu Zawodowiec. Tak też album jawi się jako dość nierówny, albowiem jedne fragmenty potrafią zafascynować, a inne, zwłaszcza kolejne repryzy, mogą trochę nudzić odbiorcę. Niemniej obok takich kawałków, jak Le vent, le cri i Chi Mai po prostu nie da się przejść obojętnie. I niech to posłuży za najważniejszy argument zachęcający do sięgnięcia po ten soundtrack.

Najnowsze recenzje

Komentarze