Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Zootopia (Zwierzogród)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 01-05-2016 r.

Decydenci Walt Disney Animation Studios (w przeciwieństwie do sekcji zajmującej się filmami fabularnymi), wiedzą, jak skutecznie sprzedać swój produkt. Szeroko zakrojona kampania reklamowa Zwierzogrodu zwiastowała kolejne, okraszone dużą porcją humoru, kolorowe widowisko. Widowisko kierowane głównie dla najmłodszych, ale uwzględniające w wymowie i przesłaniu również dorosłego widza. Cóż, na wielu płaszczyznach otrzymaliśmy dokładnie taki produkt, jakiego oczekiwaliśmy. Jest to wizualizacja utopijnej metropolii, w której wiele gatunków zwierząt z różnych krańców łańcucha pokarmowego tworzy zgraną społeczność. Ów ciekawy świat odkrywamy wraz z Judy Hopps przybywającą do Zwierzogrodu, by spełnić swoje życiowe marzenie – zostać policjantką. Spore wyzwanie, szczególnie, gdy jest się tylko małym, słodkim króliczkiem. I właśnie w taki sposób Hopps jest postrzegana przez swoich przełożonych oraz społeczeństwo. Kiedy jednak dochodzi do tajemniczych zbrodni, a władze miasta chcą zamieść problem pod dywan, jedyną „osobą”, która stara się rozwikłać tajemnicę „dziczenia” zwierząt, jest właśnie Judy. Wraz z drobnym przestępcą – cwanym i przebiegłym lisem Nickiem – starają się krok po kroku dojść do inicjatorów wielkiego, jak się okazuje, spisku.


Czysta rozrywka? Bynajmniej! Animacja Disneya, to wbrew pozorom bardzo ambitne kino maskujące pod płaszczem absurdu wiele współczesnych problemów. Na pierwszym planie wyrasta kwestia dyskryminacji i różnic kulturowych, co poniekąd można zawdzięczać stale rosnącemu problemowi migracji. Jednakże najbardziej ciekawa i pozbawiona nachalnej (ideologicznej) propagandy wydaje się próba wyjścia ze standardowego sposobu prowadzenia narracji. Detektywistyczny procedural, jakiego nie powstydziłyby się rasowe kryminały, sprawia, że film Disneya jest bardzo dojrzały jak na swój gatunek. Raczej ukierunkowany na dorosłego odbiorcę, aniżeli statystycznego Jasia rezydującego za dnia w przedszkolu. Ale czemu o tym wszystkim piszę? Ponieważ uważam, że nie da się inaczej otwierać dyskusji na temat ścieżki dźwiękowej do tego filmu bez uwzględnienia nastroju, wymowy i treści kontekstu filmowego.

Niestety, jak większość, którzy przed obejrzeniem filmu zapoznali się z albumem soundtrackowym Zwierzogrodu, tak i ja dałem się złapać w pułapkę jasno sprecyzowanych oczekiwań i brutalnych rozczarowań. Partytura surowa i oszczędna w treści, choć bardzo barwna pod względem stylistycznym, nijak przystawała do radosnych, polifonicznych tworów Michaela Giacchino z wcześniej popełnionych animacji. Iniemamocni, W głowie się nie mieści… To zgoła odmienny sort kina wymagający nieco innego spojrzenia na otaczającą bohaterów rzeczywistość. Ale zrozumienie tego wszystkiego przyszło dopiero wraz z filmowym seansem odsłaniającym myśl przewodnią ścieżki dźwiękowej do Zwierzogrodu. Zresztą potwierdziły ją późniejsze wypowiedzi kompozytora, który tłumaczył, że w animacjach poszukuje jakiejś głębi, przesłania, a nie tylko prostej rozrywki angażującej adekwatną, lekką oprawę muzyczną.

Na fikcyjną metropolię spoglądamy zatem z perspektywy młodej Judy, a właściwie z jej emocjonalnego ustosunkowania do sytuacji i napotykanych pod drodze postaci. Początkowy entuzjazm, jaki daje się odczuć z barwnych, egzotycznych fragmentów ilustracji, stopniowo przekształca się w smutną lirykę, by po zawiązaniu się głównego wątku kryminalnego oddać pole pod adekwatne, szorstkie, czasami nawet noirowe granie. Giacchino nie popada przy tym w skrajność. Nie zarzuca pewnych idiomów tematycznych, dając im przemawiać dokładnie w takich momentach, w jakich muszą wybrzmieć. Przykładem może być skoczny motyw głównej bohaterki pojawiający się w różnych wariacjach – na przykład gdy prowadzone przez nią śledztwo nabiera rozpędu. Oczywiście zbyt selektywne podejście do świata przedstawionego sprowadziłoby ścieżkę dźwiękową do miana pół-narratora zakrzywiającego filmową treść. Dlatego też ważne było przeniesienie na karty partytury tej barwnej, wielokulturowej metropolii. Giacchino ima się przy tym wielu palet brzmień, poczynając od jazzowych dęciaków, a na włoskiej i indonezyjskiej etnice skończywszy. Natomiast podkręcane od czasu do czasu tempo akcji, znajduje swoje zrozumienie w typowej dla kompozytora, dynamicznej ilustracji opartej na tradycyjnych, orkiestrowych formach. Jest więc barwnie, nieprawdaż?



Problem w tym, że partytura Giacchino działa w większej mierze na płaszczyźnie intelektualnej, co niejako staje w sprzeczności z oczekiwaniami po produkcie tego sortu. Kolejnym problemem jest pedantyczne przewiązanie do filmowej treści. Muzyka Amerykanina nie ma bowiem większych ambicji, aby przejmować inicjatywę w opowiadaniu historii Hopps. Owszem, są fragmenty podkręcające tempo i działające na zasadzie spoiwa w scenach procedur policyjnych, ale to za mało, by sferę wizualną i audytywną stawiać na jednej szali. Czy jest zatem jakakolwiek szansa na to, że album soundtrackowy wydany nakładem Walt Disney Records przypadnie komukolwiek do gustu?

Jest i to bardzo duża. O tyle, o ile doświadczenie indywidualnego odsłuchu potraktujemy jako przedłużenie filmowej opowieści, a nie wypraną z kontekstu rozrywkę. Nie będzie z tym łatwo, zwłaszcza, że zaczynamy od piosenki promującej całe przedsięwzięcie. Utwór Shakiry, Try Everything, to klasyczny produkt popkultury, który wybrzmiewa w napisach końcowych. Jakże trudno jest się więc przestawić na spowite dreszczykiem Stage Wright wprowadzające do głównego wątku fabularnego. Troszkę ogłady przynoszą fragmenty ilustrujące wyjazd Hopps do tytułowego miasta. Nie bez powodu w Ticket to Write królować będą afrykańskie skojarzenia. Zestawienie ze sobą etnicznych idiomów z miejską dżunglą całkiem trafnie sprawdza się jako tło do plenerowych, barwnych wizualizacji – ot chociażby w rytmicznym Walk and Stalk lub egzotyczno-wschodnim The Naturalist. Patetyczny wymiar tematu przewodniego identyfikuje się z postawą funkcjonariuszki ambitnie podchodzącej do swojej pracy. Jednakże pod tym płaszczykiem entuzjazmu kryje się nutka melancholii zawarta w drugim, bardziej intymnym temacie głównej bohaterki. Związane jest to z jej delikatnym usposobieniem… Poniekąd również naiwnością, która otwiera furtkę do grania na jej emocjach. I tak też jest w przypadku utworu Foxy Fakeout opisującego jedną z takich scen. Intonowana melodia znajduje swoje pełne rozwinięcie w smutnym Not a Real Cop i refleksyjnym The Nick of Time.



Na tym etapie naszej podróży po nastrojowej sinusoidzie Zwierzogrodu panuje jeszcze jako taki porządek w palecie brzmień. Sprawy komplikują się, gdy przygodowa opowieść zbacza na tory kina szpiegowskiego. Wtedy dopiero kompozytor uwalnia całą gamę różnorodnych sposobów racjonalizowania filmowej rzeczywistości. Najbardziej charakterystyczne i znane miłośnikom twórczości Giacchino będą intensywne utwory akcji, wśród których warto wspomnieć Hopps Goes (After) the Weasel przypominające analogiczne fragmenty Iniemamocnych. Troszkę bardziej agresywne i zespolone z filmowym montażem są natomiast Case of the Manchas lub World’s Worst Animal Shelter. Ale i to nie jest „towarem eksportowym” kompozycji. Takowym jest bez wątpienia wchodzenie w stylistykę filmu szpiegowskiego, co odbywa się przy akompaniamencie charakterystycznego instrumentarium: giatr, pianina Rhodesa… Także egzotycznych perkusjonaliów intonujących temat przewodni. Większa część ilustracji zatopiona jest jednak w molowych tonacjach zacznie osłabiających nośność proponowanego materiału. Utwory Some of My Best Friends Are Predators, czy Ramifications sprawiają wręcz wrażenie jakobyśmy bardziej obcowali z ilustracją do którejś z części Mission Impossible, aniżeli kompozycją do filmu animowanego. Rozdźwięk pogłębiają liczne stylizacje. I tak oto szef miejscowej mafii interpretowany jest sympatyczną parafrazą Ojca chrzestnego.



Prawie godzinna podróż przez ten stylistyczny miszmasz tyle samo fascynuje, co męczy. Całe to doświadczenie dosyć zgrabnie reasumuje wieńcząca ową przygodę siedmiominutowa suita i to ona będzie idealną odpowiedzią dla mniej cierpliwego odbiorcy. Streszczenie palety tematycznej okraszone różnorodnością form wyrazu stawia ten utwór na podium highlightów soundtracku. Sporo uwagi przykuje również piosenka promująca, którą w polskiej wersji albumu otrzymujemy zarówno w oryginale, jak i interpretacji Pauliny Przybysz – całkiem zgrabnie popełnionej. Szkoda tylko, że wydawcy ocknęli się z dystrybucją tego soundtracku dopiero po dwóch miesiącach od premiery Zwierzogrodu. Fala entuzjazmu związanego z filmem szybko minęła na poczet kolejnych kinowych blockbusterów, a z partyturą Giacchino powoli zaczęliśmy już przechodzić do porządku dziennego. No ale może będzie to okazja, by sobie przypomnieć tę skromną, ale jakże słuszną pod względem funkcjonalnym pracę. Tym bardziej, że wydawcy kuszą atrakcyjną ceną polskiego odpowiednika.

Najnowsze recenzje

Komentarze