Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Kingu Kongu no gyakushū (Ucieczka King Konga)

(1967/1997)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 19-03-2016 r.

Jak dobrze pamiętamy, ze słynnego starcia pomiędzy Godzillą, a King Kongiem, to wielka małpa wyszła obronną ręką. A skoro odhaczyła radioaktywnego jaszczura, decydenci z Toho zaczęli rozmyślać o kolejnym przeciwniku. Wkrótce wpadli na pomysł, aby naprzeciw King Konga postawić… Mecha-Konga, czy tam Robo-Konga (jak go zwał, tak zwał). Tak o to w 1967 roku do japońskich kin wkroczyły dwa przerośnięte goryle naraz. Produkcja nosiła tytuł Kingu Kongu no gyakushū (King Kong Escapes, Ucieczka King Konga). Za jej kamerą stanął, a któż by inny, sam Ishiro Honda.

O ścieżkę dźwiękową z drugiego i ostatniego filmu Toho z King Kongiem w roli głównej zatroszczył się tradycyjnie Akira Ifukube. Jak w praktycznie każdej partyturze Japończyka, odnajdziemy tutaj sporo cytatów z jego poprzednich prac, oczywiście głównie z obrazów spod znaku monster-movie. Trzeba jednak przyznać kompozytorowi, że w przypadku Ucieczki King Konga konsekwentnie zbudował swój score na lejtmotywach. Abstrahujmy już od tego, że uważni fani kaiju (zarówno widzowie, jak i słuchacze) będą kojarzyć te melodie z innych produkcji.

Dwa podstawowe tematy zostały podarowane parze głównych potworów. Muzyczne odzwierciedlenie King Konga usłyszymy po raz pierwszy w Appereance of King Kong. Niestety, nie ma ono nic wspólnego z tym, czego możemy doświadczyć podczas odsłuchu muzyki z filmu King Kong vs. Godzilla. Jest to bowiem krótki motyw oparty na ocierających się o jazgot partiach sekcji dętej blaszanej (ewidentne podobieństwo do score’u z Ghidorah: Trójgłowy potwór). Robo-Kong otrzymał natomiast nieco bardziej złożony temat, zbudowany na charakterystycznym rytmie, który staje się wtórem dla melodii znanej chociażby z wcześniejszego filmu o Frankensteinie. Co by jednak nie powiedzieć, materiał Kinga Konga i jego adwersarza sprawnie podgrzewa atmosferę w tym wątpliwym jakościowo, lecz na swój sposób interesującym obrazie Hondy. Warto też zauważyć, że wspomniany rytm z tematu Robo-Konga, Ifukube wykorzysta wiele lat później przy okazji innej machinalnej bestii, Mechagodzilli.

Jednak większość amatorów kina kaiju zapamięta omawiany soundtrack ze względu na inny temat. Mowa tutaj o lirycznym Kong and Susan (wątek miłosny King Konga i kobiety niemal z miejsca przywołuje na myśl hollywoodzkie produkcje o potężnej małpie). To piękna, wzruszająca i romantyczna melodia. W odróżnieniu od materiału napisanego dla Kongów, nie usłyszymy tutaj żadnych „blach”, lecz powolne partie fortepianu asystujące sekcji smyczkowej. Być może był to celowy zabieg ze strony Ifukube, aby poprzez instrumentacje, konkretnie wykorzystanie brzmienia smyczków, nadać temu tematowi ludzkiego pierwiastka. Jakkolwiek należy nadmienić, że choć ów melodia nie pojawiła się dotąd w żadnym monster-movie, to jednak tak naprawdę jest to przeszczep z koncertowego utworu Japończyka, baletu Salome z 1948 roku.

Bazę tematyczną uzupełnia jeszcze tajemnicza, wzbogacona o etniczne perkusjonalia melodia z napisów początkowych, oraz nieco elegijny motyw słyszany min. w The Explorer Returns (najlepiej wypada w aranżacji na trąbkę). Na płycie znalazło się także 17 minut dodatków, na które składa się muzyka źródłowa, alternatywne wersje wcześniej zaprezentowanych ścieżek oraz takie – przepraszam za to wyrażenie – bzdety, jak ryki Konga, czy płacz Gorosaura, jednego z pobocznych przeciwników olbrzymiego goryla.

Dla każdego miłośnika gatunku ocena tego soundtracka nie będzie łatwa. Z jednej strony jest to muzyka, której słucha się całkiem nieźle (pomijając nieszczęsne bonusowe ścieżki i nieco przesadną repetycję materiału). Wynika to głównie z zastosowania przez Ifukube kilku z pewnością niezłych tematów. Nie ma co jednak ukrywać – nie jest to żadne wiekopomne dzieło, ani nawet jakaś szczególna pozycja w dyskografii Japończyka. Jak zawsze dobrą alternatywą jest zatem sięgnięcie po orkiestrowe suity z monster-movies, Ostinato oraz Symphonic Fantasia, na które trafiło trochę muzyki z Ucieczki King Konga.

Najnowsze recenzje

Komentarze