Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Newton Howard

Concussion (Wstrząs)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-03-2016 r.

Wiem, że to, co teraz napiszę może się wydać kontrowersyjne, ale filozofia pracy Jamesa Newtona Howarda pod wieloma względami przypomina mi podejście Briana Tylera. Im głośniejszy i droższy projekt, tym mniej zachwycający efekt końcowy. A problem ten zdaje się nasilać wraz z upływem lat. Czy to oznaka postępującego lenistwa? Chyba bardziej znużenia ciągłym wojowaniem z producentami i reżyserami ustawicznie podkręcającymi śruby swoją (nie zawsze mającą rację bytu) wizją ścieżki dźwiękowej. Jakąż ulgą jest więc angaż do niszowego, pozostawiającego większą swobodę twórczą projektu. Możliwość wykazania się na tym poletku wzrasta tym bardziej, im większy nacisk kładziony jest na dramaturgię, której główną siłą pociągową jest zarówno gra aktorska, jak i wzmacniająca ten przekaz muzyka. Dlatego też z wielkim entuzjazmem zabierałem się za poznawanie najnowszej kompozycji Howarda.

Wstrząs (Concussion), to drugi po Parkland autorski film Petera Landesmana. Niezbyt udany debiut opowiadający o wydarzeniach z dnia zabójstwa prezydenta Kennedy’ego najwyraźniej nie zniechęcił producentów do inwestowania w polityczne tematy tegoż reżysera. I tak oto pod koniec roku 2015 przedstawił nam kolejną historię, tym razem osadzoną na styku dwóch światów – sportu i medycyny. Koncentruje się ona wokół postaci dr Benneta Omalu – ambitnego afrykańskiego imigranta, który pracując w pittsburskim prosektorium dokonuje wstrząsającego odkrycia. Okazuje się bowiem, że tajemnicza fala śmierci futbolowych graczy w gruncie rzeczy powiązana jest z poważnymi schorzeniami mózgu wywołanymi rozległymi urazami nabywanymi na boisku. Próbując nagłośnić tę sprawę spotyka się z silnym oporem władz i działaczy NFL, dla których opublikowanie takich informacji wiązałoby się z olbrzymimi stratami finansowymi. O ile więc dla statystycznego Amerykanina temat ten wydaje się szokujący i skądinąd ważny, o tyle dla europejskiego widza film Landesmana jest tylko kolejnym dramatem ukazującym heroiczną walkę szarego obywatela z wielkim kapitałem. Abstrahując od tematyki i leniwej narracji filmu, nie sposób przejść obojętnie obok genialnej kreacji Willa Smitha, który po raz kolejny udowadnia swoją wysoką pozycję wśród hollywoodzkich aktorów.



Chciałoby się to samo powiedzieć o efektach pracy Jamesa Newtona Howarda. Trudno było jednak oczekiwać, że w dramacie psychologicznym ścieżka dźwiękowa zepchnie na dalszy plan wszystko to, co dzieje się na ekranie. Fakt, doszukując się melodycznych smaczków nie uginały się pode mną kolana, ale to właśnie umiejętne brylowanie między filmową tematyką, a bezbłędną kreacją głównego bohatera, przesądziły o świetnej funkcjonalności partytury Amerykanina. Jest ona na ogół subtelna, bazująca na dwóch najsłuszniejszych tutaj formach wyrazu: sekcji smyczkowej oraz dętej drewnianej. Nie brakuje również solowego fortepianu tak mocno zakorzenionego w filmowej melancholii. Myli się jednak ten, kto sądzi, że Wstrząs będzie kolejną patetyczną, minimalistyczną laurką, jak to miało miejsce w przypadku Parkland. Howard nie boi się sięgać po bardziej drapieżne argumenty, czego przykładem jest rytmiczna, współtworzona przez Klaytona (frontmana grupy Celdweller) elektronika. Nie oczekujmy jednak drastycznych zmian w sposobie wykorzystania tych środków. Warsztat Howarda jest już tak zmanieryzowany, że nawet nowinki techniczne przemawiają tym samym głosem, co wysłużone banki brzmień odchodzące (na szczęście) na zasłużoną emeryturę. Czy jest więc jakakolwiek szansa, by zwykły widz zainteresował się zasłyszaną w filmie muzyką?

Promykiem nadziei jest wykonywana przez Lisbeth Scott piosenka In The Darkness, która pięknie komponuje się z napisami końcowymi. Nie mogło jej zabraknąć na albumie soundtrackowym wydanym nakładem Sony Music, choć żeby się z nią zmierzyć będziemy musieli przebrnąć przez godzinę trudnego w odbiorze materiału ilustracyjnego. Dałoby się uniknąć tych niedogodności, gdyby wydawcy oszczędzili nam kilka utworów z końcówki płyty, które i tak niewiele wnoszą do przyswojonej wcześniej treści. Owa treść rozbijać się będzie o temat przewodni zarysowany już na wstępnym etapie poznawania historii doktora Omalu. Także o kilka pomniejszych motywów przypisanych pewnym wydarzeniom.

Tytułowe Concussion wita nas ciepłą liryką, która z każdą kolejną frazą ewoluuje do podniosłej fanfary osadzonej na budzących niepokój, rytmicznych samplach. Zabieg ten, choć dosyć oczywisty w warsztacie Howarda, w tej partyturze zgrabnie oddaje determinację i upór głównego bohatera walczącego z ignorancją federacji sportowej. Elektronika jest tutaj nieodzownym elementem działań doktora, czego najlepszym przykładem jest najbardziej dynamiczny fragment ścieżki, Jacked Up. Pulsujący bit nawarstwiający napięcie dosyć sprawnie poruszą się pomiędzy kadrami ukazującymi odkrywanie kolejnych faktów i kompletowanie dokumentacji. Wielokrotnie wracając do tych momentów odnosiłem wrażenie jakobym słuchał ścieżki dźwiękowej do jakiegoś thrillera psychologicznego, a nie dramatu osadzonego w świecie medycyny i sportu. Tym ciekawiej odkrywa się utwory ilustrujące na przykład sceny pogarszającego się stanu zdrowia sportowców, czy autopsji. Realizacja tych sekwencji zaciera niejako granice między umowną tematyką, a treścią, co paradoksalnie nie wpływa negatywnie na odbiór.

Wszystko to sprawia, że pierwszych kilka utworów chłonie się z dużą dozą zainteresowania. Niestety mniej więcej w połowie albumu, kiedy właściwie odsłonięte zostają przed nami wszystkie karty, następuję powolne i żmudne zmierzanie do kulminacji. Dynamika ustępuje więc miejsca budowaniu dramaturgii odnoszącej się do sytuacji, w jakiej znajduje się Bennet. Niemniej jednak, poza cała gamą smutnego underscoreingu pojawiają się i bardziej ciepłe fragmenty. A wszystko za sprawą cementującego się uczucia między doktorem, a poznaną w kościele dziewczyną. Słuchając utworu Bennet and Prema możemy zauważyć, jak kompozytor przekłada stworzoną wcześniej dla głównego bohatera tematykę na zawiązujący się miłosny wątek. Niestety powstały w ten sposób motyw nie urzeka w takim stopniu, w jakim mógłby. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę świetnie zarysowaną przemianę postawy doktora – od początkowej niechęci, poprzez fascynację dziewczyną, a na wielkim oddaniu skończywszy. Troszkę większą swobodę w gospodarowaniu tematyką daje się zauważyć pod koniec albumu, kiedy stawiane są przed nami trzy bardzo fajne utwory. Zacznę od tego ostatniego, mianowicie Concussion End Titles, gdyż to właśnie tutaj temat miłosny otrzymuje najładniejszą dramaturgiczno-wykonawczą oprawę. Be at Peace, to niejako przedłużenie słyszanego na początku albumu motywu doktora Benneta Omalu. Swoistego rodzaju zagadką (chociaż miłą dla ucha) pozostaje natomiast Bennet’s Decision żywo odwołujące się do warsztatu Thomasa Newmana.



Jak zatem widzimy, nie jest to praca, która rozpycha się łokciami w drodze do największych perełek twórczości Jamesa Newtona Howarda. Wstrząs jest po prostu skrojoną na miarę filmu ilustracją nie mającą wybujałych ambicji, by żyć własnym życiem. Czy to oznacza, że soundtrack od Sony Music jest asłuchalny? Wręcz przeciwnie. Nie jestem natomiast przekonany do długości proponowanego nam materiału. Wiele utworów, zwłaszcza w drugiej części płyty, nie wnosi właściwie nic nowego do zasłyszanej wcześniej treści. Gdyby spojrzeć na problem całościowo, to w sumie żaden utwór nie wnosi nic nowego do warsztatu Howarda. Jest to więc pozycja głównie dla jego miłośników.


Jest to tylko fragment audycji wyprodukowanej na potrzeby programu emitowanego na antenie Radia Podlasie. Całości będzie można wysłuchać już 13 marca po 22.00

Najnowsze recenzje

Komentarze