Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Le Matos

Turbo Kid (Chronicles of the Wasteland)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 09-03-2016 r.

„Jesteśmy dzieciakami lat 80-ych, więc lata 80-te istnieją w nas”

Tak określa się Jean-Philippe Bernier, jeden z dwójki muzyków/kompozytorów tworzących formację Le Matos. Drugim jest Jean-Nicolas Leupi i odpowiadają oni za muzykę do Turbo Kid, zeszłorocznego faworyta wielu kinomanów, którzy wychowali się na kinie lat 80-ych, dziś sami mający czwarty czy nawet piąty krzyżyk na karku. Dwójka Kanadyjczyków tworzy muzykę w obszarze tzw. retro-soundu, ciekawego nurtu w muzyce filmowej ostatnich kilku lat, który związany jest z produkcjami nawiązującymi do kina lat 80-ych oraz 90-ych i wykorzystującego zazwyczaj zdobycze elektroniki. Dla jednych jest ona powrotem do czasów, gdy ze sobą coś stanowiła a nie była jedynie bezbarwną grupą anonimowych dźwięków jak to ma miejsce głównie dzisiaj; dla innych natomiast synonimem kiczu i powrotu do przeszłości. Ja osobiście zdecydowanie opowiadam się za tą pierwszą grupą (wychowując się właśnie w latach 80-ych) i przyznaję, że z dużą dozą przyjemności na przestrzeni ostatnich lat witałem oprawy muzyczne do takich produkcji jak Maszyna, Gość, Coś za mną chodzi, Chłód w lipcu, Drive a także ostatnie Chappie i Kung Fury, któremu najbliżej do kanadyjsko-nowozelandziej produkcji rozgrywającej się w post-apokaliptycznej scenerii. Wzorując się na debiutanckiej krótkometrażówce, pochodzący z francuskojęzycznego Quebecu terecet reżyserski stworzył bardzo przyjemne, udane fabularnie dziełko z pogranicza fantasy i s-f, z dwójką sympatycznych, zaskakująco pogłębionych psychologicznie bohaterów, sporą ilością tryskającej krwi, gore, akcji a nade wszystko wpasowując je w ramy tak hołdu jak i zarazem pastiszu kina akcji oraz s-f tamtego okresu. Całość doposażono w nostalgiczną, urzekającą ścieżkę dźwiękową wspomnianego duetu, który poznał się w szkole filmowej, potem pracował razem w kinie sprzedając popcorn a mieszkając razem muzycznie się dokształcał. Co ciekawe, talenty wspominanego Berniera sięgają dalej, bowiem jest on autorem zdjęć do Turbo Kida.

Muzyka z Turbo Kida posiada sporo odcieni, o których możemy się przekonać obcując z kompletną ścieżka dźwiękową, która jakiś czas po jego premierze (i sporym oczekiwaniu fanów) ukazała się w kompletnej, prawie 80-minutowej wersji. Nostalgiczne, rozmarzone, oddalone, refleksyjne, klimatyczne – takie określenie cisną się jeżeli chodzi o atmosferę wykreowaną przez Le Matos. Nie jest to li tylko typowy ambient, choć grupa sięga również po niego. Duet często opiera ilustrację o temat czy chwytliwą frazę, często ucieka się do przeciągłych, syntezatorowych fraz (wykorzystano min. leciwe Moogi i Rolandy), które malują przestrzeń dźwiękową, nie rzadko opierają się o emocjonalny motyw, który spaja muzykę. Ścieżkę definiują oczywiście również tematy, wśród których na pierwszy plan wybija się zapraszająca melodia w formie pewnego rodzaju, powtarzanego trzykrotnie refrenu, który w swojej końcówce intonuje swoisty ‘dżingiel’, powodując jego „zawieszenie”. Temat ów można w sumie przypisać dwójce głównych bohaterów, tak ich uczuciu oraz emocjonalnej więzi jak i charakterom zagubionego acz rycerskiego Kida oraz uroczej acz szalonej Apple. Aranżowany jest często na dyskotekową, taneczną, świetnie wpadającą w ucho modłę. Rozbraja swoją niewinnością jak i elementem infantylności. Twórcy dodatkowo wprowadzają sample imitujący klaskanie a całość podlewają frywolnym beatem. Szczególna uwaga należy się tu przede wszystkim finałowemu Tequila Sunrise, który z klimatu smutku i nostalgii przechodzi w inspirujące tony, gdy na czarnym nieboskłonie zabłyśnie gwiazda. Tam Le Matos temat główny spajają z dyskotekowym beatem, który mi od razu przypomniał specyficzne brzmienie piosenki Limahla z Niekończącej się opowieści, co też w pewnym sensie potwierdzili twórcy w wywiadzie z grudnia zeszłego roku: „Myśleliśmy sporo o brzmieniu Niekończącej się opowieści, i to wszystko w sumie przywędrowało z tej samej inspiracji”.

Limahl, czy też Klaus Doldinger to nie jedyne inspiracja duetu. Jak sami określają się na swojej stronie, odwołują się do takich twórców jak Vangelis, Goblin, Tangerine Dream, John Carpenter czy Shuki Levy (dodałbym jeszcze od siebie min. Giorgio Morodera). I nie trudno nie usłyszeć tych stymulacji w ich muzyce. Spora część Turbo Kida to także elektroniczny underscore, który w dawce zaprezentowanej przez twórców potrafi od czasu do czasu wystawić słuchacza na cierpliwość. Muzykę z tego nurtu charakteryzują rozrzucone, samotne dźwięki, tworzące chłodną atmosferę, przypominając o przygnębiającej, apokaliptycznej scenerii filmu. Pojawia się skwiercząca elektronika, niepokojące, mroźne tonacje (przypominając wspominaną Maszynę czy Brada Fiedela) oraz pociągłe frazy instrumentów klawiszowych. Złoczyńcy filmu opisywani są albo „skradającymi się” brzemienami, ponurym, przytłaczającym ambientem, lub też np. syntetycznym chórem dla Skeletrona, pomagiera głównego złoczyńcy. Drugą stronę medalu stanowi min. intymna, z udziałem solowego fortepianu kompozycja dla głównej bohaterki. W filmie nie brakuje też muzyki akcji, na którą składają się dynamiczne perkusyjne uderzenia, ogólnie pojęta stylistyka wczesnego studnia Media Ventures, quasi-rockowe tonacje mile łechcące tych, którzy lubią np. Ucieczkę z Nowego Jorku autorstwa Carpentera czy jaskrawa, dyskotekowa ilustracja pod sekwencję potyczki w wysuszonym basenie w siedzibie głównego złoczyńcy. Na tym polu wspomnieć należy jednak przede wszystkim o Eyes Throat Genitals, przebojowej, prącej do przodu, 7-minutowej ilustracji pod finałową batalię bohaterów z zastępem czarnych charakterów (już sama nazwa mówi co jest podczas niej obcinane…). Kapitalna melodyka, rytmika, nastrój „coolowości”, z szeregiem pomniejszych fraz i muskularnych motywów, delikatnie dramatyzujących kompozycję przypomina w momentach wspomnianego Zimmera z lat 90-ych. Le Matos myślę, że mogą śmiało rywalizować tym utworem z podobną muzyką, którą Daft Punk stworzyło dla Tron: Legacy.

Chwilę należy poświęcić kwestii wydania muzyki. Muzyka została wydana w trzech wersjach: cyfrowej, fizycznej (kompakt) a także w wersji płyty gramofonowej. Le Matos oprócz pełnego score’u udostępnili składankę utworów pod sporo mówiącym w kontekście filmu tytułem Kroniki pustkowia. Stanowi ją dziesiątka utworów będących wariacjami głównych tematów czy też sekwencji dostępnych na soundtracku. Zaprezentowane są w dłuższej formie (przeważnie ponad pięć minut) w stosunku do odpowiednich wersji sountrackowych i zaaranżowane bardziej „pod” muzykę popularną, dyskotekową czy też w jakiejś mierze klubową. Jedną z nich stanowi nawet piosenka, którą twórcy zlecili brytyjskiej piosenkarce Lucy Taylor, która występuje pod scenicznym pseudonimem Pawws. Jaki sami przyznają „W czasie promocji filmów w latach 80-ych, miały one zawsze popową piosenkę ze słowami odwołującymi się do jego tematyki jak też z pewnym lekko kiczowatym brzmieniem (…) Chcieliśmy zrobić właśnie taką piosenkę”. I trzeba przyznać, w dużej mierze się im to udało, bowiem No Tomorrow jest udaną wariacją na temat przewodni z miłym dla ucha wokalem jak i kolejnym z całej listy hołdzików dla tego rodzaju ilustracji z tamtego czasu. Na wyróżnienie zasługuje również zamykający tą część wydawnictwa utwór The Kid, będący przeróbką muzycznych ilustracji pod pierwsze sceny między Kidem a Apple (wyprawa na wysypisko, jazda bmx-em itd.), mocno w optymistycznym duchu.

Turbo Kid jest więc kolejnym z listy prac we wspominanym retro-sound’zie, ale mam wrażenie, że wśród przytoczonych na początku tekstu tytułów tym najbardziej tak zbliżonym do nostalgicznego klimatu lat 80-ych jak i z najszerszym spektrum brzmień. Całość wydanej partytury pokazuje też, że to muzyka stworzona z największą fantazją a także pozostawiająca chyba najsilniejsze wrażenie w filmie, będąc jego absolutnie istotnym elementem ze szczególną uwagą na zapadającą w pamięci ostatnią scenę. Wyróżnia się przebojowymi, szybko przyswajalnymi tematami jak i tworzeniem specyficznej aury i klimatu. Od ciężkich, mrocznych brzmień po absolutnie lekką, przyjemną estetykę, którą można by zapuścić zupełnie nie zorientowanemu w muzyce filmowej odbiorcy i z pewnością postawiłby sporo pieniędzy na to, że to muzyka jakiegoś zapomnianego zespołu popowo-elektronicznego z lat 80-ych. Z pewnością Turbo Kid ze względu na swoją kompletną prezentację ma trochę problemów w odbiorze poza filmem, jest trochę dłużyzn oraz ponurego underscore’u i w zasadzie głównie czeka się na rozwinięcia tematyczne lub jakieś smaczki odwołujące się do stylistyki lat 80-ych. Dobrym alternatywą może być ten swoisty image-album, ale jego małym mankamentem jest to, że czasami zbytnio wybiega w sferę muzyki popularnej, by móc go traktować jako zastępstwo oryginalnego score’u. Niemniej spokojnie można sobie z obu pozycji ułożyć jakiś 40-50 minutowy program o znamienitej słuchalności. Pozycja ta zostanie doceniona przez fanów filmu, sympatyków brzmieniowej nostalgii lat 80-ych ale myślę, że też przez zwykłych fanów filmówki, ponieważ ma jednak sporo do zaoferowania. Kanadyjscy twórcy znaleźli przecież uznanie naszego portalu poprzez nominację do Filmmuzy jako Odkrycie roku i niech to wystarczy za rekomendację.

Najnowsze recenzje

Komentarze