Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Hoosiers (Intrada) (Mistrzowski rzut)

(1986/2012)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 24-02-2016 r.

Co najmniej od Rocky’ego kino sportowe ma określoną formułę. Zawodnik albo drużyna, która się rozpadła, nikt nie daje im szans, ale tzw. underdogs sięga mistrzostwa. Nie jest to może wyjątkowo oryginalna struktura fabularna, ale zawsze działa, bo można dzięki niej przekazać pozytywne przesłanie. Nie inaczej jest z filmem Mistrzowski rzut Davida Anspaugh. Historia drużyny, którą przejmuje trener z tajemniczą przeszłością, uważana jest za jeden z klasyków. Jak zauważył jeden z recenzentów film „jest wielki, bo pozostaje mały”. Wyciszona, choć nie bez wielkich emocji, historia opowiedziana w Hoosiers (mieszkańcy stanu Indiana, oryginalny tytuł filmu, w Anglii wyświetlanego jako Best Shot) właśnie działa przez swą kameralność i, mimo obsady, względnie mały budżet tylko pomaga. W roli trenera wystąpił Gene Hackman. Dzięki dziełu Anspaugh i scenarzysty Angelo Pizzo do gry wrócili także Dennis Hopper oraz, częściowo, Barbara Hershey. Aktorce pomógł też inny sukces, chyba największy komercyjny w karierze Woody’ego Allena, czyli Hanna i jej siostry.

Ponoć pytany, jakich filmów chciałby robić więcej, Jerry Goldsmith bez wahania mówił, że takich jak Mistrzowski rzut. Prosta, inspirująca historia była dla niego wymarzona. Po serii filmów akcji, przygodowych, horrorów i science-fiction była to odskocznia, która pozwoliła mu na napisanie czegoś jednocześnie pozytywnego i chwytającego za serce. Podobnie uzasadniał wzięcie roli Dennis Hopper. Mimo że sam wcześniej był alkoholikiem, stwierdził, że „to jeden z tych filmów, po którym ludzie wychodząc z kina czują się dobrze”. W wyjątkowo kontrowersyjnym dla Oscarów roku muzyka ta przegrała (razem z Obcymi Jamesa Hornera i Misją Ennio Morricone) z Około północy Herbiego Hancocka. Co jeszcze bardziej szokujące, do 2012 roku (czyli przez aż 26 lat!) ścieżka ta nie była dostępna na amerykańskim rynku i trzeba ją było sprowadzać bądź z Anglii, bądź, później, z Japonii. Ten album, pt. Best Shot, zawierał 38 minut przygotowanych przez samego kompozytora suit. Dopiero cztery lata temu Intrada Records przygotowała rozszerzony, prawie godzinny, kompletny materiał, zachowując jednak utwory kompozytora. Pierwszy album został zrecenzowany przez Tomka Rokitę. Przedmiotem niniejszego tekstu jest wydanie ostatnie.

Elektroniczna suita, która rozpoczyna oba albumy, to już klasyk. Wyprodukowana przez kompozytora z nieżyjącym już niestety synem Joelem może brzmi nieco archaicznie pod względem brzmień syntezatorów, ale wciąż zaraża swą pozytywną energią. Jest to ścieżka w pigułce. Goldsmith bowiem zbiera wszystkie tematy w popowej stylistyce. Właściwą ścieżkę zaczyna utwór drugi – Main Title – Welcome to Hickory. Nostalgiczny temat na trąbkę, któremu towarzyszą subtelne smyczki i delikatne syntezatory wprowadzają nostalgiczny nastrój, idealnie oddające pierwsze ujęcia filmu – podróż Normana Dale’a do zapadłego Hickory w stanie Indiana. Mimo dość wyraźnej obecności elektronicznych brzmień, kompozytorowi udaje się oddać klimat świtu w małomiasteczkowej Indianie lat pięćdziesiątych. Do tego jeszcze jeden z piękniejszych tematów: dość rzadko słyszany na albumie przypisany fikcyjnemu miasteczku Hickory. W podobnym nastroju utrzymany jest także Chester.

Rozszerzone wydanie muzyki z Hoosiers pozwala na głębsze zapoznanie się ze strukturą ścieżki. Tematy wprowadzane są dość wcześnie, choć ostrożnie i subtelnie. Jeśli chodzi o sam film, to spotting początkowo jest bardzo ostrożny, dopiero w drugiej połowie filmu zaczyna odgrywać większą rolę. First Workout, początkowo dość nieśmiało, tworzy brzmienie ścieżki. Większą rolę zaczyna odgrywać rytmiczna elektronika, przez co pisana do filmu o latach pięćdziesiątych muzyka może wydawać się anachroniczna. Jednak, jak się zdaje, Goldsmithowi chodziło tu głównie o nasycenie scen sportowych energią. Energię tę, i ducha walki, wywołuje w drużynie nowy trener. Na razie tempo jest dość wolne. Drużyna zaczyna się poznawać z trenerem, przez co i w muzyce czuć pewnego rodzaju nieśmiałość.

Oryginalny album, choć niepozbawiony utworów emocjonalnych, koncentrował się przede wszystkim na materiale sportowym, co nie powinno dziwić, bowiem to właśnie on jest najbardziej atrakcyjny. Jednak, jak pokazuje chyba największy brak płyty z lat osiemdziesiątych – napisy początkowe – pozostała część pozwala lepiej osadzić muzykę akcji w jej kontekście. Nie można zapomnieć, że Mistrzowski rzut jest filmem przede wszystkim kameralnym. Małe miasteczko, w którym każdy się zna, drużyna mająca niewielu zawodników, także mała szkoła. Do tego oprócz sportu pokazane są przede wszystkim osobiste wątki – przyjaźń między trenerem a dyrektorem szkoły, Cletusem, relacja między nim a Shooterem, miejscowym pijaczyną i ekspertem od koszykówki, wreszcie rodząca się w bólach miłość do nauczycielki i opiekunki Jimmy’ego Chitwooda, najlepszego koszykarza w mieście. Wydaje się, że wydanie Intrady dużo lepiej pokazuje równowagę między tymi wątkami a sportową fabułą filmu. Utwory takie jak No More Basketball czy Someone I Know z rzadką u Goldsmitha solową wiolonczelą dodają partyturze głębi.

Od momentu, kiedy Jimmy wraca do gry i trener zachowuje swą pracę, w ścieżce zaczyna dominować muzyka akcji. Istnieją różne interpretacje jednego z podstawowych brzmień zawartej w ilustracji meczów. Niektórzy nawet twierdzą, że w czasie dyrygowania kompozytor kozłował piłką do koszykówki. Książeczka recenzowanego wydania jednak mówi o samplach. Jest to ważny dodatek do perkusji – zastępuje niejako bęben basowy zestawu perkusyjnego, tu zrekonstruowanego przez syntezator. Inspirujący charakter, podobnie jak w późniejszym Rudym bierze się stąd, że Goldsmith nawiązuje do brzmień wręcz westernowych, których, gdyby nie elektronika, nie powstydziłby się sam Elmer Bernstein. Do tego jeszcze metrum. Duża część tych utworów oparta jest na metrum 7/8, które twórca trylogii Rambo bardzo cenił. Dzięki temu zyskuje dodatkowy nerw i podkręca napięcie oraz, wreszcie, inspiracyjny charakter całości, utrzymanej spójnie w nastroju mniej lub bardziej subtelnej Americany. Bardzo ciekawą rolę odgrywają kotły, uzupełniające elektroniczną perkusję. Można powiedzieć, że między nimi toczy się swoisty dialog, który jeszcze potęguje wrażenie odbijającej się piłki.

Ostatnie emocjonalne utwory, kameralne Someone I Know oraz Empty Inside czy wreszcie lekko niepewne The Gym są tylko preludium do genialnego The Finals. Wszystkie tematy, cała inspiracja jest wrzucona w te 15 minut, niewątpliwy highlight nie tylko tej ścieżki, ale i całej kariery Jerry’ego Goldsmitha. Analiza poszczególnych fragmentów nie ma sensu, trzeba słuchać. Warto zwrócić pod uwagę, że samo zakończenie meczu pozbawione jest zupełnie syntezatorów. Jest to bodaj jedyny w ścieżce fragment, gdzie kompozytor operuje wyłącznie orkiestrą. Wreszcie, niczym klamrą, suita kończy się powtórzeniem Main Title.

Niezależnie od wspominanych często błędów w wykonaniu węgierskiej orkiestry, jest to wciąż znakomita ścieżka. Niech nie przerazi, faktycznie może dziś anachroniczna, elektronika. Być może na Oscarze zaważyła wielka kontrowersja z nagraniami w Budapeszcie. Związek muzyków sesyjnych w Los Angeles oprotestował film. Ale znowu, na jakość muzyki to nie wpływa. Pomyśleć, że tak amerykańską, inspirującą muzykę, Amerykanie mogli wreszcie zdobyć nie tylko w wersji limitowanej, ale też po dwudziestu sześciu latach od premiery. A jednak. Szkoda, że Jerry Goldsmith nie zrobił więcej filmów sportowych. Pamiętajmy, że do jego najpopularniejszych i najcieplejszych ścieżek należy też napisany dla tych samych twórców Rudy. Tak czy siak, Hoosiers znać warto!

Najnowsze recenzje

Komentarze