Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hiroyuki Sawano

Shingeki no Kyojin (Attack on Titan) – anime

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-01-2016 r.

Shingeki no Kyojin (Attack on Titan, Atak tytanów) to jedna z najpopularniejszych mang. Dzieło Hajime Isayamy w ciągu 18 miesięcy od premiery (wrzesień 2009r.) sprzedało się w liczbie ponad 20 milionów (sic!) egzemplarzy. Nie dziwne zatem, że telewizja w końcu zwęszyła łatwe źródło zarobku. Tak też cztery lata po ukazaniu się na rynku komiksu Isayamy, na srebrnym ekranie zagościł świetnie przyjęty przez krytykę i widownię, 25-odcinkowy serial w reżyserii Tetsuro Arakiego, wcześniejszego twórcę równie popularnego i cenionego anime Death Note.

Atak tytanów przenosi nas do alternatywnego świata. Ludzie żyją w samowystarczalnym mieście otoczonym przez wysoki na kilkadziesiąt metrów mur. Został on zbudowany po to, aby chronić mieszkańców przez tytanami, gigantycznymi zombie-potworami żywiącymi się ich mięsem. W czasie jednego z ich ataków, ginie matka Erena, głównego bohatera produkcji Arakiego. Zrozpaczony chłopak w akcie desperacji decyduje się wstąpić w szeregi oddziałów walczących z olbrzymami.

Ścieżkę dźwiękową do serialu skomponował Hiroyuki Sawano, twórca raczej nieznany szerszemu gronu miłośników filmówki. Do momentu zilustrowania postapokaliptycznej opowieści o Erenie, na koncie miał tylko kilkanaście mało znaczących, telewizyjnych projektów. Jednak dzięki Atakowi tytanów szybko stał się jednym z najbardziej obiecujących kompozytorów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Score Japończyka ukazał się na dwóch woluminach, które ujrzały światło dzienne w półrocznym odstępie czasu. Choć oba krążki nie różnią się zbytnio od siebie pod względem brzmieniowym, tak trzeba sobie jasno powiedzieć już na wstępie, że większość najlepszych kompozycji trafiła na pierwszy z nich.

Recenzowanie tej muzyki jest dość trudne. Nie dlatego, że score Sawano jest niełatwy w interpretacji, lecz z powodu eklektyzmu gatunkowego, który go wyróżnia. Można by spytać, czego tu nie ma? Japończyk łączy pop, rock, dubstep, new age, a to tylko jedne z kilku typów muzyki, które znajdziemy na tym soundtracku. Nie zabrakło też miejsca np. dla bardziej tradycyjnej symfoniki, lirycznego, fortepianowego grania, a także piosenek skomponowanych przez samego Sawano. Jakby tego było mało, większość z 27 utworów prezentuje odmienne idee muzyczne, przez co rozwodzenie się nad każdą z nich z osobna zwyczajnie mija się z celem. Podejdźmy zatem do tematu nieco bardziej ogólnie. Czy miksowanie ze sobą tak dalekich od siebie stylów, podanych w bardzo współczesnym „sosie”, wyszło partyturze na dobre? I tak, i nie.

Co by nie powiedzieć, kompozycje Sawano cechuje często prawdziwa bombastyczność, co jest zrozumiałe z racji iście dantejskich scen produkcji Arakiego. Japończyk nie boi się wrzucać do jednego worka perkusji, gitar elektrycznych, sampli, orkiestry, a nawet chórów, w pewnej mierze wzorowanych na twórczości Shiro Sagisu. Z jednej strony tego rodzaju ścieżki mogą się wydać wręcz nieznośnie intensywne i przeszarżowane aranżacyjnie, lecz z drugiej strony potrafią dać słuchaczowi przysłowiowego kopa, jak chociażby energiczne i pompatyczne Three Dimensional Maneuver lub E.M.A, gdzie podrasowana elektronicznie orkiestra, w rytm rozbudowanej sekcji bębnów i ludzkich wokali, prowadzi doprawdy porywającą kompozycję. Podobnych stylizacji, mniej lub bardziej udanych, znajdziemy na albumach całkiem sporo. Moim ulubionym tego rodzaju utworem jest Army Attack, w którym Sawano stworzył przebojową, oryginalną, pseudo-etniczną muzykę akcji – jako dodatki pojawiają się tutaj męskie okrzyki, a nawet solówki na skrzypcach.

Jak wspomniałem wcześniej, japoński artysta gdzieniegdzie zwalnia tempo, wprowadzając stonowane partie fortepianu, gitar akustycznych, wiolonczeli, a także kobiecego śpiewu (urokliwe Birth in a Cage). Ciężko tu jednak mówić o jakiś szczególnie wyrazistych motywach. Zresztą Sawano zdaje się mieć z tym pewien problem, mydląc uszy rozbuchanymi aranżacjami i różnorodnością brzmieniową. Oczywiście nie każda ścieżka dźwiękowa musi kipieć chwytliwymi tematami, niemniej melodie na pewno nie są tym, co zapada najbardziej w pamięć po odsłuchu. Poza tym większość z nich, jeśli już się pojawia, jest relatywnie prosta. Motywem przewodnim możemy uznać opadające, smyczkowe nuty z drugiej połowy utworu otwierającego album, aczkolwiek jest to dość luźne określenie, skoro ów temacik będziemy mieli sposobność usłyszeć jeszcze tylko jeden raz – na ścieżce XL-TT. Notabene jest to jedyna idea muzyczna Sawano, z której skorzystał Sagisu podczas pracy nad aktorską adaptacją dzieła Isayawy.

Sawano prezentuje nam także kilka bardziej klimatycznych utworów, wzbogaconych czasem o charakterystyczne m.in. dla dubstepu, elektroniczne „brzęczenia”. Jednak i w tym przypadku za mało jest tutaj takich kompozycji, które potrafiły by zagrać emocjami słuchacza i zapaść mu w pamięć na dłużej. Zresztą o ile na początku pierwszego woluminu autor zdaje się mieć kilka ciekawych pomysłów, o tyle im dalej brniemy w omawiane krążki, tym Japończyk zaczyna serwować nam coraz bardziej przesoloną i patetyczną akcję lub trochę bezsmakową lirykę. Na plus trzeba jednak zaliczyć to, że materiał jest praktycznie całkowicie pozbawiony ilustracyjności. W związku z powyższym, w serialu wykorzystywane są głównie fragmenty rzeczonych ścieżek. Niemniej potrafią one „podgrzać” ekranową atmosferę.

Reasumując, na opisywanym soundtracku każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Niemniej multigatunkowość muzyki Sawano może działać na jej niekorzyść. Choć natrafimy tutaj na kilka doprawdy fajnych kawałków, to jednak obydwa krążki sprawiają wrażenie bardzo chaotycznych i niespójnych. Trudno bowiem wyłapać jakąś melodię lub jakąkolwiek inną koncepcję, która spajałaby ten score. Ironizując, można powiedzieć, że główną ideą przyświecającą Sawano było stworzenie muzycznego „kociołka Panoramiksa”. Trzeba jednak oddać Japończykowi, że potrafi się bawić ścieżką dźwiękową, eksperymentować i ryzykować, a do tego sprawnie uzupełniać kadry popularnego serialu. Zapewne właśnie dlatego albumy te cieszą się niemałą renomą. Ja jednak będę podchodził do nich z umiarkowanym dystansem.

Inne recenzje z serii:

  • Attack on Titan (live action)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze