Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brian Tyler

Truth

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 24-01-2016 r.

Kampania prezydencka w USA w 2004 roku była bardzo emocjonująca. Jednym z podstawowych punktów ataku była kwestia służby wojskowej. Bush kwestionował medale (zwłaszcza Purpurowe Serca dawane rannym), które kandydat Demokratów dostał w Wietnamie. Z drugiej strony kariera samego urzędującego prezydenta wzbudzała kontrowersje. Zamiast pojechać do Wietnamu, zgłosił się do Gwardii Narodowej i to najprawdopodobniej polecony albo przez ojca, który był wtedy kongresmenem (potem został szefem CIA i, oczywiście, czterdziestym pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych), albo przez jakiegoś znajomego. Dziennikarze CBS natrafili na tak zwane dokumenty Kiliana, dowódcy podporucznika George’a Walkera Busha z czasów jego służby lotniczej w Gwardii Narodowej. Gotowy reportaż programu 60 minut, prowadzony przez dziennikarską legendę Dana Rathera, wywołał wielkie kontrowersje. Eksperci zawiedli – choć treść dokumentów odpowiadała opinii Kiliana, same okazały się napisanymi w latach dziewięćdziesiątych fałszywkami, co kosztowało pracę wszystkich związanych z programem, w tym producentkę Mary Mapes. Tę historię opowiada niezły, choć pełen nadużyć, film scenarzysty Jamesa Vanderbilta Truth, który mimo świetnej obsady (Robert Redford, Cate Blanchett, Dennis Quaid) jednak nie znalazł dystrybutora w Polsce.

Brian Tyler i James Vanderbilt przyjaźnili się ze sobą od lat i długo dyskutowali na temat projektu, który miał być reżyserskim debiutem scenarzysty. Oczywistym było, że to jemu się trafi ten angaż. Dla kompozytora było to coś innego od kina akcji czy superbohaterskiego, w którym od kilku lat celował. Nie jest to jednak nic dziwnego. Tyler czasem bierze projekty, które mają dla niego bardziej osobisty charakter, czy to Pokój śmierci czy wyprodukowane przez niego samego Columbus Circle. Kompozytor chwalił się, że to jeden z niewielu przypadków, kiedy nie dostał żadnego temp-tracka, co niestety komplikuje zrozumienie pewnych jego wyborów ilustracyjnych. Album został wydany przez Varese Sarabande i na polskim rynku na razie dostępny jest tylko w formie streamingowej (np. Spotify).

Płytę rozpoczyna nieco minimalistyczne Asking Questions. Do dwunutowego ostinata dołącza fortepian i crescendo na trąbkę i jeden z głównych tematów filmu. Tyler, który przyzwyczaił nas do dużo mniej subtelnego stylu, ostrożnie wprowadza nastrój. Delikatne partie perkusyjne budują napięcie z dodatkiem pewności siebie, reprezentując przy tym podstawowy chyba temat filmu – wartości. Wrażenie to podkreśla oparty na Americanie Truth Main Title, które w żaden sposób nie przystaje do reszty ścieżki. W filmie utwór wykorzystano w napisach końcowych i, o ile nie jest to novum w karierze Briana Tylera, to w tym przypadku, pod względem odsłuchu, ustawienie go jako drugiego utworu jest trochę strzałem w stopę. Temat porównywano do muzyki z amerykańskich telewizyjnych wiadomości i chyba jest to słuszna interpretacja. Nie można jednak zapomnieć, że na szali stoją amerykańskie wartości, w tym przypadku wolność słowa. Zadaniem kompozytora, także na końcu filmu, było wskazanie właśnie na stawkę – pytanie bowiem brzmi czy cele polityczne i ekonomiczne powinny stać naprzeciw poszukiwaniu prawdy (choć akurat w przypadku historii dokumentów Kiliana wciąż istnieje wiele kontrowersji) i właśnie prawa dziennikarza do przedstawienia własnego zdania.

Jednym z głównych instrumentów jest harfa, która dla kompozytora reprezentowała wpisywanie słów na klawiaturze. Sposób wykorzystania instrumentu, wpisującego się w generalnie minimalistycznie brzmienie, przynosi też na myśl precyzję. Minimalizm partytury nadaje muzyce wrażenia pewnej celowości. Poszczególne, powtarzające się przez cały album, motywy miały zdaniem Tylera pomóć widzowi nie pogubić się w dość skomplikowanej sieci informatorów i przekazywanych informacji. Jeden z głównych tematów, dotyczący przede wszystkim poszukiwania prawdy i przygotowania audycji do emisji jest rozpisany właśnie na wspomnianą już harfę. Słyszany pierwszy raz w Three Hours należy do highlightów ścieżki. Pod względem aranżacji gra między smyczkami a harfą jest bardzo ciekawa. Do tego jeszcze dołącza elektronika. Pod tym względem utwór ten, choć jest przy tym bardziej intensywny, nieco przypomina Frost/Nixon Zimmera, gdzie wątek śledztwa dziennikarskiego też był bardzo ważny. Utwór kończy ostra akcja zwieńczona mocnym dysonansem na smyczki, co jest kolejnym nieprzystającym do brzmienia reszty ścieżki elementem. Najwyraźniej tak samo uznał reżyser, bowiem fragment ten nie znalazł się ani w filmie, ani w napisach końcowych.

Przez większość czasu Tyler operuje dość niską intensywnością emocjonalną. Poza Main Title Americana jest w muzyce obecna, ale w bardziej subtelnych formach, głównie poprzez wykorzystywane tu i ówdzie interwały i instrumenty (w tym przypadku głównie waltornie i trąbki). W dużej mierze za atmosferę ścieżki jednak odpowiada świadome nawiązanie kompozytora do nurtu minimalistycznego. Poprzez orkiestrację może on się kojarzyć bardziej z jego muzycznofilmową odmianą niż oryginalnymi pracami Glassa, Steve’a Reicha czy Terry’ego Rileya. Modelem zdaje się być raczej tutaj Alexandre Desplat. Połączenie orkiestry z elektroniką, także raczej subtelną i pozostającą w regionach basowych, może też przynosić skojarzenia z częścią twórczości Zimmera. Dzieje się tak głównie z powodu rytmicznej funkcji elektroniki. Innymi słowy, Amerykanin wykorzystuje brzmienia pulsujące. Pod względem funkcjonalnym działa to całkiem porządnie. Nie przekraczając pewnej intensywności emocjonalnej poza napisami końcowymi, delikatnie prowadzi film i widza przez meandry źródeł informacji, problemu autentyczności dokumentów i różnych elementów dochodzenia do prawdy. Podkreśla przy tym emocje. Piękne pod tym względem jest Transcendence, gdzie bardziej intensywna i dramatyczna muzyka uczyniłaby scenę kiczowatą. Jest to jedyny utwór, w którym słychać solowy wokal.

Oryginalność ścieżki jest problematyczna, co szczególnie dziwi w przypadku braku temp-tracku. W Humble Beginnings słychac delikatny fortepian trochę w stylu Jerry’ego Goldsmitha (np. z Rudy’ego). O przypominającej Zimmera relacji między elektroniką a orkiestrą już wspominałem i jeszcze raz można tu przywołać Frost/Nixon. Obie te inspiracje, nawet jeśli (zwłaszcza w drugim przypadku) niezamierzone, można zrozumieć. Delikatna, inspirująca muzyka odwołująca się do amerykańskich tradycji może w końcu doprowadzić do podobnych rozwiązań jak u Goldsmitha, Jamesa Hornera czy wreszcie Johna Williamsa. Trudno jednak wytłumaczyć Uncovering Lies, które bliższe jest twórczości Harry’ego Gregsona-Williamsa i to w formule kina Tony’ego Scotta. Oczywiście Tyler jest tutaj delikatniejszy i nie szaleje tak. Jest to spójne z resztą ścieżki (choć na tym etapie loopy perkusyjne to coś nowego) i zawiera też elementy minimalistyczne. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na drugą część utworu, gdzie fortepian zostaje przepuszczony przez efekty elektroniczne wcale nieodległe od Deja Vu Gregsona-Williamsa. Zakończenie zaś przypomina zimmerowskie Batmany.

Muzykę Tylera można rozpatrywać na dwóch poziomach: obiektywnym (funkcja narracyjna muzyki) i subiektywnym (psychologicznym). Pod względem ilustracyjnym, kompozytor musi grać, w jednej ze swoich bardziej inteligentnych ścieżek, między oboma poziomami. Z jednej strony więc opowiada historię, pomaga ją prowadzić, z drugiej zaś podkreśla stany psychiczne bohaterów, od pełnego entuzjazmu budowania ekipy produkującej odcinek programu (60 Minutes), po niepewność czy wręcz nawet lęki samej Mary Mapes, której cała sytuacja przypomina traumę z dzieciństwa. Co ciekawe, kompozytor raczej nie ilustruje atmosfery osaczenia. Być może uznał (słusznie), że jest to wystarczająco obecne w obrazie i dialogach. Przy takim materiale, w dużej mierze zależnym od aktorstwa i kwestii mówionych, nie mógł wykroczyć poza pewną intensywność emocjonalną. Zwiększenie dramatyzmu, po prostu, ośmieszyłoby film.

Ostatnie minuty Truth oparte są praktycznie na obrazie i samej muzyce. Tylera bardzo cieszyło, że reżyser tak zaufał jego kompozycji. Część tej dwunastominutowej ilustracji, End of an Era, jest jednym z najlepszych utworów opartych na patriotycznym temacie w filmie i na albumie. Wspomniane Truth Main Title byłoby o wiele lepsze, gdyby znalazło się na końcu, nie psując bardzo ostrożnie budowanej narracji. Sama ścieżka zaś jest na pewno najlepszym dziełem Briana Tylera od kilku lat, zwłaszcza biorąc pod uwagę takie rozczarowania jak Niezniszczalni 3 czy nawet kompozycyjny bałagan drugich Avengersów. Brian Tyler pokazał, że potrafi delikatniej, choć zdarzały mu się projekty, takie jak Pokój śmierci, Columbus Circle czy Standing Up, ale żaden z nich, choćby z powodu obsady, nie miał takiego prestiżu jak właśnie Truth. Czy jest to jakiś głębszy rozwój jego kariery, trudno wyrokować. Ale cieszy, że zrobił coś trochę innego niż zwykle i z większą niż zwykle inteligencją.

Najnowsze recenzje

Komentarze