Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Seventh Son (Siódmy syn)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 22-01-2016 r.

Niektórych filmów nie trzeba oglądać w całości, by wyrobić sobie słuszną opinię o artystycznej porażce. Jeszcze na etapie zapoznawania się z kinowym zwiastunem Siódmego syna, wiedziałem, że nic dobrego z tego nie będzie. Późniejszy seans tylko potwierdził te przypuszczenia. Ekranizacja popularnej powieści The Spook’s Apprentice swoją wątpliwą jakość zawdzięcza nie tylko importowanemu ze wschodu reżyserowi, Sergeyowi Bodrovowi, który nie do końca wiedział w jakim kierunku pchnąć cały projekt. Także wielu zawirowaniom związanym z produkcją. Najpierw bankructwo firmy zajmującej się efektami specjalnymi, później problemy z wyznaczaniem daty premiery, która ostatecznie odbyła się rok później aniżeli planowano, aż w końcu odejście dwóch kompozytorów: A.R. Rahmana oraz stałego współpracownika Bodrova, Tuomasa Kantelinena. Ostatecznie film trafił do kin w grudniu 2014 roku zbierając bardzo negatywne opinie i przynosząc producentom olbrzymie straty. Do kin nie przyciągnęły widzów ani występujące w tym obrazie gwiazdy (Jeff Bridges, Jullian Moore) ani popularność książkowej serii z jakiej wyrastał Siódmy syn.

I tu należałoby się zastanowić, co kierowało Marco Beltramim, kiedy wskakiwał na ten zmierzający w stronę przepaści pociąg? Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy amerykański kompozytor popisuje się brakiem roztropności w dobieraniu projektów. Mało tego. Patrząc na filmografię Amerykanina, można wywnioskować, że ciąży na nim jakaś klątwa systematycznego angażu do mających potencjał, ale koncertowo marnowanych produkcji. Całe szczęście nie zniechęca to Beltramiego do efektywnej pracy nad całokształtem. Wśród wielu owych filmowych niewypałów zdarzają się bowiem takie, które od strony muzycznej potrafią solidnie zaskoczyć. Jedną z takich prac była partytura do Fantastycznej czwórki popełniona wespół z Philipem Glassem, a także ilustracja do omawianego tutaj Siódmego syna.

Już pierwsze minuty widowiska witają nas potężną, orkiestrowo-chóralną fanfarą. Kompozytor doskonale rozumie gatunek, w jakim zanurzone jest wątpliwej jakości dzieło Bodrova, stawiając przed nami niezwykle emocjonującą i polichromatyczną oprawę muzyczną. Wszystko wsparte jest dwoma łatwo komunikującymi się z odbiorcą tematami, choć nie mającymi ambicji do zapisania się grubą czcionką w historii gatunku. Partytura Amerykanina jest po prostu fenomenalnym przykładem poprawnego do bólu rzemiosła, które szczelnie wypełnia filmową przestrzeń – ściele grunt pod wyprowadzanie pewnych emocji, ale bez narzucania się widzowi. Są jednak momenty, które pod względem muzycznym po prostu błyszczą. Jedną z takich scen jest wspomniany wyżej prolog. W dalszej części ścieżki będzie to również montaż treningowy tytułowego siódmego syna no i oczywiście finałowa konfrontacja. Wszystko to sprawia, że ilustracja muzyczna jawi się jako jeden z najbardziej dopracowanych elementów widowiska Bodrova. Czemu więc wraz z premierą tego filmu na naszym rynku nie pojawił się również album soundtrackowy?



Kulisy tych zawirowań nie są znane, ale ostatecznie w sierpniu 2015 roku nakładem Varese Sarabande ukazał się limitowany do 1000 sztuk soundtrack. Wydawać się mogło, że tak długo planowany specjał porazi nie tylko niewybredną treścią, ale i bardziej dopieszczoną stroną edytorską. Niestety kiedy rzeczony krążek trafił w moje ręce, po raz kolejny poczułem się zawiedziony purystyczną polityką Townsona. Bowiem poza kilkoma filmowymi kadrami i szkicami koncepcyjnymi, booklet świecił pustkami. Zastanawiająca wydawała się również tzw. „lista płac”, która w bardzo enigmatyczny sposób mówiła o ekipie tworzącej tak przecież rozbudowane dzieło. Wszystkie te niewiadome pozwalają wysnuć tezę, że Marco Beltrami miał tylko symboliczny wkład w powstawanie tej ilustracji. Czy powtórzyła się sytuacja z czwartej części Szklanej pułapki, kiedy okazało się, że kompozytor faktycznie stworzył tylko dwa z ponad czterdziestu fragmentów ścieżki dźwiękowej? Tego na chwilę obecną nie możemy być pewni. Pewne jest natomiast to, że partytura (nie ważne przez kogo faktycznie skomponowana), jest na tyle dobra, że ma prawo żyć własnym życiem również poza filmowym kadrem. Czy w takiej formie, jaką zaproponował nam Robert Townson, czyli prawie 75-minutowego doświadczenia muzycznego? Tutaj można mieć pewne wątpliwości, ale prawdziwych entuzjastów muzycznej przygody nie powinno to zrazić.

Na pewno nie zrażą do siebie pierwsze minuty rzucające nas bezpardonowo w wir muzycznej akcji. W kontekście opisywanej sceny jest to muzyka troszkę przerysowana, ale daje ogólne wyobrażenie zagrożenia przed jaką filmowy bohater Gregory próbuje uchronić świat. Jest to również doskonały moment, by zaprezentować jeden z kluczowych tematów kompozycji – motyw złej czarownicy, Malkin. Szukając porównania do tej melodii proponuję udać się w kierunku jednej z mniej docenianych prac Silvestiego – Mumia powraca. Nie będzie zdziwieniem, że podejmowana przez Beltramiego stylistyka akcji również po części oscyluje wokół rzeczonej partytury. A najlepszym tego wyrazem jest nie stroniące od mrocznej wymowy, Malkin Unleashed. Troszeczkę więcej charakterystycznej dla Beltramiego motoryki posiadają utwory akcji występujące w dalszej części partytury. Sztandarowym przykładem jest tutaj scena ataku na miasto wspierające działania Gregory’ego (City Attack). Charakterystyczne perkusje wzbogacone subtelną elektroniką możemy również spotkać w intensywnym Facing Urag oraz Forest Ambush. Największe wrażenie robi jednak ilustracja do finalnej konfrontacji, gdzie Beltrami łączy wszystkie te elementy w interesującą orkiestrowo-chóralną całość. I o ile Into Darkness jest utworem mającym na celu podsycić dramaturgię, to Battle Of Pendle Mountain stawia przed nami bezkompromisową, świetnie rozpisaną akcję. Zawstydzającą nawet chwalone przeze mnie fragmenty Fantastycznej czwórki.

Na wspomnianym wyżej motywie Malkin bynajmniej nie kończy się paleta tematyczna Siómego Syna. W partyturze zaznacza swoją obecność również postać walczącego z wiedźmą, Mistrza Gregory’ego. Dosłownie zaznacza, bo poza swoistego rodzaju suitą (Gregory’s Theme) i dramatyczną końcówką filmu (I Will Haunt You), niewiele tu przestrzeni na tak nasączone emocjami granie. I tutaj można pogratulować Beltramiemu stworzenia ciekawego kontrapunktu między okutym w maskę bezwzględności wizerunkiem bohatera, a wypieraną przez niego, raniącą przeszłością. W miarę jak kolejne karty jego historii zostają odkrywane, podjęta przez kompozytora tematyka zaczyna nabierać większego sensu.

Znaczącym filarem palety tematycznej jest melodia skojarzona z tytułowym siódmym synem, czyli Tomem Wardem – uczniem Gregory’ego. Przyznam szczerze, że nie bardzo ona do mnie przemawia, co zawdzięczać mogę ustawicznym skojarzeniom z kultowym tematem obcych z Dnia Niepodległości Davida Arnolda. Tak surowa, ascetyczna wręcz melodia nie do końca odnajduje się w lansowanym przez filmowców wizerunku chłopca. Chociaż ma też swoje momenty. Najciekawiej prezentuje się rzecz jasna pod koniec filmu, kiedy bohater nabiera pewności siebie. Szczególnie wyraźnie jest to podkreślone w fanfarach wyprowadzanych podczas końcowej bitwy, ale i w dwóch utworach z napisów końcowych (tu warto zwrócić uwagę na wspaniałe The Spook’s Apprentice). Bardzo osobliwy jest natomiast skonstruowany na bazie marszu, choć nieco slapstickowy, Master Sergei. Ten utwór oraz ilustracja montażu treningowego (A Spook In Training) są moim zdaniem najciekawszymi fragmentami na krążku.

Jest to oczywiście bardzo subiektywne odczucie, bo każdy słuchacz będzie mógł zweryfikować, które utwory i tematy najbardziej do niego przemawiają, a które najmniej. Sprzyja temu rzadko spotykana u Beltramiego wylewność w tematyce i środkach muzycznego wyrazu. I mimo pewnej gatunkowej schematyczności, z jakiej wyrasta omawiana tu partytura, jest to w mojej opinii jedna z ciekawszych prac Amerykanina ostatnich lat. Na tyle ciekawych, by śmiało polecić ją wszystkim miłośnikom muzyki filmowej, którzy do tej pory z rezerwą podchodzili do twórczości Marco Beltramiego. Aż strach pomyśleć, na co byłoby stać tego kompozytora, gdyby w jego ręce trafił naprawdę inspirujący i odważny projekt z gatunku fantasy.


Najnowsze recenzje

Komentarze