Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Rachel Portman

Legend of Bagger Vance, The (Nazywał się Bagger Vance)

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 07-12-2015 r.

Początek lat 30-tych, Savannah w stanie Georgia. Weteran I wojny światowej oraz były golfista, Runnulph Junuh, otrzymuje propozycje powrotu do sportu, w którym niegdyś odnosił wielkie sukcesy. Z okazji otwarcia nowego pola golfowego, ma stanąć w szranki z dwoma mistrzami – Walterem Hagenem i Bobby’m Jonesem. Wszyscy skazują Runnulpha na niechybną porażkę. Tymczasem w życiu sportowca pojawia się tajemniczy, czarnoskóry Bagger Vance. Oferuje on swoje usługi jako tzw. „caddy”, czyli pomocnik gracza. Pomiędzy obydwoma bohaterami rodzi się przyjaźń, która na zawsze zmieni światopogląd Runnulpha.

Legend of Bagger Vance (Nazywał się Bagger Vance), oparty na debiutanckiej powieści Stevena Pressfielda z 1995 roku o tym samym tytule, to szósty w kolejności film sławnego Roberta Redforda. Początkowo Amerykanin chciał zatrudnić do głównych ról siebie oraz Morgana Freemana, jednak z czasem zdecydował się postawić na młodszych aktorów. I w ten sposób do ekipy dołączyli Matt Damon (jeszcze wcześniej ofertę odrzucił Brad Pitt) oraz niezawodny jak zawsze Will Smith, którzy stworzyli razem całkiem udany duet.

Muzykę do obrazu Redforda skomponowała Rachel Portman. Była to dla niej pierwsza, i jak dotąd ostatnia współpraca ze słynnym aktorem. Reżyser zapragnął mieć „zaklepanego” autora score’u jeszcze zanim padł pierwszy klaps na planie, dzięki czemu kompozytorka miała stosunkowo sporo czasu na napisanie muzyki. Zresztą Redford zdaje się być twórcą, który przywiązuje wagę do ilustracji muzycznej. Doskonałym przykładem na to jest nagrodzona statuetką złotego rycerza partytura z wyreżyserowanej przez niego Fasolowej wojny w Milagro. Jak zatem wypada pod względem muzycznym Nazywał się Bagger Vance?

Portman obdarowała produkcję Redforda ślicznym tematem przewodnim. W mojej opinii, to jeden z jej najlepszych motywów – pełen gracji i subtelnego heroizmu. Jakby nie patrzeć, jest to dość typowa, zarówno pod względem melodycznym, jak i orkiestracyjnym, kompozycja dla Angielki, niemniej stawiam ją wyżej od tematów głównych chociażby z filmów Wbrew regułom, czy oscarowej Emmy. Owe tematy, pomimo niekwestionowanej urody, zawsze wydawały mi się relatywnie płaskie i zbyt oczywiste. Tymczasem wiodąca melodia z Nazywał się Bagger Vance sprawia wrażenie bardziej zdystansowanej emocjonalnie, ale przy tym równie pięknej, urokliwej i dopieszczonej precyzyjnymi, lekkimi orkiestracjami.

Dość charakterystycznym elementem omawianej pracy jest drugi temat muzyczny. Szybka, rytmiczna sekcja smyczkowa oraz sympatyczna melodia sprawia, że motyw ten nadaje partyturze nieco komicznego posmaku. Analogicznej, „scherzopodobnej” koncepcji Portman próbowała już kilkukrotnie wcześniej min. w filmach Pinokio oraz Miłość jak narkotyk. Tym razem postawiła jednak na nieco bardziej jazzującą stylizację, co sprawnie odnosi się do czasów, w których toczy się akcja filmu. Portman jednak twierdzi, że napisała ten temat nie po to, aby oddać ducha lat 30-tych. Kompozytorce przyświecała bowiem idea stworzenia pomostu pomiędzy utworami źródłowymi wykorzystanymi w obrazie, a tradycyjną, filmową ilustracją jej autorstwa.

Generalnie partytura balansuje pomiędzy lirycznymi, komicznymi, a także bardziej tajemniczymi fragmentami (dla przykładu mistyczny motyw z Bagger & Hardy Measure The Course At Night i Bagger Leaves). Zresztą taki jest dokładnie film Redforda – filozoficzny i romantyczny, ale także nie pozbawiony nutki komedii. Przełożenie tej aury na papier nutowy nie było zapewne dla Portman szczególnie trudnym zadaniem, wszak z tego rodzaju partytur kompozytorka jest dobrze znana (podobno najtrudniejsze dla niej było samo komponowanie dla Redforda, którego jest wielką fanką). Wszelakiego rodzaju instrumentacje i melodyczne zagrywki znamy z jej zarówno wcześniejszych, jak i późniejszych ścieżek dźwiękowych. Wszakże wszędzie słyszymy uroczy fortepian, klarnet, czy flety podparte nieodzownym brzmieniem sekcji smyczkowej, a motywy i progresje akordowe wydają się być tak jakby znajome. Rzecz jednak w tym, że pomimo względnie małej oryginalności, Angielka pisze doprawdy dobrą muzykę, wyciskając ze swojego stylu tyle, ile się da.

Pewnym wyróżnikiem tej pracy jest natomiast zastosowanie chóru, po który, nie muszę raczej przypominać, Portman sięga niezmiernie rzadko. Pojawia się on jako eteryczne tło dla kolejnego tematu, tym razem pochodzącego z utworów Junnuh Sees the Field oraz Junnuh Comes Out the Woods. Co prawda z racji skromnego użycia partii chóralnych nie można tutaj mówić o żadnej rewolucji w warsztacie kompozytorki, niemniej jednak dzięki nim Angielka wprowadza do swojej muzyki pierwiastek magii, co ma związek z pewnym wątkiem fantastycznym filmu Redforda.

Na album trafiła także muzyka z przełomu lat 20-tych i 30-tych. Są to jazzowe utwory Fatsa Wellera, Maggsy Spaniera, oraz legendy tego gatunku, Duke’a Ellingtona. Prawdę mówiąc, niezbyt pasują do reszty materiału, lecz umieszczone zostały na „peryferiach” krążka, a zatem nie przerywają nam obcowania z score’m Portman. Nie są to jedyne utwory źródłowe, które możemy usłyszeć w filmie. W skład ścieżki dźwiękowej weszły jeszcze inne jazzowe kawałki oraz cytaty z muzyki klasycznej i tradycyjnej. Całe szczęście, że decydenci z Chapter III oszczędzili nam przypuszczalnych męczarni z tego rodzaju bonusami.

Reasumując, odsłuch tej płyty to sposób na spędzenie niezobowiązujących i bardzo przyjemnych trzech kwadransów. Jest w tej ścieżce dźwiękowej lekkość, ciepło i melodyjność, a to wszystko sprawia, że słuchacz ma ochotę po raz kolejny wrócić do tej muzyki. Naturalnie malkontenci mogą wytykać Angielce brak oryginalności, wszak soundtrack z Nazywał się Bagger Vance to w gruncie rzeczy kwintesencja jej stylu. Stylu, który jednak w przypadku rzeczonej pracy wypada doprawdy okazale. To po prostu Portman taka, jaką najbardziej lubimy.

Najnowsze recenzje

Komentarze