Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

Where The River Runs Black (Tam, gdzie rzeka jest czarna)

(1986/2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 01-12-2015 r.

Fenomenalny start w branży filmowej już na początku lat 80-tych wepchnął Jamesa Hornera na podium najbardziej liczących się twórców Hollywoodu. Dynamicznemu rozwojowi kariery sprzyjała niezwykła pracowitość, czego żywym przykładem jest rok 1983 i 1985. Mając za sobą tak aktywny okres można było się spodziewać jakiegoś odprężenia, ale na horyzoncie pojawiły się dwa obiecujące projekty. Kontynuacja kultowego Aliens dała Hornerowi nie tylko sporą przestrzeń do eksperymentowania, ale i zapewniała dodatkową promocję poprzez partycypację w znanej i powszechnie cenionej franczyźnie. Wyjątkowo problemowym mógł się natomiast okazać niszowy film Christophera Caina, Tam, gdzie rzeka jest czarna (Where The River Runs Black).



To jednak nie budżet stał za ogromną finansową klapą tego przedsięwzięcia, ale brak pomysłu na składne zaprezentowanie historii zaczerpniętej z powieści Davida Kendalla. Akcja przenosi nas bowiem w głąb amazońskiej puszczy, gdzie młody misjonarz spotyka piękną dziewczynę. Zrodzone z tej miłości dziecko, wychowane w dziczy, pewnego dnia staje się świadkiem brutalnego mordu na swojej matce. Miejscowy biskup bierze chłopca pod swoją opiekę zapewniając mu schronienie i edukację. Gdy mały Lazaro spotyka na swojej drodze mordercę matki, postanawia wbrew wszystkiemu i wszystkim zemścić się na oprawcy. Niby nic oryginalnego, ale osadzenie fabuły w tak malowniczej scenerii aż prosiło się o nadążającą za tą polichromatyką narracją. Niestety widowisko zżera nuda i nieudolność w przeprowadzaniu widza przez dramatyczne losy chłopca.

Wielki potencjał tego projektu najwyraźniej dostrzegł James Horner, który zgodził się zilustrować ów film za symboliczną gażę. Aby zrozumieć finalny efekt kompozycji, trzeba przywołać słowa artysty najlepiej oddające jego podejście do procesu twórczego. „Fajnie jest napisać raz, dwa razy do roku jakąś symfoniczną, dużą rzecz. Aczkolwiek najbardziej interesującym jest tworzenie kompozycji za pomocą zupełnie innego słownika muzycznego”. I taki pęd do wyrywania swoich projektów ze sztywnych ram konwencji James Horner zdradzał już nie raz. Czy to w thrillerze Gorky Park, czy też niekonwencjonalnie skonstruowanych akcyjniakach 48 Hrs albo Red Heat. Zresztą nawet w późniejszych latach, gdy utwierdzi już swoją pozycję w ścisłej czołówce Hollywoodu, dosyć często sięgał będzie po niszowe tytuły pozwalające mu tworzyć na zasadzie improwizacji. Jednym ze sztandarowych i najbardziej znaczących w karierze będzie Vibes. Mało kto jednak wie, że fundamentów wypracowanych wówczas metod ilustracyjnych można się doszukiwać już w ścieżce dźwiękowej do Where The River Runs Black. O jakie metody chodzi?

Przede wszystkim o budowanie muzycznej narracji na bazie improwizowanych sesji nagraniowych. Podstawą był więc keyboard Yamaha DX i duża ilość taśmy pozwalającej na rejestrowanie wykonywanej w czasie seansu muzyki. Horner wielokrotnie podkreślał walory takiego systemu pracy, tłumacząc, że nigdy nie uzyska się takiego samego efektu, jak podczas improwizowanych sesji. Żaden muzyk nie odtworzy z zapisu nutowego tych emocji, jakie towarzyszą w danej chwili podczas oglądania widowiska. I chociaż nie zawsze musi być to muzyka „odmierzona od linijki”, idealnie wpasowana w rzeczywistość filmową z dopiętą na ostatni guzik synchroniką, to jednak można tu mówić o pewnego rodzaju sztuce. Bo takową jest przecież umiejętne doszukiwanie się emocji w odpowiednich barwach muzycznych, nastroju i dynamice. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie tkwiące w kompozytorze przyzwyczajenia i charakterystyczny pęd do wykorzystywania wcześniej opracowanych metod twórczych. Nie dziwią więc echa wspominanego wyżej Gorky Park, Something Wicked This Way Comes… Ścieżka dźwiękowa Hornera jest jednak dobrym towarzyszem sfery wizualnej, świetnie uzupełniającym braki w dialogach – szczególnie podczas pierwszych kilkunastu minut, gdzie film bazuje na dwóch płaszczyznach: świetnych zdjęciach przyrody oraz narkotycznej, nie stroniącej od elementów etnicznych, muzyce.


Ale mimo nawet nowatorskiego podejścia do ilustracji i wielu ciepłych, miłych dla ucha melodii, ścieżka dźwiękowa Hornera plasuje się na dalekim miejscu atrakcyjnych dla statystycznego odbiorcy słuchowisk. Nie przeszkadzało to absolutnie w fenomenalnych wynikach sprzedaży krążka. Soundtrack wydany nakładem Varese Sarabande dosyć szybko zniknął z magazynów wytwórni, stając się na rynku kolekcjonerskim białym krukiem. Dopiero kilka miesięcy po śmierci Jamesa Hornera, kultowa ścieżka wróciła do obrotu dzięki podjętej przez Roberta Townsona inicjatywie przywracania dawno wyprzedanych nakładów. Tzw. Varese Encore prezentuje nam zremasterowaną, limitowaną do 2 tysięcy egzemplarzy edycję soundtracku w przystępnej jak na tego typu delikatesy cenie (niespełna 16$).

Już na wstępie warto zaznaczyć, że 45-minutowy album nie jest kompletnym zestawem utworów skomponowanych na potrzeby „czarnej rzeki„. Jest to lekko rozszerzony reprint soundtracku z 1986 roku, który dawał nam wgląd w większą część ilustracji – tą najbardziej reprezentatywną. Przygodę z krążkiem zaczynamy więc długą sekwencją z napisów początkowych, gdzie przez prawie 5 minut podziwiamy uroki amazońskiej puszczy. Recepta na ilustrację jest prosta. Otrzymujemy bowiem miarowe uderzenia w bębny, na które nakładane są samplowane wokalizy i różnego rodzaju etniczne fleciki. Co kilkadziesiąt sekund powraca natomiast rozmywający się, smyczkowy motyw. I tak przez wspomniane wyżej 5 minut. Ot niezbyt angażujący wstęp, który dosyć szybko zrewidowany jest przez bardziej inwazyjną muzykę. Przykładem może tu być radosne Underwater Batlet podkreślające scenę kąpieli Lazaro i Segundo w tytułowej rzece.



Nie oznacza to wcale, że od tego momentu żegnamy się z cięższym brzmieniem. Chwile niepokoju serwuje nam jeszcze Serra Peleda zbliżone klimatem do analogicznych tworów z Parku Gorky’ego. WTRRB dalekie jest jednak od powielania mrocznej, dusznej atmosfery rzeczonego thrillera. Nawet motyw akcji związany bezpośrednio z głównym antagonistą, Orlando Santos, nie burzy etnicznej wymowy ilustracji. Ciekawa jest tutaj przewrotność działań kompozytora, który posługując się syntetycznym brzmieniem stara się odwzorować akustykę i przestrzeń możliwą do uzyskania tylko za pomocą żywego instrumentarium. Akcja w takich utworach, jak Discovered At The Mine, czy The City jest więc pokłosiem inspirowania się południowoamerykańską etniką. Podobne wrażenia pozostawia po sobie jeden z ciekawszych fragmentów ścieżki dźwiękowej skomponowanej do pięciominutowej sceny spływu wzdłuż rzeki (Down River). Sceny pozbawionej jakichkolwiek dialogów, a opierającej się na hipnotycznej muzyce Jamesa Hornera i obrazach dziewiczej amazońskiej puszczy.



Pozostałe utwory ilustrujące koleje życiowe młodego Lazaro nie odbiegają dalece od tego quasi-etnicznego modelu. Przykładem może być The Orphanage bazujący na trzech wymownych instrumentach – gitarze, flecie i bębnach. Troszkę więcej ciepła dostarczają natomiast fragmenty opisujące sielankowe sceny zabaw (The Dolphins i Magic Kitchen). A idealnym podsumowaniem tej polichromatycznej ścieżki jest zamykający film End Title – wydłużony o pół minuty względem oryginalnego wydania z 1986 roku.



Niestety w partyturze funkcjonują również momenty, które poza walorami funkcjonalnymi nie mają nic więcej do zaoferowania. Taką zapchajdziurą bez której album Varese wyglądałby bardziej atrakcyjnie jest w moim odczuciu bardzo sztucznie brzmiące Baptism oraz underscore’owe Alone. Czy jest to jednak dostateczny powód, by omijać szerokim łukiem opisywaną tu ścieżkę dźwiękową? Bynajmniej. Where The River Runs Black nie jest może odzwierciedleniem szczytu możliwości Jamesa Hornera, ale stanowi ważny epizod w formowaniu warsztatu tego twórcy. Dla statystycznego miłośnika muzyki filmowej sountrack ten może się więc okazać pewnego rodzaju ciekawostką, bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że „rasowi” kolekcjonerzy już dawno zainwestowali w tę pozycję.

Najnowsze recenzje

Komentarze