Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Danny Bensi, Saunder Jurriaans

Gift, the (Dar)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 02-11-2015 r.

Jeżeli chodzi o kupowanie soundtracków, to od czasu do czasu lubię sobie pójść w ciemno. Ot taki eksperyment, który nierzadko przynosi pozytywne zaskoczenie, a innym razem głębokie rozczarowanie. Kiedy w roku 2014 za niespełna 5 zł nabyłem ścieżkę dźwiękową do Enemy autorstwa zupełnie nieznanego mi duetu Danny Bensi i Saunder Jurriaans, nie zdawałem sobie sprawy, że kompakt ten będzie później tak często eksploatowany. Mroczny, duszny nastrój budowany na skromnych środkach muzycznego wyrazu, mimo wątłej melodyki okazał się idealną odskocznią od przerysowanych hollywoodzkich McScore’ów. Dlatego też z wielkim entuzjazmem przyjąłem fakt ukazania się na polskim rynku kolejnej pracy tych kompozytorów.

Film Dar (The Gift) okazał się jednak zupełnie inną produkcją. Autor scenariusza i reżyser Joel Edgerton opowiada nam historię pewnego małżeństwa. Po stracie dziecka, Simon i Robyn próbują uporządkować sobie życie i w tym celu przeprowadzają się do nowego miasta. Ich drogi krzyżują się z dawnym znajomym Simona, Gordo, który okazuje się natrętem psującym relacje małżonków. Cała sytuacja ma jednak swoje drugie dno. I niczym tytułowe prezenty zostawiane przed wejściem do domu Simona, jest ona odkrywana powoli, metodycznie, prowadząc nas do zaskakującego finału. Fakt, thriller Joela Edgertona nie poraża dynamiką. Z drugiej jednak strony nie pozwala od siebie odejść, budząc ciekawość dalszym obrotem spraw. Nie dziwne więc, że przy dobrej promocji zdołał prawie trzykrotnie zwrócić koszty produkcji.

Sukces Daru – ten artystyczny – trudno zawdzięczać specyficznej, trochę jakby wycofanej w tło muzyce. Niemniej odgrywa ona bardzo istotną rolę w budowaniu melancholijnej wymowy dzieła. Wszak w tle wydarzeń, główna bohaterka stara się dojść do siebie po traumie z przeszłości. Pojawienie się w jej życiu Gordo jest w pierwszej chwili iskierką nadziei na wyrwanie się z tego marazmu. Ale kiedy mężczyzna odsłania swoje prawdziwe oblicze, Robyn pogłębia w sobie fobie i lęki – tym razem przed tajemniczym kolegą z dzieciństwa Simona. Dosyć ważna w tym wszystkim wydaje się oprawa muzyczna, która nie narzuca się ani objętością ani intensywnością. Bensi i Jurrians uwypuklają tylko najbardziej newralgiczne momenty narracji i czyniąc to w utarty już sposób, sięgają po fortepianowo-smyczkowe środki muzycznego wyrazu. Oczywiście dosyć istotnym elementem klimatotwórczym jest również ambient. Ale w przeciwieństwie do popełnionego przed laty Enemy, gdzie melodyka była na deficycie, tym razem jest on tylko miłym dodatkiem do całokształtu.

Pomijając kwestię funkcjonalności, która nie powinna budzić żadnych obiekcji, zarówno forma jak i treść ścieżki dźwiękowej nie jest w żaden sposób zaskakująca. To klasyczny produkt gatunku z jakiego wyrasta filmowy Dar. Można jednak docenić wspaniałą tematykę podkręcającą melancholijną wymowę dzieła, ale przede wszystkim bardzo mocne przywiązanie do akustyki. Przestrzeń dźwiękowa budowana na bazie kilku tylko instrumentów, to domena wykształconego skrzypka jakim jest Bensi. Danny nie ukrywa swoich fascynacji twórczością Vivaldiego i każdą swoją pracę próbuje opierać właśnie na smyczkach, stroniąc wyraźnie od przytłaczającego orkiestrowego brzmienia. Ciekawym uzupełnieniem tej koncepcji jest Saunder Jurriaans lubujący się w eksperymentowaniu z egzotycznym instrumentarium i ambientem. Sprzężenie zwrotne wynikłe ze zderzenia tych dwóch wydawać by się mogło skrajnych muzycznie światów, tworzy na ekranie ciekawą chemię między warstwą wizualną, a klimatyczną ilustracją. Niezbyt inwazyjną, ale dobrze wywiązującą się ze swoich powinności.

W tym miejscu pojawia się więc pytanie o sens przenoszenia tego doświadczenia na album soundtrackowy. O ile w przypadku Enemy ciężar ilustracji mógł faktycznie przytłoczyć nawet bardzo wytrwałego odbiorcę, o tyle Dar wydaje się już pracą bardziej przystępną. Wszystko za sprawą optymalnego czasu prezentacji, który w półgodzinnej „pigułce” prezentuje nam wszystkie cienie i blaski kompozycji Bensiego i Jurriaansa. Niewątpliwym atutem jest również motyw główny, od którego zaczynamy naszą przygodę z soundtrackiem. Fortepianowa melodia ilustrująca trudne, ale nie pozbawione bladego ciepła momenty przeprowadzki (The House, Yearbook) otwiera furtkę przez którą wchodzimy w bardziej dramatyczny materiał dalszej części soundtracku. Zanim jednak na dobre zanurzymy się w ciężkim, nierzadko atonalnym materiale, przed nami wyrośnie kilka ładnie zaaranżowanych fragmentów tematycznych, gdzie do głosu dojdą tak uwielbiane przez Bensiego smyczki (Wine, Open The Gate). Ich płaczliwy ton przypominać może warsztat twórczy Antonio Pinto, który w bardzo zbliżony sposób rozpisuje swoją melancholijną lirykę.



Ambientowe tło towarzyszące pierwszym utworom zwiastuje zagęszczenie atmosfery. I faktycznie, w dalszej części albumu systematycznie wkradać się będzie niepokój i suspensowe granie. Inicjują je dysonanse słyszane w Open The Gate – utworze ze sceny, w której Simon i Robyn po raz pierwszy ścierają się z upartym Gonzo. Co warto zaznaczyć, Bensi i Jurriaans nie popadają w manierę nadmiernego epatowania atonalną muzyką. Rzadko kiedy zbaczają z tego melancholijnego grania na poczet iście thrillerowych form wyrazu. Jeżeli więc o takich mówimy, to warto zwrócić uwagę na chyba jedyny pozbawiony melodyki utwór – Boxes. Napięcie kluczowej sceny budowane jest tutaj na prostej technice rozciągania smyczkowego dźwięku i okuwania go w chaotycznie dawkowane elementy perkusyjne. Wraz z upływem czasu pojedynczy „sygnał” ulega rozwarstwieniu tworząc swoistego rodzaju dysonans prowadzący nas do kulminacji w formie crescenda. Podobne zabiegi możemy spotkać w utworach Chasing Gordo oraz Finale, gdzie na atonalne tekstury nakładany jest temat główny. Nie są to łatwe fragmenty, aczkolwiek bardzo ciekawe, bo przypominające twórczość Pendereckiego.



O wiele łatwiej przyjdzie nam przyswoić niespokojne frazy skojarzone z motywem głównym. Co ciekawe, duet kompozytorski nie musiał ingerować w treść ścieżki, by wzbudzić poczucie obłędu i oderwania od rzeczywistości. Skuteczne okazało się zastosowanie pianina Rhodesa, ksylofonu i innych instrumentów odstających od fortepianowo-smyczkowo-ambientowego zestawu. Ta, wydawać by się mogło, skrajnie minimalistyczna kompozycja ma jednak swoje „mocniejsze” akcenty. Nie chodzi bynajmniej o dynamiczną akcję, której przecież tu w ogóle nie uświadczymy. Wzmocnienie przekazu zapewnia natomiast samplowany chór pojawiający się na przykład w końcówce What Did You Do?

Powiedzmy to sobie szczerze. Ścieżka dźwiękowa do filmu Dar, to studium pokory. Pokory względem minimalistycznych form muzycznego wyrazu i równie ubogiej treści. Depresyjna wymowa soundtracku na pewno nie zachęci słuchaczy, którzy cenią sobie stanowczą, bogatą aranżacyjnie ilustrację. Z drugiej strony nie sposób nie docenić dbałości z jaką zagospodarowano każdy fragment przestrzeni dźwiękowej. Wszystko to ma prawo zachwycić o tyle, o ile jest się słuchaczem wyczulonym na takie kwestie. Bo jeżeli nie, to w pierwszej kolejności zachęcałbym do zapoznania się z obrazem Joela Edgertona. To właśnie w środowisku filmowym partytura duetu Bensi – Jurriaans sprawuje się najlepiej.


Najnowsze recenzje

Komentarze