Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Furankenshutain Tai Chitei Kaijū Baragon (Frankenstein Conquers the World)

(1965/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 26-10-2015 r.

Potwór Frankensteina to nie tylko człapiąca, człekokształtna i przerażająca istota wykreowana przez Borisa Karloffa. W latach 60-tych ubiegłego wieku stała się ona inspiracją także dla Japończyków, którzy na fali popularności filmów kaiju-eiga zrealizowali obraz Furankenshutain Tai Chitei Kaijū Baragon, znany także pod anglojęzycznymi tytułami Frankenstein Conquers the World lub Frankenstein vs. Baragon. Frankenstein (w zasadzie potwór Frankensteina, ale nikt z twórców nie zwraca na to uwagi, zatem i ja będę posługiwał się tym uproszczeniem) został przerobiony na typowo japońską modłę. Przede wszystkim znacznie zwiększono jego gabaryty, aby mógł rywalizować z inną, wielką kreaturą – w tym przypadku Baragonem, którego można by opisać, jako krzyżówkę dinozaura z gigantycznym nosorożcem.

Japończycy planowali wziąć na warsztat opowieść o Frankensteinie już kilka lat wcześniej. Najpierw, w 1961 roku, miał powstać Frankenstein vs. The Human Vapor, lecz projekt został szybko anulowany. Następnie w ręce decydentów z Toho trafił scenariusz filmu King Kong vs. Frankenstein, który wkrótce został przemodelowany na King Kong vs. Godzilla. Producenci byli jednak wciąż zainteresowani postacią Frankensteina i niedługo potem przygotowano skrypt Frankenstein vs. Godzilla. Rywalem następnego filmu z wielkim jaszczurem w roli głównej została jednak Mothra. Mimo to wciąż nie porzucono idei zestawienia Frankensteina z jednym z japońskich potworów i niebawem Takeshi Kimura sfinalizował prace nad scenariuszem zatytułowanym wreszcie Frankenstein vs. Baragon. Tak, to tyleż zawoalowane, co zabawne.

Fabuła z początku przenosi nas do… nazistowskiego laboratorium, gdzie prowadzone są badania nad żywymi sercami. Jedno z nich zostaje przewiezione do Hiroshimy, na którą w sierpniu 1945 roku spada bomba atomowa, zmiatając z powierzchni ziemi wszelkie ślady po niemieckim eksperymencie. 15 lat później zniszczone miasto zostało już odbudowane. Na jego ulicach zaczyna grasować zdeformowany chłopiec, który wkrótce staje się obiektem zainteresowań tamtejszych naukowców. Jakiś czas później ucieka on do pobliskich lasów, gdzie spotyka swojego nemezis, Baragona.

Za kamerą filmu stanął oczywiście Ishiro Honda, legenda gatunku. Do ekipy aktorskiej, złożonej w głównej mierze z twarzy znanych z wcześniejszych produkcji kaiju-eiga, dołączył Amerykanin Nick Adams (jeszcze w tym samym roku wystąpił on w Inwazji potworów Hondy, filmu z cyklu o Godzilli). Frankenstein Conquers the World był bowiem pierwszą japońsko-amerykańską koprodukcją. Z kolei na stołek autora ścieżki dźwiękowej trafił, a któż by inny, sam Akira Ifukube, dla którego była to już dwunasta współpraca z Hondą. Partytura Japończyka, jak to zwykle bywało, jest bardzo typowa dla niego, choć nie można jej odmówić ilustracyjnej trafności.

Score Ifukube to muzyka często dysonująca w warstwie sekcji dętej i smyczkowej, nie pozbawiona jednak warstwy tematycznej. Przede wszystkim Japończyk obdarzył Frankensteina charakterystycznym i posępnym lejtmotywem, którego melodycznej genezy możemy się doszukać w dwa lata młodszej ścieżce dźwiękowej z mało znanego filmu Dozo. Ifukube używa go w interesujący sposób. Dopóki Frankenstein jest wielkości człowieka, jego motyw zorkiestrowany jest na znacznie mniejszy aparat wykonawczy, min. na flety poprzeczne. Gdy potwór zaczyna się stawać co raz większy i agresywniejszy, stosowane instrumentacje są już dużo bardziej rozbudowane i potężniejsze (głównie sekcja dęta blaszana), dzięki czemu Ifukube sprawnie podąża za fizyczną metamorfozą potwora. Omawiany temat znajdziemy już w pierwszym utworze na soundtracku wydanym przez Toho Music w 1995 roku. Zanim jednak nastaje jego wejście, usłyszymy kilkanaście trwożących nut granych na specyficznym, bliżej nieokreślonym instrumencie strunowym. Są one jednym z najbardziej charakterystycznych elementów tej ścieżki dźwiękowej. Szkoda, że Japończyk tak rzadko po nie sięga.

Na soundtrack trafiło, tradycyjnie, sporo krótkich utworów oraz kilka ścieżek bonusowych, choć tych drugich jest relatywnie mało, więc można je uznać za dopuszczalne puszczenie oczka w stronę bardziej ortodoksyjnych fanów gatunku. Stosunkowo niewielki odsetek stanowią także liryczne tracki, które wykorzystują typowe i dość, trzeba przyznać, oklepane dla Ifukube triki kompozytorskie. Większość muzyki stanowi bowiem gęsty, dysonujący oraz, niestety, głównie ilustracyjny underscore, którego odsłuch generalnie nie należy do najłatwiejszych. Inna sprawa, że film otrzymał dokładnie taką muzykę, jakiej potrzebował.

Pewnym urozmaiceniem są dwa marsze pojawiające się w utworach U-Boat Attacked And Sunk oraz The Tank Brigade Swings Into Action. Obydwie melodie są jednak zaczerpnięte z partytury Ifukube z filmu Varan the Unbelievable z 1958 roku, gdzie pojawiły się w podobnych aranżacjach w utworach opatrzonych nazwą odpowiednio The Fierce Battle Bagins oraz Varan vs. Fighter Bomber Neptune. Ponadto, w formie tzw. „stock music”, na ścieżkę dźwiękową trafiła jedna z kompozycji stworzonych przez Japończyka do filmu King Kong vs Godzilla z 1962 roku, którą na rzeczonym krążku odnajdziemy pod nazwą Frankenstein vs. Octopus. Kompozycja ta jest dokładnym „przeszczepem” z wcześniejszej partytury ponieważ scena pojedynku pomiędzy tytułowym potworem, a gigantyczną ośmiornicą, ilustrowana przez ów utwór, została sfilmowana już po nagraniu opisywanego w niniejszym tekście score’u. Zachodni decydenci, którzy maczali palce w produkcji tego filmu, byli tak zafascynowani sekwencją walki King Konga z tym przerośniętym głowonogiem ze wspomnianego wcześniej obrazu, że poprosili Hondę o nakręcenie kilku analogicznych ujęć do dystrybuowanej przez nich produkcji. Sekwencja ta pojawia się jedynie w wersji międzynarodowej (tzw. „international”), albowiem nie uświadczymy jej w japońskim, lub amerykańskim wariancie filmu Hondy.

Zdążyłem już wspomnieć, że na płytę trafiło kilka utworów dodatkowych, z których większość znalazła swoje miejsce na końcu albumu. Jednak część z nich, muzyka źródłowa, została ulokowana pomiędzy ścieżkami skomponowanymi przez Ifukube. Te zakorzenione w stylistyce ówczesnej, zachodniej muzyki rozrywkowej pasują jak pięść do nosa, lecz z innej strony patrząc wprowadzają trochę oddechu w skąpany w wielu trudnych teksturach score Japończyka. Co ciekawe jedna z tych kompozycji, TV Go-Go Dance M, jest niemal identyczna z przebojem Chubby Checkera Let’s The Twist Again z 1961 roku.

Frankenstein Conquers the World Akiry Ifukube na pewno nie jest złą muzyką, lecz na dłuższą metę na pewno nieco nużącą, głównie ze względu na nadmiar stricte ilustracyjnego i niekiedy ciężkiego w odsłuchu underscore’u. Co prawda z pomocą przychodzą miłe dla ucha przerywniki, takie jak chwytliwe marszyki lub utwory źródłowe, lecz już po drugiej stronie barykady stoją niewygodny montaż płyty oraz rzucająca się wtórność w stosunku do poprzednich partytur Ifukube. Czy to stawia omawianą pracę na straconej pozycji? Seans utwierdza nas w przekonaniu, że na pewno nie, lecz nie ukrywajmy, że nie jest to muzyka, którą można by polecić potencjalnemu miłośnikowi muzyki filmowej rozpoczynającemu dopiero przygodę z tego rodzaju ścieżkami dźwiękowymi.

Inne recenzje z serii:

  • War of the Gargantuas (Pojedynek potworów)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze