Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Shore

LOTR: The Fellowship of the Ring – The Complete Recordings

(2005)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

4 lata – tyle dokładnie trwały cierpienia fanów Władcy Pierścieni: Drużyny Pierścienia, którzy oczarowani dziełem Howarda Shore’a z iście Gollumowym pożądaniem wyczekiwali, aż producenci zlitują się nad nimi i wypuszczą na rynek całą muzykę z tego filmu. W międzyczasie skrzynki pocztowe dzierżących prawa autorskie zalewane były tonami petycji w tej sprawie, a internet pękał w szwach od ripowanych z płyt DVD fragmentów partytury, dumnie podpisywanych jako “unrelased music”. Koniec tym i innym akcjom przyniósł dzień 13 grudnia 2005 roku, gdy wspólnym nakładem Reprise i Warner Music ukazał się bardzo ekskluzywny album The Lord Of The Rings: The Fellowship Of The Ring – The Complete Recordings. Emocje jakie wywołał i ciągle wywołuje są jednomyślne. Ten “box” to prawdziwa żyleta, która z pewnością “potnie” niejednego fana muzyki Shore’a i obrazu filmowego. Nie potnie go bynajmniej cenę jakiej doczyta się na opakowaniu (ta o dziwo jest stosunkowo niska jak na standardy zagraniczne), ale to co otrzyma za te 150zł. Zacznijmy zatem od początku przyglądając się bliżej bonusom, które zgotowali nam wydawcy…

Pierwsze co zauważymy, gdy weźmiemy ów “cacko” do ręki, to niesamowita szata graficzna opakowania, stylizowana na pamiętnym czteropłytowym box’ie DVD z rozszerzoną wersją filmu. Jednak nie sama grafika pudełka będzie nas ekscytować, tylko to co w nim znajdziemy. Oprócz trzech płyt z kompletną muzyką otrzymujemy bonusowe DVD z całą ścieżką dźwiękową zapisaną w systemie Dolby Digital 5.1 Surround Sound. Nie muszę chyba nadmieniać jakich wrażeń dostarczyć może odsłuch potężnych orkiestrowych wariacji na wysokiej klasie sprzęcie z przestrzennymi głośnikami kina domowego. O ile sama płyta melomanom sprawi ogromną frajdę, to sposób jej zapakowania (dysk przyklejony do opakowania) pozostawi wiele do życzenia. Rekompensatą tego drobnego mankamentu będzie na pewno dołączona do pudełka obszerna książeczka: “The Music Of The Lord Of The Rings Films – Part 1: The Fellowship Of The Ring”. Jeżeli kiedykolwiek poszukiwaliście kompendium wiedzy na temat muzyki do pierwszej części Władcy Pierścieni, to miło mi was poinformować, że wasze poszukiwania właśnie dobiegły końca. Tak kompleksowego zestawienia informacji na temat jakiejkolwiek partytury (analizy ścieżek, twórcy, sesje, skład orkiestry itp.) jeszcze nigdy nie doczytałem się w jednym opracowaniu! Lektura ta uświadomi nam jak kolosalnym i niebywale trudnym przedsięwzięciem było tworzenie muzyki do filmu Jacksona. Opoką tych słów będzie materiał muzyczny z którym przyjdzie nam się zmierzyć.

Rozpoczynając inwigilację muzycznej zawartości box’a od razu należy wyjaśnić sobie jedną sprawę. Wbrew mylnie skonstruowanej nazwie, “The Complete Recordings” nie jest zbiorem całości muzyki nagranej do obrazu, tej bowiem Shore przygotował w sumie około czterech godzin. To co będziemy mieli okazję usłyszeć jest tylko i wyłącznie materiałem, który znalazł się w ostatecznej wersji filmu… wersji rozszerzonej! Summa summarum po odpowiedniej edycji i montażu uzbierało się tego ok 180 minut. Trzeba przyznać, że sama świadomość zmierzenia się z tak “rozbudowaną” kompozycją może być zabójcza, szczególnie dla osób nie grzeszących cierpliwością. Owszem, przesłuchanie całości za jednym podejściem, to ekstremalnie trudne zadanie, któremu podołają tylko nieliczni (podołała temu między innymi moja jakże skromna osoba :P). Z drugiej strony nie oznacza to, że pozostali będą spać przy tej ścieżce. O dziwo słuchalność trzypłytowego LOTR’a jest lepsza niż przeciętnego dwupłytowego “complete score”. Czemu? Odpowiadając na to pytanie można posłużyć się wieloma tezami, jednakże każdy słuchacz będzie musiał sam zweryfikować ich wartość w praktyce.

Nadkładając jedną z nich chciałbym od razu obalić pewien dość popularny mit. Według opinii szerokiego grona społeczeństwa (nawet zajmującego się bliżej problematyką muzyki filmowej) oryginalny soundtrack “daje nam wszystko to co powinniśmy usłyszeć z LOTR’a”. Owszem, płyta ta doskonale odzwierciedla charakter partytury, ale z pewnością nie wyczerpuje jej bogactwa. Soundtrack bowiem nie rozwija nam tak dokładnie tematyki, co dobitnie da się zauważyć w przypadku tematu Pierścienia stanowiącego niezaprzeczalny fundament partytury, a zmarginelizowanego w soundtracku, lub melodii obrazującej Minas Tirith mającej swoje źródła już w Drużynie Pierścienia, o czym uświadamia nas utwór The Great Eye. Soundtrack nie serwuje nam również wielu interesujących kawałków (np.: ten ilustrujący wstęp do filmu – Prologue, czy ucieczkę Gandalfa z wieży – Orthanc). Innymi słowy, jest to zbiór suit, które nie mają prawa na dłuższą metę zadowolić bardziej wymagającego miłośnika “muzyki Śródziemia”. “Complete Recordings” skutecznie niweluje te braki, braki które w moim przekonaniu są zgoła niemałe. Przysłuchawszy się takim fragmentom jak: pobyt w Morii (Balin’s Tomb, kapitalnie brzmiący w całości utwór Khazad-Dum), Lorien (Caras Galadhon), oraz tym ilustrującym wydarzenia w Parth Galen (Parth Galen) uświadomimy sobie jak wiele nowych i niesamowitych muzycznych wrażeń dostarcza nam “Complete Recordings”. Rozsiane po płytach sympatyczne przyśpiewki w wykonaniu głównych bohaterów (np.: Bag End, końcówka Keep It Secret, Keep It Safe) ugruntują nas tylko w pozytywnej ocenie tego wydania.

Zamykając problematykę zawartości muzycznej “Complete Recordings” należy odnieść się jeszcze do jednej kwestii – underscore. Wbrew powszechnie przyjętej teorii całość partytury do Drużyny Pierścienia nie jest zdominowana przez ciężkostrawny, niezdolny do samodzielnej egzystencji poza obrazem filmowym underscore. Owszem, nie brakuje tu ilustracyjnych, nierzadko nużących utworów jak na przykład: A Conspiracy Unmasked, The Doors Of Durin, czy The Mirror Of Galandriel, ale w praktyce nie wpływają one w większym stopniu na przyswajalność całości materiału.

Na tą wpływa z kolei sposób w jaki zmontowano “Complete Recordings”. W przeciwieństwie bowiem do wszelkiego rodzaju innych wydań spod znaku “complete”, gdzie zalewani jesteśmy dziesiątkami, nierzadko króciutkich tracków, “miniutwory” te łączone są tutaj w pewną logiczną całość. W efekcie unikamy rozdrobnienia partytury, a co za tym idzie odbierany jest nam kolejny powód do drzemki podczas słuchania :).

Powyższe przykłady mówią same za siebie – jest to niezwykła partytura wydana w niezwykły sposób. Po raz pierwszy rad jestem z tego, że chęć łatwego zysku doszczętnie nie przysłoniła oczu wydawcom i potrafili oni przyłożyć się do pracy nad tym box’em. Niezależnie jednak, jak bardzo uczynili to wydanie atrakcyjnym, nie zmieni to faktu, że “Complete Recordings” to pozycja kierowana do konkretnego grona ludzi, do grona fanów filmu, lub twórczości Howarda Shore’a. Głównie oni docenią istotę tego wydania i to właśnie oni ekscytować się będą jak dzieci podczas odsłuchiwania pominiętych na oryginalnym albumie utworów. Dla ludzi nie kwalifikujących się do jednej z tych dwóch grup, ten 180 minutowy kolos muzyczny może stać się zbyt dużym brzemieniem do udźwignięcia…

Inne recenzje z serii:

  • The Lord Of The Rings: The Fellowship Of The Ring
  • The Lord Of The Rings: The Two Towers
  • The Lord Of The Rings: The Two Towers – The Complete Recordings
  • The Lord Of The Rings: The Return Of The King
  • The Lord Of The Rings: The Return Of The King – The Complete Recordings
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze