Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Homesman, the (Eskorta)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-08-2015 r.

Eskorta (The Homesman), to jeden z najbardziej depresyjnych filmów drogi, jakie miałem okazję obejrzeć. Oparty na bestsellerowej powieści Glendona Swarthoutasa opowiada historię Mary Bee Cuddy, która nie mogąc ułożyć sobie życia zgłasza się na ochotniczkę do pewnej niebezpiecznej misji. Otóż ma za zadanie przetransportować do Iowa trzy obłąkane kobiety. Po drodze spotyka drobnego przestępcę George’a Briggsa, który za obietnicą sowitego wynagrodzenia decyduje się towarzyszyć jej w tej podróży. Fabuła z pozoru prosta, ale pochłanianie tego widowiska może okazać się nie lada wyzwaniem. Mało że na każdym kroku biczowani jesteśmy szeroko pojętą brzydotą, to narracja wydaje się leniwa niczym miłościwie panująca nam władza. Niemniej jest to kino wysokiej próby ugruntowane na wyśmienitej grze aktorskie i świetnych zdjęciach ukazujących ascetyczną scenerię Dzikiego Zachodu. Niestety doceniania przez wiele instytucji i stowarzyszeń filmowych Eskorta okazała się na rynku amerykańskim finansową klapą. Na pewno do takowego stanu rzeczy nie przyczyniła się ścieżka dźwiękowa, której krytycy nie szczędzą ciepłych słów. A wszystko dzięki ciekawym pomysłom i jeszcze bardziej interesującym środkom artystycznego wyrazu.



Stojący za kamerą Tommy Lee Jones po raz trzeci już w swojej reżyserskiej karierze zaprosił do współpracy Marco Beltramiego. Dając mu bardzo dużą swobodę w realizowaniu swoich koncepcji niejako już na starcie wygrał świetnie odnajdującą się w filmie partyturę. Gdy bowiem przysłuchamy się kompozycjom Amerykanina z ostatnich lat, wtedy bez trudu zauważymy, że środowiskiem wyzwalającym w nim najwięcej kreatywności jest właśnie niszowe kino. Filmy, gdzie nie budżet i ścisłe ramy konwencji definiują efekt jego pracy, ale pomysłowość w wykorzystaniu jak najmniejszej ilości środków muzycznego wyrazu. I z takim właśnie podejściem mamy do czynienia w przypadku Eskorty.



Beltrami wziął na warsztat dosłownie garstkę instrumentów przypisując im konkretne role. Nie mogło więc zabraknąć charakterystycznych dla tamtejszej kultury fiddli oraz lekko rozstrojonego pianina. Gdzieniegdzie słyszymy również banjo oraz instrumenty perkusyjne. Najbardziej zaskakujący wydaje się sposób, w jaki kompozytor podszedł do wykonania i zarejestrowania pracy tych instrumentów. Otóż część nagrań dokonano na otwartej przestrzeni, gdzie obok pożądanej melodii pojawiały się inne dźwięki, takie jak wiatr. Uchwycenie tej głębi przestrzeni genialnie sprawdziło się w zderzeniu z panoramicznymi ujęciami bezkresnej, wysuszonej ziemi. Choć jak można się domyśleć, pozostałe elementy audytywnej płaszczyzny filmu nie dają do końca możliwości, aby docenić te oryginalne zabiegi. Na pewno prędzej przyjdzie nam docenić rolę elektroniki w tym surowym, emanującym pierwotnymi instynktami filmie. Ambientowe, eteryczne frazy są pochodną zabawy z cyfrową obróbką różnego rodzaju instrumentów strunowych. I choć nie należą one do najbardziej chwytliwych, to na płaszczyźnie funkcjonalnej nie można im właściwie niczego zarzucić. Zupełnie zresztą jak kwestii umiejętnego spottingu pozwalającego przemawiać muzyce tylko w wybranych scenach. Warto bowiem zaznaczyć, że do dwugodzinnej Eskorty powstało niewiele ponad 55 minut ilustracji muzycznej.


Większość z tego materiału znalazło się na wydanym nakładem Varese Sarabande albumie soundtrackowym. Albumie niezbyt łatwym w obyciu, ale wartym uwagi. Jest to bowiem jedyna możliwość, by w pełni zasmakować popełnionych przez Beltramiego eksperymentów. To właśnie wyłączenie pozostałych elementów sfery audytywnej pozwala docenić eteryczne nagrania i zabawę konwencją łączenia organicznego brzmienia z syntetycznym.

Nie od razu zanurzamy się w tych nowatorskich formach muzycznego wyrazu. Na dobry początek serwowana jest nam całkiem ładna melodia tematu przewodniego – żywo nawiązująca w instrumentarium do tradycji Dzikiego Zachodu, choć w swej wymowie bardzo smutna. Jest to motyw przypisany Marry Cuddy, która mimo iż prowadzi dostatnie życie, to jednak w niczym nie przypomina kobiety spełnionej i szczęśliwej. Sensem jej egzystencji staje się więc podejmowana misja, dlatego też temat ten bardzo często pojawiał się będzie podczas scen podróży. Co ciekawe, Beltrami nie przypisuje kolejnych tematów poszczególnym postaciom. Nawet George Briggs – w gruncie rzeczy najważniejsza dla historii persona – nie zostaje obdarowany indywidualnym motywem. Jest on raczej „ilustrowany” przez pryzmat relacji z Marry – początkowo chłodnych, wyrachowanych, a z upływem czasu naznaczonych poczuciem przywiązania i w konsekwencji winy. Amerykański kompozytor bynajmniej nie opiera całej partytury na jednym motywie. Funkcjonuje w niej szereg innych melodii wyprowadzanych w dosyć swobodny, żeby nie powiedzieć spontaniczny sposób. Pełnią one rolę niediegetycznego towarzysza w podróży Marry i George’a.

Ale jak już wspomniałem wyżej, ścieżka dźwiękowa do Eskorty może być dla statystycznego odbiorcy dosyć ciężka w obyciu. Jest to bowiem pole do wielu eksperymentów z ambientowym brzmieniem i atonalnymi, choć niezbyt gęstymi w fakturze dźwiękami. Beltrami z niespotykanym dla siebie szacunkiem podchodzi tu do przestrzeni w muzyce. Ograniczając instrumentarium do niezbędnego minimum jest w stanie wykreować niemalże wszystkie stany emocjonalne – od umiarkowanego szczęścia do totalnego, depresyjnego wręcz tonu. Ten ostatni jest najczęściej determinowany przez elektroniczne sample skojarzone z piskliwymi smyczkami. Z kolei rzucane w to środowisko instrumenty perkusyjne dosyć dobrze generują napięcie. Całe szczęście album Varese „odchudzony” został z najmniej inwazyjnego underscore, co pokazuje krążące po sieci kompozytorskie promo zawierające całość partytury.



Mimo tego nie jest to łatwa kompozycja. Zdecydowanie mniej atrakcyjna melodycznie, aniżeli inny osadzony na Dzikim Zachodzie projekt Beltramiego – 3:10 do Yumy. Uważam jednak, że warto sięgnąć po krążek od Varese. Szczególnie gorąco polecam go wszystkim przeciwnikom twórczości Beltramiego skarżącym się na jałowe brzmienie jego prac i słabe zaplecze techniczne. Wertując ten album mogą się bowiem przekonać jak wiele potencjału drzemie w tym kompozytorze. Myślę zresztą, że ostatnie lata bardzo wyraźnie to udowodniły. Partytury do takich filmów, jak Snowpiercer, Dawca pamięci, czy też recenzowana tu Eskorta dają nadzieję na przyszłość. Beltrami musi tylko od czasu do czasu chwytać się niszowych projektów dających możliwość do poszerzania warsztatu o nowe brzmienia.

Najnowsze recenzje

Komentarze