Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Grudge, the (Klątwa)

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 12-08-2015 r.

Do ścieżek dźwiękowych z filmów grozy trzeba jednak dorosnąć.

Przez wiele lat miałem je w głębokim poważaniu delektując się głównie prostymi, łatwymi i przyjemnymi melodiami. Jednakże ostatnia dekada otworzyła mi oczy na ten specyficzny nurt, który jak żaden inny wymaga umiejętnego budowania klimatu – wykorzystania bardzo skomplikowanych, nierzadko oryginalnych zabiegów instrumentalnych. A mistrzem takowych jest bez wątpienia Christopher Young. Siedząc pół życia w „filmowych straszydłach” zdołał wypracować niesamowity warsztat twórczy. Warsztat, który nie tylko świetnie sprawdza się pod względem funkcjonalnym (buduje napięcie, wywołuje autentyczne przerażenie w zetknięciu z adekwatną sceną), ale stanowi również intelektualną strawę dla wszystkich poszukiwaczy oryginalnych form muzycznego wyrazu. Young ma w swojej filmografii prace genialne. Ot chociażby takie, jak Próba sił, czy Wysłannik piekieł. Gros jego twórczości stanowią jednak solidne rzemiosła, które absolutnie nie przynoszą wstydu ich twórcy. Jedną z takich szeregowych, choć dobrze skonstruowanych ilustracji jest Klątwa.



Ów film to remake japońskiego horroru o tym samym tytule. Jego realizacją zajął się nie kto inny, jak autor oryginału! To właśnie święcące triumfy japońskie filmy grozy stały się na początku nowego stulecia okazją dla amerykańskich producentów, by uszczknąć trochę na tych euforycznych nastrojach. I fakt, Klątwa sprzedała się znakomicie, wpisując się na kartach historii gatunku jako jeden z topowych bestsellerów. A wszystko mimo wszechobecnej krytyki wypunktowującej najcięższe grzechy produkcji: powielanie gatunkowych schematów i ogólny pustostan w fabule. Na wszystko to mamy prawo kręcić nosem, aczkolwiek jedna płaszczyzna pracowała w tym widowisku tak, jak należy. Tą płaszczyzną jest oczywiście ścieżka dźwiękowa w wykonaniu Christophera Younga.



Anonimowa? Poniekąd tak, bowiem oprawa muzyczna do Klątwy wiernie podąża za wydarzeniami dziejącymi się na ekranie. Nie uzurpuje sobie przestrzeni do nawiązywania jakiejś intymnej relacji z odbiorcą, choć już u progu przygody z filmem Takashi Shimizu jest ku temu dobra okazja. Takową jest czołówka, w której usłyszeć możemy temat przewodni partytury – ładną kołysankę idealnie wpisującą się w schematy gatunkowe. Niemniej jednak w dalszej perspektywie nie będzie ona zbyt aktywnym elementem ilustracji Yuonga. Na pierwszy plan wysunięte zostaną wszystkie te elementy, które zbudują klimat grozy i podsycą napięcie w scenach poprzedzających jakieś dramatyczne wydarzenia. Obok takich herrmannowskich klasyków, jak piskliwe smyczkowe tremolo, czy liczne dysonanse, kompozytor popełni również wiele sound designerskich eksperymentów z elektroniką. Nie będą to eksperymenty na miarę kontrowersyjnego Sinister. Kompozytor skoncentruje się raczej na tworzeniu struktur ambientowych, będących nośnikiem mrocznej atmosfery. Nie bez znaczenia wyda się również kontrapunktowe zestawienie tych minorowych form muzycznego wyrazu z delikatną fortepianową liryką… Innymi słowy otrzymamy dokładnie to, czego można się spodziewać po statystycznej ilustracji do filmu grozy. Z grona tysięcy podobnych wyróżnia ją jednak świetna strona techniczna, która w przypadku Christophera Younga jest zawsze pewnym gwarantem jakości produktu. Czy to jednak wystarczy, by w odbiorcy zrodziła się fascynację tym mrocznym światem? Na tyle przynajmniej, by sięgnął po album soundtrackowy? Uważam, że nie.


Christopher Young dosyć często zaskakuje niekonwencjonalnym sposobem prezentacji swoich partytur i w przypadku Klątwy nie było inaczej. Wydana nakładem Varese Sarabande ścieżka dźwiękowa to nic innego, jak czterdziestominutowa megasuita zestawiająca w sobie kilka najbardziej reprezentatywnych (zdaniem kompozytora) fragmentów. Osiem utworów zatytułowanych japońskim odpowiednikiem filmu, Ju-on, to anonimowo dobrane i płynnie nałożone na siebie fragmenty. Owszem, można zapytać o sens tworzenia takiego wypranego z kontekstu słuchowiska. Osobiście uważam jednak, że kryje się za tym chęć odciągnięcia uwagi słuchacza od nadmiernego analizowania scen na poczet głębszego wejścia w strukturę samej ścieżki dźwiękowej. Nie będzie to jednak łatwe zadanie.



Po zapoznaniu się z tematem przewodnim partytury zostaniemy rzuceni w czarną otchłań ilustracyjnego rzemiosła. Atmosfera grozy budowana jest niespiesznie, od pojedynczych zabaw z artykulacją smyczków. Najcięższe działa wytaczane są dopiero po kilku minutach i od tego właściwie momentu balansować będziemy między cichymi, ambientowymi teksturami, a mocnymi zrywami akcentującymi jakiś „jump scare”. Cały przekaz wzmacniany jest przez systematycznie pojawiające się szeptane wokale i efekty dźwiękowe poniekąd zaburzające tą akustyczną strukturę muzyczną. To swoistego rodzaju dźwiękowe straszydło uzupełniane jest smutną, fortepianową liryką. I taką właśnie przystanią wydaje się trzeci i czwarty fragment suity, gdzie przypomina nam o sobie temat przewodni. Pojawi się on jeszcze pod koniec płyty we fragmencie, który (jeżeli dobrze udało mi się wydedukować) towarzyszy napisom końcowym.

Sercem ścieżki dźwiękowej wydaje się dwunastominutowy kolos odwołujący się do wydarzeń z końcówki filmu. Stopniowe podsycanie napięcia zaprowadzi nas do serii dysonansów, gdzie instrumentem wiodącym są skrzypce. I cóż można tu więcej powiedzieć? Miłośnicy herrmannowskiego brzmienia i wszelkiego rodzaju awangardowych zabaw artykulacją znajdą tu coś dla siebie. Natomiast dla statystycznego odbiorcy przebrnięcie przez te atonalne fragmenty może się okazać nie lada wyzwaniem.



Z tego też tytułu dosyć umiarkowanie zachęcam do sięgania po ten krążek. Będzie on bowiem domeną najbardziej zatwardziałych entuzjastów klasycznego modelu ilustrowania filmów grozy. Niestety, czerpanie z bogactwa twórczości Bernarda Herrmanna nie wystarczy, by zapisać się dużymi zgłoskami na kartach historii muzyki filmowej. Partytura Christophera Younga będzie się więc musiała zadowolić tylko dobrą oceną funkcjonalności w obrazie.

Inne recenzje z serii:

  • The Grudge 2
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze