Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Bugsy

(1991)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 28-07-2015 r.

Benjamin Siegel, Amerykanin żydowskiego pochodzenia, należał do najważniejszych postaci gangsterskiego półświatka pierwszej połowy ubiegłego wieku. O jego życiu opowiada melodramat Barry’ego Levinsona Bugsy z 1991 roku, którego tytuł wziął się od ksywy Siegela. Film skupia się na jego płomiennym romansie z Virginią Hill, początkującą aktorką oraz na dochodowych interesach prowadzonych przez Bugsy w Las Vegas. W rolach głównych wystąpili Warren Beatty oraz Annette Bening.

Obraz został ciepło przyjęty przez krytykę, choć dla mnie jest tylko solidnym kinem gangsterskim. Jakkolwiek produkcja Levinsona otrzymała Złotego Globa za najlepszy dramat i aż 10 nominacji do Oscara, z czego dwie z nich zamieniły się w statuetki złotego rycerza (scenografia i kostiumy). Jedna z owych nominacji należała do kategorii „najlepsza muzyka”. Skomponował ją Ennio Morricone, dla którego było to pierwsze spotkanie z Levinsonem – panowie zrealizowali trzy lata później thriller W sieci.

Myślę, że nie byłoby przekłamaniem, jeśli stwierdzimy, że Włoch miał już ówcześnie niemałe doświadczenie w filmach gangsterskich. Choć może obrazy z tego gatunku nie należą do najchętniej ilustrowanych przez niego, to jednak nie możemy zapomnieć, że takie partytury, jak Dawno temu w Ameryce czy Nietykalni należą do najważniejszych soundtracków w jakże bogatym dorobku Włocha. Niestety Bugsy nie reprezentuje już takiego poziomu, jak wspomniane ścieżki dźwiękowe z filmów Leone i De Palmy. Tym razem Morricone podchodzi do tej tematyki bardziej zachowawczo, nie stara się łamać schematów czy też być w jakikolwiek sposób przebojowym i odkrywczym.

Soundtrack doczekał się wydania dzięki wytwórni Epic Records. Na płytę trafiło około godziny muzyki, z czego zawiera się w tym nieco ponad 10 minut utworów źródłowych, mających pomóc widzowi i słuchaczowi przenieść się w czasy Benjamina Siegela. Stanowią one jedną z trzech zasadniczych płaszczyzn omawianej ścieżki dźwiękowej. Pozostałe dwie to warstwa liryczna oraz filmowy underscore, bez którego nie dało się obejść, przy czym już zaznaczam, że nie jest to materiał zupełnie oklepany, czy banalny. Najpierw przyjrzymy się jednak wspomnianej liryce i reprezentującym ją tematom muzycznym.

Dwie melodie przewodnie można określić fundamentem score’u. Pierwsza z nich, pojawiająca się w utworze Act of Faith, to bardzo emocjonalny, ale jednocześnie subtelny motyw grany na skrzydłówce, instrumencie dętym blaszanym, często mylonym z trąbką, także w przypadku omawianej partytury. Skromny akompaniament (sekcja smyczkowa i delikatne eksperymenty z elektroniką) plus eteryczny temat – połączenie mogłoby się wydawać niezbyt wyszukane, ale, jak to zawsze u Morricone, muzyka potrafi chwycić słuchacza za czuły punkt. Drugi temat to już zdecydowanie bardziej konwencjonalna melodia miłosna, choć z lekka podszyta uczuciem niepokoju i tajemniczością. Możemy się z nią zapoznać min. w For Her, For Him. Co ciekawe, to właśnie ten motyw, a nie Act of Faith, który można uznać za highlight albumu, wszedł do repertuaru koncertowego Włocha.

Szeroko rozumiany underscore zajmuje niestety całkiem sporą część krążka, co znacząco osłabia wrażenia słuchowe, aczkolwiek, trzeba zaznaczyć, że znajdziemy tu kilka interesujących zabiegów. Do najciekawszych tego rodzaju utworów należy Bugsy’s Arrest, w którym usłyszymy charakterystyczną dla Morricone rytmikę, znaną chociażby z Nietykalnych. Dodatkowo wyróżniają się tutaj interesujące partie na saksofon, flet i harmonijkę ustną, która jeszcze raz przywołuje na myśl partyturę z filmu o słynnej grupie Elliota Nessa. Jeszcze inną wartą uwagi kompozycją jest On a Street at Night, gdzie w dysonujące brzmienie orkiestry Włoch wplata saksofony, kontrabas i celowo rozstrojony fortepian, co świetnie nawiązuje do muzycznej stylistyki z czasów, w których żył Bugsy. Ponadto Morricone stosuje często ledwo słyszalne, elektroniczne tło oraz wysokie, metaliczne pogłosy, które uwypuklają nieco mroczny ton partytury.

Niestety trudno nie odnieść wrażenia, że dla Levinsona priorytetem było wykorzystanie muzyki źródłowej, a nie score’u włoskiego kompozytora. To ona jest głośniej podłożona i co za tym idzie bardziej zwraca na siebie uwagę. Przez pierwsze 2/3 produkcji dzieło Morricone, poza sporadycznymi wejściami tematu miłosnego i głównego, jest raczej tylko elementem tła filmowych wydarzeń, zepchniętą na drugi plan płaszczyzną ilustracji. Levinson rewanżuje się jednak pod koniec obrazu. Wtedy to z większą chęcią sięga po motyw z utworu Act of Faith, który wykorzystany w ostatniej scenie czyni ją najbardziej pamiętną sekwencją z całego filmu. Jakkolwiek muzyka źródłowa oraz ścieżka dźwiękowa Włocha tworzą ciekawy i całkiem jednolity miks.

Recenzowany soundtrack jest jedną z tych wielu niełatwych w ocenie partytur Morricone, które zaintrygują potencjalnego słuchacza muzyki filmowej raczej fragmentarycznie, natomiast całość materiału adresowana jest już głównie do fanów twórczości Włocha. Zasadniczo mamy tutaj dwie ładne melodie przewodnie oraz funkcjonalny undercore, w którym da się odnaleźć nieco technicznych smaczków. Jednak występuje on w zbyt dużej ilości – tym bardziej, że album nie należy do najkrótszych – a ponadto wspomnianej warstwie lirycznej brakuje jakiegoś silniejszego akcentu, w postaci bardziej wyrazistych aranżacji. Dlatego też Bugsy to Ennio Morricone dość rzemieślniczy i nieszczególnie oryginalny, przy czym na pewno nie jest to zła muzyka per se.

Najnowsze recenzje

Komentarze