Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Takatsugu Muramatsu

Omoide no Marnie (When Marnie Was There)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-07-2015 r.

Początkiem sierpnia 2014 roku świat obiegła wieść, która przeraziła miłośników anime – legendarne studio Ghibli ma zostać wkrótce zamknięte. Toshio Suzuki, jedna z najważniejszych osób w japońskiej wytwórni, szybko sprostował tę informację. Choć faktycznie zastanawiano się nad całkowitą likwidacją, to jednak, póki co, zdecydowano się zawiesić produkcję animacji na czas nieokreślony, celem restrukturyzacji przedsiębiorstwa, które ma się w przyszłości otworzyć na nowe pokolenie twórców. Oficjalnym powodem takiego stanu rzeczu miało być odejście na artystyczną emeryturę współzałożyciela i autora większości hitów Studia Ghibli, Hayao Miyazakiego. „Japoński Disney”, jak zwykło się go nazywać, nie spodziewał się jednak, że jego decyzja pociągnie za sobą takie konsekwencje. On sam domniemywa, że być może wytwórnia, w której odniósł tyle sukcesów, już nigdy nie wyprodukuje pełnometrażowej fabuły. Jeśli faktycznie okaże się to prawdą, to chyba możemy mówić o końcu pewnej epoki filmu animowanego, wszak Studio Ghibli wyprodukowało wiele uznanych na całym świecie obrazów, które zyskały poklask krytyki i widowni.

Suzuki podał tę wiadomość do opinii publicznej mniej więcej dwa tygodnie po premierze dwudziestego, jak się okazuje ostatniego (przynajmniej na dzień dzisiejszy), kinowego filmu dystrybuowanego przez Studio Ghibli, Omoide no Marnie (When Marnie Was There). Wyreżyserował go Hiromasa Yonebayashi, autor cztery lata starszego, również pochodzącego z japońskiej wytwórni, Tajemniczego świata Arrietty, a także animator wielu innych uznanych anime, w tym Księżniczki Mononoke, Spirited Away: w krainie bogów oraz Jin-Roh. Yonebayashi nie był zatem osobą wziętą z przypadku, co zresztą widać gołym okiem podczas seansu. Pieczołowitość z jaką oddano scenografię, krajobrazy i wystrój wnętrz zasługuje na największe uznanie. Ponadto lekkość z jaką Japończyk prowadzi swoją nieśpieszną, ale za to poetycką i nieco melancholijną opowieść sprawia, że When Marnie Was There, choć piszę to z bólem serca, jest bardzo dobrym podsumowaniem twórczości Studia Ghibli, skupiającym wiele cech charakterystycznych dla większości produkcji sygnowanych jego nazwą.

Fabuła powstała w oparciu o powieść angielskiej pisarki Joan G. Robinson When Marnie Was There z 1967 roku, którą sam Hayao Miyazaki zalicza do piętnastki najlepszych książek dla dzieci. 13-letnia dziewczynka (a jakże!), Anna Sasaki, nie ma przyjaciół i mieszka z przybranymi rodzicami. W celach zdrowotnych zostaje wkrótce wysłana na wieś do wujostwa. Poznając okolicę, natrafia na pewien tajemniczy, opustoszały dom, w którym poznaje nastolatkę Marnie. Staje się ona wkrótce jej najlepszą przyjaciółką. Anna nie zdaje sobie jednak sprawy, że nowo poznana koleżanka nie jest tym, za kogo ją postrzega.

Muzykę do filmu Yonebayashiego napisał klasycznie wykształcony z zakresu kompozycji i fortepianu, Takatsugu Muramatsu. Urodzony w 1978 roku twórca rozpoczynał swoją muzyczno-filmową karierę już na początku XXI-ego wieku, aczkolwiek to właśnie When Marnie Was There jest jego najbardziej znanym projektem. Warto zwrócić uwagę, że jest on także autorem bardzo ładnej pieśni Far Away, która trafiła do amerykańskiej produkcji The Greatest Miracle, opowiadającej o świętach wielkanocnych.

Soundtrack z When Marnie Was There ukazał się w formie dwupłytowej nakładem Tokuma Japan Communications. Na pierwszym krążku znalazło się sześć kompozycji powstałych jeszcze na etapie preprodukcji na podstawie zarysu scenariusza, a zatem tworzą one coś na wzór popularnych Image Albumów. Druga płyta zawiera już tradycyjną ścieżkę dźwiękową skomponowaną przez Muramatsu oraz piosenkę przewodnią. Obydwie płyty trwają łącznie 70 minut, zatem dziwić może fakt rozdzielania materiału na dwa krążki, zwłaszcza, że w Narzeczonej kota Yuji Nomiego udało się na jednym albumie zamieścić zarówno utwory koncepcyjne, jak i score. Pozostawmy jednak ten kontrowersyjny pomysł decydentów i przyjrzyjmy się pierwszej płycie.

20-minutowy Image Album prezentuje nam pięć zasadniczych tematów – Anny oraz Marnie (dwóch głównych protagonistek), Sayaki (jednej z postaci drugoplanowych) oraz kolejne dwie melodie związane z miejscem akcji. Szczerze mówiąc, doprawdy ciężko wybrać, który z motywów jest najlepszy. Wszystkie, poza dynamicznym i efektownym Sayaki’s Dream, to klasycznie napisane, urocze melodie, choć można obiekcje, co do ich oryginalności. Dobrze się stało, że Muramatsu nie bał się użyć pełnej orkiestry, zamiast mniejszych składów wykonawczych, które wszak również mogłoby się sprawdzić przy takich delikatnych, stonowanych motywach. Na szczęście Japończyk w pełni wykorzystał potencjał przeznaczonej mu Yomiuri Nippon Symphony Orchestra, dzięki czemu możemy podziwiać pięknie zinstrumentalizowane i wykonane aranżacje poszczególnych tematów, w dodatku całkowicie pozbawione jakichkolwiek oznak ilustracyjności ze względu na ich koncertowy charakter. Reasumując, choć Muramatsu nie odkrywa tutaj niczego nowego, to jednak dzięki sprawnej eksploatacji tradycyjnych środków wyrazu, Image Album stanowi doskonałe preludium przed odsłuchem soundtracka, który jednak niewolny jest od pewnych wad.

Druga płyta zawiera bowiem praktycznie wszystkie wejścia muzyczne, rezultatem czego mamy do czynienia z niemałą ilością utworów, z który wiele jest dość krótkich, co jak wiemy może rzutować na ostateczny stosunek słuchacza do materiału zawartego na albumie. Na szczęście Muramatsu sięga po napisane wcześniej motywy. Ponownie pojawiają się tematy Anny i Marnie, a także melodie z zawartych na poprzednim krążku utworów The Oiwa Home oraz High Tide and Low Tide. Ze względu na to, że niemal cała fabuła opiera się na relacjach pomiędzy dwoma głównymi bohaterkami, to właśnie pierwsze dwa z wymienionych przez mnie motywów wiodą prym na soundtracku.

Wykorzystywanie przez Muramatsu bazy tematycznej, sprawia, że album generalnie nie nudzi, chociaż niektórzy odbiorcy po dłuższym odsłuchu mogą być nieco znużeni delikatnym i wyciszającym charakterem partytury. Jakkolwiek obrana przez Japończyka konwencja trafia w sedno, wszak obraz Yonebayashiego przedstawia urokliwą historię przyjaźni dwojga nastolatek. Aby jednak nie przeszarżować emocjonalnie filmu, Muramatsu znacząco złagodził aranżacje – ograniczył rolę sekcji dętej, zmniejszył ekspresję sekcji smyczkowej, a w zamian za to uwydatnił brzmienie fortepianu, czelesty i harfy.

Jeszcze innym aspektem pracy Muramatsu jest wykorzystanie syntezatorów. Miękkie, ledwo słyszalne elektroniczne tło akcentuje znaczenie wątków fantastycznych, które, aby nie zdradzać szczegółów, odgrywają w filmie niemałą rolę. Na szczęście ich udział jest nieznaczny przez co nie wprowadzają zamętu w partyturę (wykorzystującą jednak przede wszystkim brzmienie orkiestry), a wręcz uzupełniają ją o swego rodzaju mistyczny posmak. W nastój omawianej pracy nieźle wpisuje się także zamykająca płytę subtelna piosenka Fine On The Outside napisana i wykonana przez Amerykankę Priscillę Ahn.

Na tle materiału zawartego zarówno na Image Albumie, jak i pozostałego score’u, który znalazł się na zasadniczym soundtracku, wyróżnia się kilka utworów. Należą do nich przyjemne dla ucha walczyki The Party oraz Kazuhiko and Marnie Dance, które w produkcji Yonebayashiego pełnią rolę muzyki źródłowej. Zwraca uwagę także baśniowy, oniryczny śpiew ze ścieżek Let’s Dance You and I oraz Hisako Story II. Co ciekawe, słyszana w tych utworach melodia została zaczerpnięta z kompozycji Recuerdos de la Alhambra (Wspomnienia z Alhambry) Francisco Tarregi z 1896 roku (ten sam motyw zaaranżował Mike Oldfield w utworze Etude z Pól śmierci). Można trochę żałować, że tego rodzaju wokal, skądinąd nasuwający nieco skojarzenia z kołysanką z Labiryntu Fauna Javiera Naverette, tak rzadko się pojawia, gdyż świetnie mógłby się odnaleźć w obranej przez Yonebayashiego konwencji realizmu magicznego

Głównym problemem – i prawdę mówiąc niemałym – jest to, o czym zdążyłem już co nieco przebąknąć, a mianowicie brak oryginalności. Pojedyncze eksperymenty z elektroniką nie przysłaniają faktu, że mamy do czynienia z partyturą iście „ghibliowską”. Nasuwa ona bowiem skojarzenia z takimi pracami, jak chociażby Szept Serca czy Narzeczona dla kota Yuji Nomiego. W zasadzie można powiedzieć, że dostajemy dokładnie to, czego możemy się spodziewać po produkcji z tego gatunku. Melodie i orkiestracje, abstrahując już od ich funkcji czysto ilustracyjnej, w niczym nas nie zaskakują, aczkolwiek, trzeba przyznać, że te same melodie i orkiestracje swoją niezaprzeczalną gracją rekompensują, przynajmniej poniekąd, problemy z ich oryginalnością.

Dwupłytowy soundtrack z When Marnie Was There Takatsugu Muramatsu może zarówno zachwycić słuchacza, jak i sprawić mu problemy. Image Album jest dobrą próbką tego, co możemy usłyszeć na właściwej ścieżce dźwiękowej. Jeśli spodoba się pierwszy krążek, to śmiało można się „brać” za drugi album. W przeciwnym razie proponowałbym dobrze rozważyć zamiar zmierzenia się z scorem. Niemniej jednak po raz kolejny Studio Ghibli zainspirowało kompozytora do napisania dobrej muzyki. To po prostu partytura może niezbyt nowatorska i nieco cukierkowata, ale za to melodyjna, ciepła i idealna do posłuchania w letni wieczór.

Inne recenzje z serii:

  • Mary and the Witch’s Flower
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze