Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kenji Kawai

Desu Nôto (Death Note – Notatnik śmierci)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-04-2015 r.

Desu Noto to jedna z najpopularniejszych mang XXI-ego wieku. Liczące sobie 14 tomów dzieło, stworzone przez Tsugumiego Ōby (tekst) oraz Takashiego Obatę (ilustracje), szybko podbiło zagraniczne rynki. Dzięki temu sukcesowi, było niemal pewne, że opowieść o notatniku śmierci, który zabija każdego, kogo imię zostanie do niego wpisane, szybko zostanie sfilmowana. Dziś z tym tytułem najczęściej kojarzony jest 46-odcinkowy serial anime Tetsuro Arakiego. Jednak na kilka miesięcy przed jego premierą, weszła do kin pierwsza część pełnometrażowego obrazu Shunsuke Kaneko, bazującego na dziele Obaty i Oby, Death Note – Notatnik śmierci.

Film skupia się na postaci obiecującego licealisty, Lighta Yagami. Znajduje on przez przypadek tajemniczy zeszyt – notatnik boga śmierci o imieniu Ryuk. Wkrótce dowiaduje się, że ten, kogo imię zostanie w nim zapisane, umrze w ciągu 40 sekund na atak serca. Za pomocą magicznego notesu, chłopak postanawia zaprowadzić porządek na świecie. Gdy jednak przestępcy zaczynają masowo umierać, sprawą zaczyna interesować się policja, która prosi o pomoc w rozwiązaniu zagadki, tajemniczego detektywa L, który wkrótce staje się nemezis Yagamiego.

Produkcja Kaneko na pewno nie należy do najlepszych thrillerów, choć nie można jej odmówić oryginalności. Większość fanów uniwersum, palmę pierwszeństwa przyznaje serialowi animowanemu, traktując filmy pełnometrażowe z lekka po macoszemu. Nie przeszkodziło im to jednak zawojować kina na całym świecie. Kilka miesięcy później miał premierę sequel – Death Note – Ostatnie imię, który również spotkał się z gorącym przyjęciem. Idąc za ciosem, producenci z Nippon Television, w 2008 roku wprowadzili do kin kolejny obraz nawiązujący do franczyzy, L’ Change the World, tym razem przedstawiający sylwetkę detektywa L. Do wszystkich tych trzech produkcji, muzykę napisała ta sama osoba, Kenji Kawai. W niniejszym tekście przyjrzymy się muzyce z pierwszej części filmu.

Kawai, jak to Kawai – podszedł do projektu z typową dla siebie manierą. Japończyk, jak można się było spodziewać, na potrzeby filmu Kaneko sięgnął głównie po muzykę elektroniczną, oczywiście nawiązując do ambientu oraz dark ambientu. Ze względu na charakter produkcji, taki wybór wydaje się, aż nadto oczywisty. Jednak Kawai to twórca, który doskonale potrafi wykorzystać potencjał, drzemiący w tym gatunkach muzycznych, czego najlepszym dowodem jest jego legendarna ścieżka dźwiękowa do Ghost In The Shell. I choć recenzowana partytura nawet nie zbliża się do rewelacyjnego score’u ze słynnego filmu Mamoru Oshiego, to jednak nie jest ona całkowicie odtwórcza i rzemieślnicza, choć, na pozór, właśnie taka może się wydawać.

W otwierającym album A Heart Atttack usłyszymy gęste, elektroniczne tekstury, wprowadzające widza w filmową historię. W dalszej części utworu, Kawai, prezentuje dwie zasadnicze koncepcje muzyczne. Pierwszą jest charakterystyczny, czteronutowy motyw, zapętlony w formie ostinato, powracający kilkukrotnie w ciągu trwania płyty, który możemy uznać za temat notatnika śmierci oraz jego magicznych właściwości. Drugą – wolny rytm wygrywany przez gitary elektryczne. Niestety zarówno jedna, jak i druga idea, na pewno nie zagwarantuje słuchaczowi szczególnych doznań muzycznych i zwraca na siebie uwagę głównie z powodu „nieinwazyjności” reszty zaprezentowanego na krążku materiału.

Większość partytury Japończyka to w końcu czysty underscore, przeznaczony do tworzenia suspensu. Znajdziemy tu wiele, nierzadko krótkich, kompozycji skąpanych w elektronicznych plamach i teksturach. Trudno odmówić Kawai’owi sprawnego konstruowania ambientowych kompozycji, jednak, na dłuższą metę, większość słuchaczy będzie raczej zmęczona takowym brzmieniem. Na tej płaszczyźnie score’u Kawai’a, możemy jednak zaznaczyć obecność jednego, wyróżniającego się motywu, którego ze względu na częstość występowania, moglibyśmy uznać, nawet, za przewodni. Ta złożona z kilkunastu nut melodia, na przestrzeni całej partytury pojawia się w różnych formach, choć ze względu na jej prostotę można by się spierać, na ile w tym przypadku, a na ile zamierzonego działania. W czystej postaci znajdziemy ją po raz pierwszy w utworze Logic, a następnie w wielu kolejnych ścieżkach. Podobnie, jak rzeczone w poprzednim akapicie motywy, nie jest ona niczym szczególnym dla potencjalnego odbiorcy. Trzeba jednak zaznaczyć jej znamienną rolę w podkreślaniu mrocznego charakteru omawianej ścieżki dźwiękowej.

Ambientową monotonię przerywa jednak kilka wyróżniających się utworów. Do nich należy przede wszystkim jedna z najciekawszych pozycji na płycie, Disturbance – specyficzne połączenie elektronicznego beatu z samplowanymi wokalami, ilustrujące pobyt Yagamiego w jednym z miejscowych klubów. Kompozycja może i dziwaczna, ale właśnie w tym tkwi jej siła. Z kolei do reszty materiału zupełnie nie pasuje humorystyczne i nieco archaiczne brzmieniowo Be Cute. A Skoro jesteśmy już przy nietypowych ścieżkach, wspomnę jeszcze o kończącym krążek „utworze” Message from Ryuk. Wziąłem to określenie w cudzysłów nieprzypadkowo, albowiem jest to nic innego, jak krótki monolog filmowego boga śmierci. Oczywiście umieszczenie takowej ścieżki nie było w żadnym wypadku konieczne, to jednak jest to po prostu forma mrugnięcia okiem w stronę fanów filmu. Trwa ona niespełna pół minuty, więc tym bardziej, mówiąc kolokwialnie, nie ma o co drzeć kotów.

Można było się spodziewać, że zwrócenie się przez Kawai’a w stronę ambientowych brzmień, zaowocuje co najmniej solidnym oddziaływaniem w filmie. Tymczasem rzeczywistość jest nieco inna. Muzyka Japończyka z pewnością dobrze wypełnia kadry filmu Kaneko, ale wydaje się być gdzieś głęboko w nich schowana, przez co nie pozwala na siebie zwrócić szczególnej uwagi. W zasadzie jedynym fragmentem, w którym partytura Kawai’a rzuca się w uszy, jest jedna z ostatnich scen filmu, w której słyszymy utwór Go Into Battle prezentujący nam nowy, gitarowy motyw, który zostanie bardziej rozwinięty w kolejnej części filmu. Tak na marginesie, w filmie, zależnie od jego wersji, usłyszymy także piosenki, Manatsu no Yoru no Yume Shikao Sugi oraz Dani California popularnej grupy Red Hot Chili Peppers. Obydwie kompozycje nie trafiły na soundtrack, ale szczerze powiedziawszy, dobrze, że tak się stało. W ten sposób, na wydanym przez VAP krążku, znajdziemy jedynie muzykę Kawai’a.

Notatnik śmierci, jako jedna z najpopularniejszych, japońskich produkcji, bez wątpienia ugruntował silną pozycję Kenjiego Kawai’a na rodzimym rynku. Wynika to jednak bardziej z renomy filmu Kaneko, niźli jakości samej ścieżki dźwiękowej. Co prawda byłoby niesprawiedliwością uznać tę muzykę za „złą”, wszak kolejne odsłuchy pozwalają odkryć pewne smaczki i zamysły kompozytora, a gustujący w ambientowych ścieżkach dźwiękowych mogą być względnie kontent z recenzowanej pracy. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że Japończyk generalnie nie wykracza poza schematy typowe dla siebie oraz dla tego rodzaju ilustracji. Jest mrocznie, tajemniczo, gdzieniegdzie nawet hipnotyzująco, ale czy to wystarczy statystycznemu miłośnikowi filmówki? Raczej nie.

Inne recenzje z serii:

  • Death Note: Ostatnie imię
  • L’ Change the World
  • Death Note (serial)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze