Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nino Rota

Plein soleil (W pełnym słońcu)

(1960/2005)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 21-02-2015 r.

W 1958 roku Nino Rota opromieniony był już pierwszymi sukcesami, jakich doświadczył dzięki współpracy z Federico Fellinim (La Strada, Noce Cabirii) oraz Luchino Viscontim (Białe noce); miał też na koncie dużą międzynarodową superprodukcję – Wojnę i pokój z Audrey Hepburn w roli głównej. Wówczas to po usługi Włocha sięgnął francuski reżyser René Clément, pracujący akurat nad ekranizacją powieści Tama na Pacyfiku (This Angry Age, w oryginale Un barrage contre le Pacifique). Muzyka z tego zapomnianego dziś obrazu nie należy do kanonicznych osiągnięć kompozytora – część jej rozwiązań inscenizacyjnych mocno się postarzała i budzi skojarzenia z poczciwymi ramotkami spod szyldu Paula Misrakiego. W swoim czasie musiała jednak przypaść do gustu Clémentowi, który dwa lata później ponownie zaprosił Rotę do współpracy. Ten zaś odpłacił się ścieżką na miarę swojego legendarnego talentu.

W Plein soleil usłyszymy większość znaków firmowych włoskiego artysty, funkcjonujących tu na zasadzie stylistycznego spięcia. Łączenie przeciwieństw to zresztą charakterystyczna cecha filmu Clémenta, w którym amoralna, sensacyjna intryga rozgrywa się na tle nieskazitelnych, słonecznych pejzaży śródziemnomorskiego wybrzeża. W ślad za fabułą, również ilustracja muzyczna stawia na konfrontację: przeciwstawienie zbrodni i nostalgicznego obrazu włoskiej prowincji. Z powyższych przyczyn Plein soleil można rozpatrywać jako próbkę tego, co kilkanaście lat później Rota doprowadzi do najwyższej maestrii w Ojcu chrzestnym, w którym bestialstwo wypływa z umiłowania ludycznej tradycji.

Wielu twórców kina, z Federico Fellinim na czele, zachwycało się łatwością, z jaką urodzony w Mediolanie kompozytor potrafi tworzyć proste, ale jednocześnie piękne i zapadające w pamięć melodie. Rota posiadł przy tym jeszcze inną umiejętność – jak żaden inny artysta potrafił nawiązywać do włoskiego folkloru, przeszczepiając ludowe formy muzyczne na grunt kinematografii. Tematy tego typu tworzą w dorobku kompozytora pokaźną grupę, do której bez cienia wątpliwości doliczyć należy Plein soleil i liryczny temat Mongibello, zmieniający się w finale w główny motyw całego filmu. Przecudnej urody melodia, naznaczona melancholią i tragizmem (bliskim kultowemu love theme z Ojca chrzestnego), to filmowa Italia w pigułce, z wibrującymi akordami mandolin i sennym, rozmarzonym brzmieniem sekcji smyczkowej. Uważny słuchacz dostrzeże też kryjącą się pośród malowniczych dźwięków dekadencką, moralną ambiwalencję… Najciekawsza wersja tego tematu kryje się w uzupełniającym albumowy program utworze dodatkowym: suicie zaaranżowanej i wykonanej pod batutą wieloletniego dyrygenta Roty, Carlo Saviny. Aranż melodii na solową trabkę – jakże charakterystyczną dla dorobku włoskiego kompozytora – to minuta prawdziwej soundtrackowej magii, przepiękny hołd złożony wybitnemu artyście; tym ciekawszy, że Rota sam z siebie w Plein soleil trąbki solo nie wykorzystał…

Mówiąc o roli ilustracji w filmie, Rotę i Clémenta wymieniać należy łącznie, francuski reżyser dość arbitralnie bowiem umiejscawiał przygotowany dlań materiał muzyczny. Pierwsze co rzuca się w oczy, to fakt, iż elementy folklorystyczne balansują na krawędzi muzyki źródłowej i muzyki niediegetycznej. Wprawdzie nie płyną one bezpośrednio ze świata przedstawionego, ale na tyle sprytnie umieszczono je w filmie, że tworzą ułudę jak gdyby naturalnie rozbrzmiewały pośród ulicznego gwaru. Przykładem tej techniki jest wspaniała tarantella (Tarentelle meurtrière), jedna z popisowych form muzycznych Roty, który – jak już wspomniałem – ludyczną tradycję czuł jak żaden inny włoski artysta.

Drugi interesujący aspekt ilustracji wiąże się ze sposobem repetycji tematów. W toku filmowej narracji główny bohater, Tom Ripley, przejmuje krok po kroku tożsamość po zamordowanym koledze – znajduje to odzwierciedlenie w przebiegu ścieżki dźwiękowej, w której motywy początkowo przypisane określonym miejscom lub postaciom stopniowo zawłaszczane są przez Ripleya. Najlepiej słychać to we wspomnianym temacie Mongibello: początkowo stanowi on motyw konkretnego miejsca akcji, by w zakończeniu filmu zyskać bardziej metaforyczny kontekst, związany z tragicznym losem, jaki czeka głównego bohatera. Doskonały przykład tego, że inteligentna muzyka filmowa może stanowić dla obrazu wartość dodaną.

Plein soleil, przez długie lata dostępne w okrojonych edycjach winylowych, doczekało się pełnego, kompaktowego wydania dopiero w 2005 roku. Pod pojęciem „pełne” należy w tym przypadku rozumieć również muzykę, z której Clément zrezygnował na stole montażowym. Kompletność wydania i dobra jakość dźwięku (co w przypadku wydawnictw poświęconych włoskiemu artyście nie zdarza się często) pozwalają należycie docenić tę efektowną kompozycję. Dla miłośników Roty gratką będzie z pewnością sugestywna, frenetyczna muzyka akcji (Le yacht) – stylistyka rzadko spotykana w artystycznym kinie, z którego zasłynął Włoch. Ci sami słuchacze dostrzegą jednakże mały zgrzyt: otóż urokliwy motyw liryczny Le baiser został nuta w nutę przepisany z Tamy na Pacyfiku. Być może odbyło się to na życzenie lub za przyzwoleniem reżysera, tym niemniej znając casus Fortunelli, trudno spojrzeć na tę praktykę życzliwym okiem…

Film Clémenta to opowieść o człowieku szukającym własnej tożsamości – młodym, nieuformowanym, idącym na skróty. Gdy obraz powstawał, Nino Rota miał prawie 50 lat, a jego artystyczny program osiągnął w pełni sprecyzowany kształt – kompozytor spoglądał na głównego bohatera oczami twórcy dojrzałego, twórcy u szczytu swoich możliwości. Plein soleil zapowiada tym samym serię arcydzieł, które naznaczyły dorobek Włocha w latach 60-tych. Nie sięga jeszcze tych wyżyn co Lampart czy Romeo i Julia, ale emanuje pewnością i przenikliwością, które charakteryzują dzieła tylko wielkich artystów. Mocno polecane.

Najnowsze recenzje

Komentarze