Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Edward Shearmur

Sky Captain and the World of Tomorrow (Sky Kapitan i świat jutra)

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Ostatnimi czasy modne staje się robienie filmów na podstawie komiksów. Jedne uważać możemy za bardziej udane (np. Batman Tima Burtona), a o innych wolelibyśmy dosyć szybko zapomnieć, jak to miało miejsce w przypadku kinowej adaptacji Daredevila. W roku 2004 na rynku pojawił się kolejny produkt z tej kategorii, choć już w żaden sposób nie nawiązujący do gatunku superhero. Fakt, w pewnym sensie był to obraz traktujący o przygodach pewnego bohatera – nieustraszonego pilota o imieniu Sky, ale nie doszukiwałbym się u niego żadnych nadprzyrodzonych zdolności poza niesamowitym refleksem i dobrym okiem. Czarują natomiast realia w jakich osadzono film Sky Captain and the World of Tomorrow. Futurystyczny świat zamknięty w retro-stylizacji jest chyba największym atutem tego komiksowo-filmowego przedsięwzięcia. Steampunkowa technologia uchwycona obiektywem kamery Kerry’ego Conrana świetnie komponuje się z zarysowanymi w filmie postaciami: tytułowym Kapitanem, pięknymi Dex Dearborn i Francescą Cook oraz szalonym naukowcem, doktorem Totenkopfem. Szkoda tylko, że w rzeczone widowisko nie wpompowano większego budżetu. Wszak przy tej ilości efektów komputerowych oczekiwania były znacznie większe, a animacje CGI Kapitana na tle analogicznych filmów tego okresu prezentują się dosyć ubogo. Filmowcy taki stan rzeczy tłumaczyli „oryginalną stylistyką”, ale nie można nie odnieść wrażenia, że ponad chęcią stworzenia pewnego fantasmagorycznego klimatu, wykorzystane w filmie rozmywające się filtry pełnią też funkcję maskującą. Czy chronią one przed ogólnym poczuciem rozczarowania, jakie pozostawia po sobie ta produkcja? Niekoniecznie. Film Conrana w swojej ideologicznej otoczce niebezpiecznie balansuje na granicy kiczu i nachalnego nawiązywania do klasyki kina okresu Złotej Ery. Z perspektywy czasu Sky Captain traktować można jednak jako niezobowiązującą rozrywkę i odskocznię od klasycznego w komiksowych ekranizacjach, gatunku superhero.



O stworzenie ścieżki dźwiękowej poproszono Edwarda Shearmura, brytyjskiego kompozytora, który zaczął powoli zadamawiać się w amerykańskim przemyśle filmowym. Pomimo niewielkiego doświadczenia, twórca zdążył zabłysnąć ciekawymi pomysłami i talentem, pisząc całkiem przyjemne partytury do K-Pax, Johnny English, czy też bardziej poważne ilustracje, jak ta do filmu Count Of Monte Cisto. Wieloletnie asystowanie Michaelowi Kamenowi nauczyło co prawda Shearmura jako takiego posługiwania się organicznym, symfonicznym instrumentarium, ale to właśnie stojąca na wysokim poziomie elektronika była jego „konikiem”. Przez kolejne lata sukcesywnie nabierał doświadczenia na poletku symfonicznego sposobu opisywania filmowej rzeczywistości, czego żywym przykładem jest całkiem dobrze rozpisane Regin of Fire, czy wspomniany wcześniej Count Of Monte Cisto. Ale to właśnie Sky Captain And The World Of Tomorrow miał być największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze Brytyjczyka. Mając na pokładzie doświadczonych orkiestratorów (np. Rob Elhai), pokusił się o stworzenie w pełni symfonicznego dzieła, porażającego swoim rozmachem i stylem. Shearmur napisał bowiem swoją partyturę w duchu klasyków Złotej Ery – w ekspresyjnym, wagnerowskim stylu, nie stroniącym od łatwo wpadającej w ucho tematyki i iście williamsowiskiej przebojowości w przenoszeniu lejtmotywiki na poszczególne elementy kompozycji.


Seans Sky Captain nie pozostawia żadnych wątpliwości, co jest najmocniejszym elementem tego filmowego przedsięwzięcia. Ścieżka dźwiękowa idealnie wpisuje się w standardy panujące u progu dźwiękowej kinematografii, szczelnie wypełniając niemalże każdą sekundę filmowego Kapitana. I to z jakim efektem! Przedstawiona już w prologu tematyka, mimo wielu pretensjonalnych nawiązań do twórczości Williamsa, jest istnym koniem pociągowym całej ilustracji. Powiedzmy sobie szczerze, ścieżka dźwiękowa Shearmura do najbardziej oryginalnych nie należy, ale ponad melodyczną wtórnością stoi niesamowita przebojowość i doskonała chemia panująca na linii obraz – muzyka. Łatwo nawiązująca kontakt z odbiorcą, klarowna melodyka z fantastycznymi orkiestracjami są sztywnym filarem całej partytury. To właśnie patetyczne aranże tematu przewodniego przenoszone na grunt muzycznej akcji fascynują najbardziej. W zderzeniu z minorową, ale równie podniosłą fanfarą opisującą działania doktora Totenkopfa tworzy ciekawą, emocjonalną sinusoidę. I mimo częstego przerysowywania dziejących się na ekranie wydarzeń, potężna, wsparta chórami symfonika wydaje się idealnym uzupełnieniem tych balansujących na granicy niedorzeczności wizualizacji. Z drugiej strony nie sposób nie docenić również urokliwego charakteru bardziej stonowanych inkarnacji tematu Kapitana – tych operujących na instrumentach dętych drewnianych. I choć do muzycznej akcji należy pierwsze i ostatnie słowo Sky Captain, to nawet i w tak potężnie rozbudowanej partyturze nie brakuje chwil oddechu, zatrzymania. Wypływają one nie tylko z miejsc, w jakich rozgrywa się akcja w dalszej części filmu, ale i dynamiki relacji tytułowego bohatera z piękną reporterką, Dex Dearborn. Szkoda że na kanwie tej relacji nie powstała bardziej frapująca wizytówka muzyczna. Temat dodający pikanterii troszkę niemrawej, jakby na autopilocie zilustrowanej środkowej części filmu. Chwila cierpliwości odpłaci się emocjonującym finałem, w którym żywiołowy patos przeplatał się będzie z większą dawką wagnerowskiej dramaturgii. Całość sprawia natomiast wrażenie doskonale przemyślanego i świetnie zrealizowanego dzieła, które ma prawo przetrwać w pamięci odbiorców dłużej aniżeli sam film Conrana.

Jakby potwierdzeniem tego wszystkiego jest album soundtrackowy wydany nakładem Sony Music. Godzinne słuchowisko wyciska z partytury Eda Shearmura wszystko to, co najlepsze. A świetny układ i miks treści nie pozostawia wiele przestrzeni na nudę. Bardziej prawdopodobne, że mierzący się z albumem słuchacz, po pewnym czasie poczuje przesyt nadmiarem bombastycznej, opartej na tematycznym monolicie, muzycznej akcji. Jedno trzeba zaznaczyć: pierwszy kwadrans tego soundtracku, to fenomenalne wręcz słuchowisko. Później bywa już różnie – od przestojów eksponujących liryczne zaplecze partytury począwszy, poprzez śladową ilość underscore, a na kolejnych aranżach tematycznych w ramach muzycznej akcji skończywszy. Natomiast swoistego rodzaju wyciszeniem, troszkę odstającym od wcześniej zasłyszanej treści, jest pięknie wyśpiewany cover piosenki Somewhere Over The Rainbow pojawiający się w napisach końcowych.



Mimo kilku wyraźnych ułomności objawiających się głównie na płaszczyźnie kreatywności, do ścieżki dźwiękowej Sky Captain and the World of Tomorrow zawsze powracam z miłą chęcią. Jest to po prostu świetnie skonstruowane słuchowisko, które nie potrzebuje absolutnie żadnego kontekstu wizualnego, aby dostarczyć odbiorcy odpowiedniej ilości emocji i wrażeń. Co ciekawe, równie fajnie słucha się kompletnego wydania tej partytury, ale o nim przy innej okazji. Szkoda tylko, że zarówno jedno jak i drugie nie jest obecnie dostępne na naszym rynku w formie tłoczonego kompaktu. Można ratować się serwisami streamingowymi lub sprowadzić rzeczony soundtrack zza granicy. Moim zdaniem warto!

Najnowsze recenzje

Komentarze