Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Paesano

Maze Runner, the (Więzień labiryntu)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 03-12-2014 r.

Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne ekranizacje książkowe. I słusznie. Obok komisowych są to najbardziej dochodowe obecnie filmy, które przed ekrany przyciągają nie tylko kinomanów, ale i miłośników danej lektury. Tym razem hollywoodzcy magicy wzięli na warsztat pierwszą część popularnej w Stanach Zjednoczonych serii Jamesa Dashnera – Więzień labiryntu. Historia Thomasa i kilkorga innych młodych ludzi próbujących uciec z olbrzymiego labiryntu, do którego nie wiadomo w jaki sposób trafili, pobudziła wyobraźnię nie tylko Amerykanów. Choć nie obyło się bez zgrzytów. Wielu fanom nie spodobał się fakt rozbieżności z oryginałem książkowym, ale film jako autonomiczne dzieło obronił się doskonale. Dała temu wyraz licznie stawiająca się na seansach widownia. Oto bowiem zrealizowany za niespełna 40 milionów dolarów film przyniósł aż dziesięciokrotne zyski, otwierając tym samym furtkę do kolejnych sequeli.



Przy takim budżecie ciężko było o znane nazwiska – tak wśród aktorów, jak i ekipy realizującej projekt. Nic dziwnego, że propozycja napisania ścieżki dźwiękowej wylądowała na biurku mało znanego nam Johna Paesano. Producenci chyba do końca nie wierzyli w sukces tego projektu, aczkolwiek musieli się bardzo przyjemnie rozczarować czytając pochlebne opinie – również o oprawie muzycznej tego widowiska. Moje osobiste wrażenia nie odbiegają dalece od wyżej wymienionych.



Swoją przygodę z tą muzyką zacząłem od albumu soundtrackowego. Ostatnimi czasy właśnie w ten sposób wyrabiam sobie cząstkową opinię o danej produkcji zanim jeszcze zdążę ją zobaczyć na własne oczy. Wiem, że w wielu przypadkach jest to krzywdzące, ale akurat w tym konkretnym mechanizm zafascynowania zadziałał bezbłędnie. Enigmatycznie brzmiące nazwisko wzbudziło zdrowy dystans, ale już po pierwszym odsłuchu godzinnego albumu soundtrackowego wydanego nakładem Sony Music ta sztuczna bariera pękła. Trochę siermiężna to kompozycja, oparta na pokutujących w Hollywood schematach przez co nie od razu tworzyła szerokie pole do zachwytu. Choć z drugiej strony nie można było odmówić jej przebojowości i umiejętności przyciągania uwagi odbiorcy. Kapitalny temat starty z dobrymi aranżami i żywiołowym, pedantycznym wykonaniem przyniosły swoje wymierne efekty. Na tyle, by z ciekawości oddać się filmowej przygodzie w celu zweryfikowania funkcjonalnych aspektów tej partytury. Czy Pasano podołał zadaniu w sposób zadowalający?



Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Muzyka wydaje się nieodzownym elementem świata przedstawionego. I tak jak w miejscu toczącej się akcji, tak i w ścieżce dźwiękowej wyróżnić możemy dwie sfery. Pierwszą jest wnętrze labiryntu – azyl, bezpieczne miejsce, gdzie młodzi chłopcy chronieni są przed polującymi w nocy Bóldożercami. Paesano odnosi się do tej przestrzeni z adekwatną pokorą. Nie bombarduje nas patetycznymi tematami, czy nachalną liryką. Muzyka z jednej strony stara się uchwycić piękno panującej tam przyrody, spokój i harmonię tworzonej przez chłopców społeczności, z drugiej nie zapomina o czającym się za murami niebezpieczeństwie. Całokształt zbliżony jest merytorycznie do warsztatu Jamesa Newtona Howarda, a zagłębiając się w szczegóły nie trudno dostrzec tam zbieżność z takimi pracami, jak 1000 lat po Ziemi, czy chociażby Igrzyska śmierci. Co ciekawe, muzyka akcji również nie pozostaje obojętna wobec dokonań Howarda. Choć Paesano w większej mierze bazuje na warsztacie tego kompozytora, nie oznacza to, że pozostaje totalnie bierny w procesie twórczym.



Docenić należy przede wszystkim świetną pracę tematyki na tle pozostałych elementów ścieżki dźwiękowej. Kompozytor nie rozmienia się na drobne. Nie nadużywa heroicznej fanfary angażując jej fragmenty tylko w najbardziej newralgicznych momentach. Sfera melodyczna bynajmniej na tym nie cierpi. Muzyka akcji wydaje się składna i miła dla ucha – przy czym nie stroni od wielu ciekawych zabiegów technicznych, szczególnie w angażowaniu pulsującej elektroniki. Jest ona bezpośrednio związana z obecnością Bóldożerców, ale z wiadomego powodu nie będę przytaczał kontekstu jej funkcjonowania. Faktem jest, że w miarę posuwania się akcji do przodu elektronika odchodzi na dalszy plan ustępując miejsca bardziej złożonej fakturze orkiestrowej. Drapieżna, bezkompromisowa, ale oscylująca wokół pokutujących w Hollywood schematów – tak w skrócie można podsumować całokształt oprawy muzycznej stworzonej na potrzeby Więźnia labiryntu.


I w takim oto duchu rozpoczynamy naszą przygodę z soundtrackiem. Tytułowe The Maze Runner to fanfara pojawiająca się w napisach końcowych. Jest to idealne podsumowanie widowiska, które pewnym zwrotem akcji otwiera furtkę do dalszych ekranizacji książkowej serii. W moim mniemaniu jest to chyba jeden z lepszych przygodowych motywów roku 2014. I z jednej strony można mieć pretensję do kompozytora, że niezbyt często z niego korzysta. Wracając jednak do wcześniej podejmowanej myśli, epatowanie tak heroicznym patosem w kontekście survivalowego thrillingu byłoby nie do końca zasadne. Paesano rezerwuje sobie tę przyjemność na bardziej sprzyjające momenty – na przykład scenę dramatycznej w skutkach decyzji o wejściu Thomasa do labiryntu, by ratować przyjaciół (Into The Maze). Iście trailerowa pompa z jaką kompozytor podkreśla tego typu sceny może się wydawać lekko pretensjonalna, aczkolwiek samo widowisko bynajmniej na tym nie traci. Wręcz przeciwnie. Film Wesa Balla zyskuje kolejny solidny argument na przyciągnięcie uwagi odbiorcy.



Zanim jednak głębiej zanurzymy się w pełnej symfonicznego przepychu muzyce akcji, przed nami kilka dosyć spokojnych utworów ukazujących uporządkowane życie więzionej w labiryncie społeczności. Sztandarowym przykładem wydaje się tu What Is This Place? oraz Waiting In the Rain, gdzie za pomocą akustycznego ambientu i gitarowych partii solowych tworzona jest ciepła liryka. Przedłużeniem tego nastroju, choć już troszkę bardziej oddającym niepokój głównego bohatera jest My Name Is Thomas. Niepokój ten jest skądinąd słuszny, bowiem cała ta harmonia lega u podstaw sztywnych zasad, których złamanie wiąże się z wykluczeniem ze społeczności. Właśnie pod ową grozę podpinana jest tribalna etnika czego wyrazem są takie uwory, jak Banishment, czy Thomas Remembers.



Niewątpliwym filarem kompozycji jest akcja. To tutaj znajdujemy największe highlighty partytury z rzeczoną fanfarą na czele. Całość podzielić możemy na dwie zasadnicze grupy. Do pierwszej zaliczyłbym utwory, gdzie horyzont lęku głównych bohaterów zawęża się do Bóldożerców grasujących między murami (Griever!, Into the Maze). Ciekawą relację elektroniki z żywym instrumentarium świetnie racjonalizuje pokrętna natura tych stworzeń. W miarę odkrywania kolejnych kart wielkiej gry, w jakiej uczestniczy Thomas, muzyka akcji staje się bardziej klasyczna w brzmieniu. Rozpoczynający się fanfarą Section 7 świetnie ujmuje przygodowy ton opisywanej sceny. Troszkę więcej chaosu i ilustracyjności wdziera się w sekwencję ucieczki (Trapped) oraz finalnej konfrontacji (Final Fight), gdzie muzyka spychana jest na dalszy plan całej sfery audytywnej. Przygodę z soundtrackiem kończymy patetycznym Finale, gdzie Paesano w iście zimmerowski sposób konkluduje całą historię.



Pomimo wielu oczywistości płynących z tej ścieżki, wielu nawiązań i schematów do jakich ucieka się kompozytor, osobiście uważam Więźnia labiryntu za ciekawą i godną uwagi pracę. Z pewnością jest to kolejne odkrycie – zwrócenie uwagi na kompozytora, który do tej pory był dla mnie zupełnie anonimowy. Oby kolejne projekty przynosiły podobne sukcesy, a kolejne lata funkcjonowania w branży pomogły odnaleźć własną tożsamość muzyczną.

Inne recenzje z serii:

  • Maze Runner: The Scorch Trials
  • Maze Runner: Death Cure
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze