Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Chi l’ha vista morire? (Kto widział jej śmierć?)

(1972/2006)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 10-11-2014 r.

Tajemniczy morderca, śmierć córki, Brytyjski rzeźbiarz, Wenecja… Nie, to nie klasyk Nicolasa Roega Nie oglądaj się teraz, który otworzył drzwi do kariery w świecie filmu dla Pino Donaggio. To włoskie giallo Kto widział jej śmierć? w reżyserii Aldo Lado, rok wcześniejsze od wspomnianej wyżej produkcji, jednak dużo mniej znane, pewnie z uwagi na nieco kulejącą i dziurawą fabułę, mniej uznanych aktorów (w tym jednorazowy Bond: wychudzony i wąsaty George Lazenby), czy generalnie słabsze wykonanie (choć stylowe zdjęcia Wenecji tutaj również robią wrażenie, aczkolwiek pokazują ją nieco inaczej). Cóż, Chi l’ha vista morire? trudno uznać filmem udanym, a szkoda, bo jest tu kilka fantastycznych sekwencji i gdyby reżyser ze scenarzystą bardziej się popisali mógłby to być klasyk giallo. A tak zmarnowano nie tylko potencjał obrazu ale i nietuzinkową, jedną z najbardziej oryginalnych ścieżek dźwiękowych w tym gatunku, jaką obdarzył ów film Ennio Morricone.

Angaż Morricone, który w tamtych czasach filmy ilustrował niemalże hurtowo (w roku 1972 naliczyłem mu 25 ilustracji) dziwić nie powinien. Nie było to jego pierwsze ani ostatnie giallo, miał już na koncie udaną współpracę z Dario Argento przy jego „zwierzęcej trylogii”, jak i kilka mniej godnych zapamiętania tytułów na rozkładzie. Z jakiegoś jednak powodu to właśnie we Kto widział jej śmierć? Włoch zdecydował się na największą dozę szaleństwa. Podążając tropem wątku mordercy dzieci, postanowił nie utwór, czy jeden motyw, ale cały score oprzeć na dziecięcych chórkach wyśpiewujących czy to tradycyjne włoskie rymowanki, czy też teksty napisane przez żonę kompozytora – Marię Travię. Zestawienie owych chłopięcych sopranów, rozpisanych często w typowy dla Morricone, polifoniczny sposób z klawesynem czy organami i psychodeliczną rytmiką daje kapitalny efekt w niejednej filmowej scenie, wynosząc ten diabelnie nierówny obraz ponad przeciętność, przynajmniej w sferze doznań dla oczu i uszu. W muzyce z Kto widział jej śmierć można oczywiście doszukać się delikatnych podobieństw do paru wcześniejszych nieszablonowych ścieżek Włocha (rytmika w pewnych fragmentach przywodzi na myśl Maddalenę), tym niemniej w kontekście filmowym wypada to wyjątkowo oryginalnie. Bynajmniej ja nie przypominam sobie drugiego giallo z podobną ilustracją muzyczną.

Ennio Morricone w powszechnej świadomości znany jest jako twórca wyrazistych, chwytliwych tematów, ale on sam nie uważa ich za najważniejsze ze swojego punktu widzenia, traktując je jako bardziej przydatne reżyserowi czy widzom, natomiast z perspektywy kompozytora, wyżej ceni instrumentacyjne idee, koloryt brzmienia, stylistykę kompozycji… Chi l’ha vista morire? stanowi doskonałą ilustrację tego poglądu. Gdyby zabrać tematy, czy zastąpić je innymi, kompozycja nie straciłaby wiele z jej charakteru. Ten jest bowiem zdefiniowany przez stylistyczną koncepcję. Co oczywiście nie znaczy, że tematów brakuje, lub są małowyraziste. To przecież Morricone. Już tytułowy, otwierający album Chi l’ha vista morire? przynosi charakterystyczną melodię, pozornie prostą dziecięcą piosenkę o marszowym rytmie, ale odpowiednio nakierowaną przez kompozytora na tory podskórnie wyczuwanej dziwności, szaleństwa czy niepokoju. To właściwie można by napisać o każdym kolejnym temacie, który kompozytor podsuwa do zaśpiewania chłopcom z Coro Di Voci Bianche di Paolo Lucci i w sumie nawet trudno określić którykolwiek mianem przewodniego (opierając się na filmie stawiałbym na najkrótszy, ale bardzo charakterystyczny Canto Della sampana sonata ilustrujący w obrazie typowe dla giallo ujęcia z perspektywy zabójcy). Oprócz prostych, często w sumie lekkich melodii, Włoch pozwala sobie także na odchodzenie od tonalności i wycieczki w kierunku sonoryzmu, ciągle opierając się wszakże na chłopięcym chórze.

Oczywiście nie tylko i wyłącznie samym dyszkantem soundtrack ten stoi. Pomijając różne instrumenty akompaniujące chórkom (najczęściej klawesyn) lub towarzyszące zazwyczaj w kontrapunkcie (na przykład dęte), Morricone w paru fragmentach daje młodym chórzystom odsapnąć i daje wykazać się instrumentalistom a nawet i, na krótką chwilę, nieodzownej Eddzie dell’Orso. W dwóch utworach usłyszymy przekonujące żałobne smyczkowe solówki, w jednym barokowo brzmiący temat na trąbkę, zaś w Solo grida przez cały czas powolny, liturgiczny motyw wygrywać będą organy, jednakże co rusz Morricone nakładać będzie na to dobiegające z oddali chóry, które jakby próbowały zakłócić nastrój i przejąć kontrolę nad kompozycją. Oto muzyczna ilustracja schizofrenii, tym bardziej zrozumiała w kontekście przypisania jej do postaci filmowego mordercy-psychopaty. Nie jest to pewnie utwór z gatunku łatwych i przyjemnych w odsłuchu, ale niewątpliwie intrygujący i pomysłowy.

I to ostatnie zdanie właściwie pasuje także do całości. Eksperymentatorskie zabawy chóralno-instrumentalne od mistrza takowych w filmówce nie przekonają pewnie wszystkich do zainteresowania się muzyką z niszowego w sumie obrazu. Jednak słuchacze lubujący się w odkrywaniu nieszablonowych, niebanalnych scorów, jak i wszyscy miłośnicy Ennio Morricone, na Chi l’ha vista morire? po prostu muszą zwrócić uwagę. Stylistyczna jednolitość po pierwszych zachwytach nietypową formą i oryginalnością może zacząć z czasem wydawać się nadto monotonna, nawet mimo jakże przecież niedługiego czasu trwania ścieżki. Pewnie nie będzie to też płyta, do której będzie się wracało nazbyt często, gdyż score to chyba bardziej do doceniania kunsztu, pomysłowości i umiejętności kreowania atmosfery i emocji przez jego twórcę, niźli do słuchania. I choć generalnie można stwierdzić, że muzyka ta traci wyjęta z filmowego kontekstu, to jednak nieporównywalnie więcej straciłby film, gdyby wyjąć z niego ten score. A to dla muzyki filmowej przecież największy komplement.

Najnowsze recenzje

Komentarze