Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Shigeru Umebayashi

Grandmaster, the (Wielki mistrz)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 14-10-2014 r.

Akcja filmu The Grandmaster (Wielki mistrz) w reżyserii Wong Kar-Waia toczy się w latach 30-tych i 40-tych w Chinach. Fabuła opowiada o życiu mistrza kung-fu i popularyzatora znanego na całym świecie stylu Wing Chun. Brzmi znajomo? Niedziwne, bowiem tym człowiekiem jest nikt inny jak Yip Man – bohater chińskiego przeboju nakręconego pięć lat wcześniej. Wydawać by się mogło, że powstanie dwóch filmów biograficznych opowiadających o tej samej postaci w podobnym czasie mija się z celem – tym bardziej, że w tym przypadku ten drugi może żerować na popularności tego pierwszego. Prawda jest jednak taka, że produkcja obydwu tych filmów rozpoczęła się w podobnym okresie, ale z powodu licznych problemów (min. kontuzja głównego aktora) data premiery Wielkiego mistrza została znacznie przesunięta. Jakkolwiek porównywanie filmu Kar-Waia do obrazu Wilsona Yipa z 2008 roku jest jednak nieuchronne.

Wizja Kar-Waia jest na szczęście zupełnie inna. Słynący z upodobania do ciemnych okularów i historii miłosnych reżyser odszedł od rozrywkowego ujęcia biografii Ip Mana i położył nacisk na znaczne rozwinięcie wątków podocznych – w tym oczywiście romansu. Nie mogło także zabraknąć scen walk, które zostały zrealizowane w wyśmienity sposób. Już otwierająca film sekwencja ukazująca walkę w ulewie Ip Mana z przeciwnikami jest tego doskonałym przykładem. Znakomita praca kamery, idealny montaż i rozważne wykorzystanie techniki slow-motion pozwala widzowi rozkoszować się nawet każdą kroplą odpryskującą od uderzanych części ciała. Piszę to z absolutnym uznaniem dla realizatorów i jestem przekonany, że za pewien czas jakiś twórca odwoła się do tej sceny czy to w ramach parodii czy też hołdu. Wielki mistrz jest bowiem bardzo artystycznym i wysmakowanym przedstawieniem tej opowieści co zresztą zostało docenione przez Akademię Filmową nominując produkcję Kar-Waia za kostiumy i zdjęcia. Niestety te rewelacyjne sceny akcji przeplatane są z fragmentami fabularnej stagnacji, a dialogi wkraczają na grunt nieznośnego wręcz napuszenia i pretensjonalności. Dlatego też wszystkim oczekującym dobrej rozrywki polecam wypatrywanie kolejnych sequeli Ip Mana.

Wong Kar-Wai znany jest także z pracy ze stałą obsadą i tak też w roli głównej wystąpił jego nadworny aktor Tony Chiu Wai Leung, a na stołek kompozytora powrócił Shigeru Umebayashi. Wielki mistrz był bowiem czwartą kolaboracją Kar-Waia z Japończykiem. Soundtracki Umebayasheigo do jego filmów (Spragnieni miłości, 2046) zawsze odznaczały się sporą specyfiką. Nigdy nie stanowiły wydań, które możemy zamknąć w wyrażeniu klasyczny score. Poza oryginalną muzyką napisaną przez Umebeyashiego kompozytor nierzadko sięgał do swoich wcześniejszych partytur przemycając z nich niektóre motywy. Do tego dochodzi szerokie spektrum wszelkiej maści innych utworów – począwszy od folkloru przez muzykę rozrywkową na cytatach z filmówki kończąc. Większość tych elementów odnajdziemy na soundtracku z najnowszego filmu chińskiego reżysera. Ponadto podobnie jak w przypadku Spragnionych miłości gdzie Umebayashiemu partnerował skrzypek Michael Galasso i tym razem Japończyk otrzymał pomocnika. Został nim francuski kompozytor i wiolonczelista Nathaniel Machaly znany chociażby z ilustracji renomowanego thrillera Uprowadzona. Sam Francuz twierdzi, że Wielki mistrz był dla niego projektem bardzo wymagającym, ponieważ od lat nie nagrał takiej ilości materiału. Poza wykonywaniem solówek na swoim wiodącym instrumencie był także odpowiedzialny za orkiestracje oraz skomponowanie wraz z Umebayashim pewnej części utworów – niektóre portale internetowe różnią się co do tego w których ścieżkach Francuz miał swój wkład. Dlatego też ja będę się trzymał tracklisty zawartej na tylnej okładce wydania płytowego.

Otwierający album Main Theme – Opening prezentuje nam jak sama nazwa wskazuje temat przewodni ścieżki, który pojawia się na krążku kilkakrotnie. Towarzysząc napisom początkowym skutecznie wprowadza do filmu Kar-Waia aurę mistyki wykorzystując potencjał drzemiący w solowej wiolonczeli, która znakomicie radzi sobie w roli instrumentu o delikatnie orientalnym zabarwieniu. Dobrze wypada również sekcja rytmiczna opierająca się o tradycyjne, wschodnioazjatyckie perkusjonalia, które fanom muzyki filmowej mogą kojarzyć się z partyturami Tan Duna do filmów wuxia.

Największym highlightem muzyki skomponowanej specjalnie na potrzeby Wielkiego mistrza jest temat miłosny. Wydaje się, że ilustrowanie romansów zawsze przychodziło Umebayashiemu ze sporą łatwością. Wystarczy wspomnieć przecież tematy z 2046 czy Domu latających sztyletów. Myślę, że rozwodzenie się czy ten z Wielki mistrza stanowi jego największe dokonanie na tym polu nie ma większego sensu, ale już samo przyrównanie go do wymienionych wyżej kompozycji powinno stanowić odpowiednią rekomendację. Na pierwszy rzut ucha może się on wydawać dość kliszowy, ale jednak przy chociaż najmniejszym wytężeniu słuchu z łatwością możemy dostrzec drzemiące w nim pokłady emocji – nostalgii i bólu tak dobrze wpisującej się w refleksyjny charakter filmu Kar-Waia. Niestety ta z pewnością jedna z najładniejszych melodii A.D. 2013 na opisywanym krążku pojawia się raptem dwa razy (podobnież w filmie nie należy do najbardziej rozchwytywanych koncepcji muzycznych) i zostaje nieco zepchnięta na drugi plan przez inne utwory. Niemniej podczas seansu filmowego tam gdzie się pojawia doprawdy ładnie podkreśla nastrój poszczególnych sekwencji. Do najbardziej urzekających utworów należy także kończące album Manchurian Bolero. W 2046 Umabayashi uraczył nas polonezem, a w przypadku „Wielkiego mistrza” przy pomocy Mechaly’ego sięgnął własnie po hiszpańskie bolero. Od razu uspokajam, że nie ma ono zbyt wiele wspólnego ze słynną kompozycją Maurice’a Ravela. To bardzo emocjonalny utwór, balansujący pomiędzy liryką a suspensem i doskonale odnajdujący w artystycznej wizji Kar-Waia.

Muzyka akcji opiera się przede wszystkim na orientalnych perkusjonaliach i orkiestrze. Taką koncepcję można uznać za niezbyt wyszukaną, ale Japończyk osiąga dzięki niej co najmniej zadowalający efekt (świetne shakuhachi w Gold Pavilon czy ekscytujące dęciaki w Manchuria Express). Zastanawiający jest fakt, że część muzyki akcji z filmu nie pojawia się na albumie. Dotyczy to min. ilustracji opisywanej przeze mnie w drugim akapicie sekwencji otwierającej film, gdzie Umebayashi wprowadza nawet elektronikę poniekąd podporządkowując się panującym obecnie trendom. Nie powinniśmy jednak specjalnie tego żałować, albowiem takie uwspółcześnione kompozycje mogłyby nieco zaburzyć odbiór tego jednak wykorzystującego tradycyjne środki wyrazu krążka.

Na różnorodność recenzowanego albumu składa się kilka utworów nieskomponowanych przez Umebayashiego i Mechaly’ego. Wśród nich odnajdziemy kompozycję wyjętą prosto z dawnej, chińskiej opery – Si Land Tan Mu, która jest jednym z ulubionych utworów Kar-Waia. Ścieżka ta dobitnie uwypukla różnice pomiędzy muzyką zachodu i wschodu. Bliżej jej bowiem do muzyki z japońskiego teatru kabuki niż tego co europejski odbiorca rozumie pod pojęciem opera. Przeskok z dwóch wariacji zachodnio zabarwionego tematu miłosnego na tak bardzo orientalnie brzmiący utwór może się jednak wydać zbyt gwałtowny. Niemniej Si Land Tan Mu nawet jeśli nie przyniesie słuchaczowi szczególnych doznań muzycznych to stanowi ono ciekawe urozmaicenie albumu podkreślając jego nietypową stylistykę. A skoro już o operach mowa to na płycie uświadczymy także wycinek kompozycji Norma Vincenzo Belliniego z 1831 roku. Warto zauważyć, że obydwa utwory zostały nagrane ponownie, specjalnie na potrzeby Wielkiego mistrza. Ponadto na krążku znajdziemy jeden utwór tajlandzkiego kompozytora Vichaya Vatanasabta, który przy pomocy Mechaly’ego i chińskiego DJ-a Traithepa Wongpaiboona napisał Action 150. Jest dość typowy jak na wschodnie standardy utwór akcji oparty przede wszystkim rozbudowaną sekcję orientalnych perkusjonaliów połączonych z elektroniką i przy analogicznych, ciekawych utworach Umebayashiego wypada on dość blado. Warto zaznaczyć, że na soundtrack nie trafił utwór Stabat Mater młodego włoskiego kompozytora Stefano Lentiniego. Pomimo tego, że kompozycja została napisana w 2013 roku to nie miała najmniejszych problemów odnaleźć się w filmowych realiach Wielkiego mistrza.

Japończyk sięgnął także do swoich wcześniejszych prac. Zaczerpnięcie pomysłów z poprzednich partytur nie było jednak pierwszym takim procederem w historii współpracy Kar-Waia z Umebayashim. Słynne Yumeji’s Theme – temat przewodni ze Spragnionych miłości to muzyczny przeszczep z niezależnego filmu Yumeji Seijuna Suzukiego. W przypadku Wielkiego mistrza na warsztat poszły dwie kompozycje z filmu Sorekara (A potem…) z 1986 roku – projektu bardzo znaczącego dla Umebayashiego ponieważ był to pierwszy film za który otrzymał nominację do nagrody Japońskiej Akademii Filmowej i który pozwolił mu się rozglądać za bardziej znaczącymi produkcjami. Już pierwszy z tych utworów Epilogue – Kokuhaku przekonuje nas o tym, że docenienie tej pracy było nieprzypadkowe. Jest to bowiem jedna z najładniejszych kompozycji w dorobku Umebayashiego gdzie pełne elegancji smyczki prowadzą śliczną melodię, bogatą w nienachalne i subtelne emocje. W filmie wypada ten utwór doprawdy okazale (znakomity finał obrazu do którego jeszcze poniżej nawiążę) i to samo można powiedzieć o drugiej ścieżce z SorekaryMoyou”. W tym przypadku nie jest to kompozycja stricte liryczna. Stawia ona bardziej na wytworzenie suspensu, ale wciąż słyszymy to samo znakomite prowadzenie sekcji smyczkowej. Biorąc pod uwagę, że Sorekara odniosła sukces jedynie na gruncie japońskiej kinematografii to wykorzystanie tych bardzo dobrych kompozycji w szerzej znanym projekcie powinno cieszyć miłośników muzyki filmowej.

Partytura Umebayashiego w domowym zaciszu radzi sobie zatem całkiem dobrze i bardzo podobnie jest w przypadku jest oddziaływania w filmowym kontekście. Muzyka akcji precyzyjnie podkreśla motorykę sekwencji, a nastrojowe, liryczne tematy uzupełniają refleksyjność scen do których trafiły. Dużo zasługa w tym reżysera, który postanowił uczynić warstwę muzyczną jedną z najważniejszych płaszczyzn swojego filmu. To ona dopełnia artyzm poszczególnych sekwencji, to ona sprawia, że nierzadko zbytnio rozwleczone sceny i dialogi potrafią zabsorbować uwagę widza. Prawdziwą gratką jest jednak ostatni kwadrans filmu. O ile zakończenie pod względem filmowym potrafi dłużyć się niemiłosiernie o tyle z punktu widzenia amatora muzyki filmowej symbioza muzyki i obrazu jest doprawdy znakomita. Tym bardziej, że Kar-Wai sięgnął po kompozycje samego Ennio Morricone (!). Najpierw usłyszymy utwór La Donna Romantica z filmu Come imparai ad amare le donne z 1966 roku w aranżacji podobnej do tej z oryginału. Kolejną sekwencję – śnieżny taniec głównej bohaterki zilustruje wspomniane wyżej Epilogue – Kokuhaku. Aby tego było mało zapewne ku uciesze i zdziwieniu tych fanów filmówki, którzy nie mieli sposobności obcować z soundtrackiem wkroczy lirycznie nieskazitelne słynne Deborah’s Theme z Pewnego razu w Ameryce włoskiego mistrza muzyki filmowej. Obydwie kompozycje Morricone zostały nagrane na nowo i wykonywane są przez Mechaly’ego – w pierwszym przypadku Francuz gra na fortepianie, a w drugim na wiolonczeli. Być może nie mogą się one równać z oryginałami, ale mimo to cieszy fakt, że nie są one dosłownymi cytatami z soundtracków do których zostały napisane co potwierdza kultowość muzyki Włocha. Pomysł wykorzystania tych utworów pochodził od Kar-Waia, który zresztą polecił Mechaly’emu słuchanie muzyki Morricone.

Wcale nie zdziwiłby mnie ambiwalentny stosunek do tej pracy. Wszak niemała część jej siły oddziaływania wynika z wykorzystania istniejących już wcześniej utworów. Niektóre kompozycje być może wydadzą się zbędne, jednak będzie to przede wszystkim wynikało z nieprzyzwyczajenia europejskiego odbiorcy do takich ścieżek. Na szczęście nie jest ich zbyt wiele, a sam album zamyka się w przystępnych 45 minutach unikając tym samym nadmiernej powtarzalności i monotonii. Wielki mistrz Shigeru Umebayashiego jest bardzo ciekawym i udanym miksem różnych stylistycznie kompozycji z dobrze zbalansowanymi proporcjami pomiędzy muzyką akcji a liryką oraz orientalną ornamentyką a elementami charakterystycznymi dla zachodniej muzyki. Rekomendowane.

Najnowsze recenzje

Komentarze