Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dean Harada

Gun Woman

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 08-09-2014 r.

Filmy klasy B to kino dość specyficzne. Wąskie grono adresatów, mały budżet i co związane z tym niskie oczekiwania widzów wobec tychże produkcji składają się na możliwość realizacji większości najdziwniejszych pomysłów i fanaberii ich twórców. Dobrym tego przykładem jest amerykańsko-japońska koprodukcja Gun Woman w reżyserii Kurando Mitsutake. Film opowiada o niemej prostytutce, która odbywa twarde szkolenie, aby wyrównać rachunki z przestępcami w imieniu swego mistrza. Byłoby to zapewne typowe kino zemsty gdyby nie fakt, że jej nauczyciel metodą konia trojańskiego postanawia w ciele swojej podopiecznej zaszyć broń z amunicją, aby w punkcie kulminacyjnym filmu mogła dosłownie wypruć z siebie pistolet i dokonać vendetty zanim zdąży się wykrwawić. Jak widać kino wciąż potrafi zaskakiwać.



Film Mitsutake bije na odległość amatorszczyzną i zaledwie kilka sekwencji jest zrealizowanych na całkiem przyzwoitym poziomie – oczywiście jak na tak ograniczony budżet produkcji. Do tego dochodzi powtarzanie wielu znanych schematów przez co od początku wiemy do jakiego finału zmierza film. Otrzymaliśmy zatem coś na wzór ubogiej wersji Kill Billa połączonej z elementami gore, choć można by się doszukać się także inspiracji filmami akcji lat 80-tych. Jest to innymi słowy obraz niszowy, który może stanowić gratkę jedynie dla najbardziej zagorzałych amatorów kina klasy B. Co zatem sprawiło się, że rozwodzę się o tym filmie? Ano jest tym oczywiście ścieżka dźwiękowa będąca z pewnością najjaśniejszym punktem tej niszowej produkcji, której autorem został urodzony na Hawajach i mieszkający na stałe w USA Dean Harada.



Kompozytor ma w dorobku kilkanaście telewizyjnych produkcji, a ponadto trudzi się fotografią i reżyserią (jest autorem dwóch bardzo mało znanych krótkometrażówek). Ponadto ma za sobą współpracę min. z Oswaldo Golijovem. Japońskie korzenie muzyka z pewnością nie pozostały bez wpływu na znajomość z reżyserem Gun Woman. Dla obu panów była to już ich druga kooperacja po Samurai Avenger: The Blind Wolf z 2009 roku. Tym razem twórcy postanowili cofnąć się do lat 80-tych i poszukać inspiracji wśród ówczesnej muzyki elektronicznej i rockowej.



Gdy rozpoczniemy odsłuch już w pierwszym utworze Assasinnation nasunie się nam na myśl pierwsze nazwisko – Giorgio Moroder. Harada tworzył swoją muzykę min. z myślą o Cat People mistrza muzyki elektronicznej i rozrywkowej, choć ja osobiście bardziej zwróciłbym uwagę na podobieństwo z kompozycją Tony’s Theme ze Scarface również autorstwa Morodera. Poza twórczością Włocha na celowniku Harady – jak wspomniałem wyżej – znalazła się muzyka rockowa, a w szczególności jak twierdzi sam kompozytor album Blackout z 1982 roku legendarnej grupy Scorpions. To od nich pochodzą główne zamysły gitarowych partii i warstwa perkusyjna ścieżki do Gun Woman, choć w tej materii należałoby przywołać jeszcze nazwisko Tomoyasu Hotei’ego. Na szczęście Hawajczyk nie kopiuje bezmyślnie muzycznych idei wymienionych w tym akapicie twórców. W zamian za to stara się je unifikować, tworzyć może coś nie przesadnie oryginalnego, ale jednocześnie nie będącego pozbawionego własnego, indywidualnego języka. Wszystko to znajduje swoje odniesienie w całkiem okazałym materiale tematycznym.

Progresja akordowa ze wspomnianej, otwierającej album ścieżki staje się punktem wyjściowym przewijającego się przez cały krążek tematu przewodniego zbudowanego z dwóch melodii, które dla wygody można określić motywem nostalgicznym i motywem akcji. Pierwszy z nich usłyszymy między innymi w delikatnej, fortepianowej wersji, ale także w mocnych, oldschoolowych aranżacjach – np. w Mayumi Lives. Ten banalny, ale jednocześnie całkiem przekonujący temat bardzo dobrze odnajduje się w filmie i koresponduje z wszak dramatyczną historią głównej bohaterki. Drugi z nich – temat akcji odzwierciedla jej siłę i heroiczność, ale nie tylko tytułowej postaci, ale także całej opowiadanej przez reżysera historii zemsty. Obydwa motywy połączą się w kończącym album świetnym Gun Woman Melody. W ten sposób otrzymujemy muzyczną interpretację głównej bohaterki i zarazem dobre podsumowanie krążka.



Gdyby rozważyć minusy tejże ścieżki niewątpliwie należałoby wymienić pewną powtarzalność prezentowanego materiału muzycznego, choć tutaj z pewnością pomogłoby po prostu skrócenie albumu o jakiś kwadrans. Można mieć mieszane uczucia co do tematu głównego antagonisty filmu, który usłyszymy w Son of Hamazaki. Sama w sobie jest to dość ciekawa kompozycja, zwracająca uwagę swoim chłodem, dobrze wpasowująca się w nieco odrealnione sekwencje z udziałem czarnego charakteru. Jednak ze względu na nietypowe instrumentarium (klawesyn połączony z gitarowymi riffami i elektroniką) wydaje się być jakby nieco wyrwana z innego albumu. Podobnież elektroniczno-rockowa aranżacja Arii na strunie G Jana Sebastiana Bacha z Detox Montage nie wypada najlepiej – trochę ze względu na zbyt postmodernistyczne zapędy twórcy – tak samo w filmie jak i na płycie. Słuchaczy być może podzieli opinia co do piosenki przewodniej, którą wykonuje odtwórczyni głównej roli Asami wespół z Claire Wadsworth. Mnie osobiście utwierdziła ona w przekonaniu, że temat przewodni najlepiej rozbrzmiewa w jego instrumentalnej wersji.



Teraz pozostaje się jedynie zastanowić jak tak specyficzny score odnajduje się w takim nietypowym, tanim kinie. To co się rzuca w uszy podczas seansu to to, że muzyka Harady już w samym założeniu nie miała być przesadnie ambitna ilustracyjnie, a za to po prostu brzmieć cool i dokładnie taką rolę spełnia w obrazie. Podkreśla dramatyzm opowiadanej historii, a tam gdzie tego nie robi dodaje mówiąc kolokwialnie czadu, a najlepszego tego przykładem są długie, montażowe sekwencje, które ilustrują takie kompozycje jak Training Montage czy Gun Training. Warto zwrócić uwagę także na zaufanie jakim obdarzył reżyser Haradę. Jego muzyka nie jest zepchnięta na drugi plan, a nawet nierzadko zagłusza większość sfx-ów. Widać, że sama koncepcja filmu zakładała przydzielenie dużej roli muzyce co udało się wykorzystać Haradzie w stu procentach. Jednak z drugiej strony można także odnieść wrażenie, że generalnie dopracowana warsztatowo muzyka Harady gryzie się z niektórymi amatorsko nakręconymi kadrami. Czy zaliczać to na minus skoro mamy przecież do czynienia z produkcją nakręconą – z lekka ironizując – niemalże w garażu? To już zależy od indywidualnego podejścia słuchacza i widza. My fani filmówki powinniśmy się jednak cieszyć, że są wciąż są twórcy którzy tak bardzo cenię rolę muzyki filmowej nawet jeśli tyczy się to takich niszowych produkcji jak Gun Woman.



Pozostaje tylko żałować, że muzyka ta została wydana jedynie w ramach trzypłytowego kolekcjonerskiego boxu razem z filmem i dodatkami. Szkoda, albowiem Gun Woman Deana Harada to z pewnością pozycja wielce nietuzinkowa jak na dzisiejszą muzykę filmową. Omawiana partytura co prawda nie wytycza nowych szlaków, ale co trzeba przyznać jest bardzo udanym i klimatycznym kolażem wszelakich dobrodziejstw muzyki lat 80-tych, stając się dla nich hołdem, ale także co ważne potrafiącym zachować muzyczną odrębność. Harada potwierdza tym samym starą prawdę, że dobra muzyka filmowa wcale nie wiąże się z dużym nazwiskiem i dużym filmem, ale przede wszystkim z chęciami, talentem i kreatywnością.

Najnowsze recenzje

Komentarze