Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Johan Söderqvist

After the Wedding (Tuż po weselu)

(2006/2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 05-09-2014 r.

Gdy Jacob decyduje się wyjechać do Danii w poszukiwaniu funduszy na podupadły sierociniec w Indiach, od jednego ze swoich podopiecznych słyszy mniej więcej takie zdanie: „tam wszyscy są bogaci; gdybym był bogaty, byłbym szczęśliwy”. Jak się niedługo przekonamy, tylko połowa tej sekwencji pokrywa się z faktycznym stanem rzeczy. Krótka, kapsułkowa filozofia małego bombajczyka, zbudowana z najprostszych skojarzeń – czarne jest białe i odwrotnie, w boleśnie prawdziwy sposób obnaża przekrój skandynawskiego społeczeństwa.

Temat ten obiera sobie za cel Susanne Bier w nominowanym do Oscara Tuż po weselu. Jacob otrzyma dotacje, jeśli zgodzi się zostać na stałe w Danii i uczestniczyć w weselu córki swojego dobroczyńcy. W czasie uroczystości okazuje się, że jej główni bohaterowie nie pozostają sobie obojętni. Nieszczęśliwa przeszłość, która ich łączy staje się głównym argumentem dla reżyserki do opowiedzenia skrajnie emocjonalnej historii o zagubionym samotniku i skandynawskiej rodzinie stojącej na krawędzi rozpadu.

Rolę kompozytora w tej skomplikowanej historii powierzono Szwedowi Johanowi Söderqvistowi. To jego druga, po Braciach współpraca z Bier, w której głównym tematem jest rodzina. Mając do dyspozycji dwie lokalizacje – Indie, i Danie, Söderqvist doskonale przygotowuje dwie odmienne muzycznie tapety. Scena wyjazdu z Indii to utwór Manchali. Jego energiczne tempo dyktuje orientalne zestawienie tabli, sitar oraz ghatam – tradycyjnej indyjskiej perkusji. Pomysł na odwzorowanie tamtejszej kultury dojrzewał w kompozytorze od bardzo dawna. W 1988 Söderqvist podróżował po Indiach, gdzie w towarzystwie Fazala Qureshi (jego ojciec grał z Beatlesami) podpatrywał egzotyczne rozwiązania lokalnych muzyków. Stąd wzięło się jego zamiłowanie do fuzji i łączenia przeróżnych, przeważnie oddalonych od siebie instrumentów w intrygującą całość. Migawki z kraju Buddy słychać w Jorgen’s Afraid kołyszącym się niepokojąco w rytm fletu bansuri, fletowym Pramod oraz India – nieskomplikowanym delikatnym szarpaniu strun sitar, które podkreślają spokojną, bez wątpienia momentami obcą dla Duńczyków, naturę Jacoba. Bardzo podobnym do Machali pod względem melodyczności jest również The Journey oraz After the Wedding – wszystkie trzy usłyszymy wyłącznie w części indyjskiej.

To co jednak uderza najbardziej w Tuż po weselu to temat przewodni, który tylko pozornie wydaje się być pośpiesznie napisaną melodią. Doskonale orientując się w scenariuszu i rozłożeniem poszczególnych akcentów emocjonalnych w obrazie, Söderqvist wprowadza przewodnią melodię dopiero półgodziny po rozpoczęciu seansu. Do tego czasu słyszymy przywołaną płaszczyznę indyjską wraz z lekkimi ilustracyjnymi szumami, smyczkami, dzwoneczkami, a także elektroniką – elementy w tle nieskładające się w żaden osobny utwór obecny na krążku. Tego rodzaju ekspozycja w wykonaniu Söderqvista wprowadza nas do utworu Two Fathers będącym kluczowym fragmentem ilustracji. Temat zdominowany jest przez głębokie smyczki prowadzące bardzo powolny i lirycznie podobny fragment wybijający się pomiędzy krótkimi interwałami. Crescendo jakie następuje na końcu ociera się o dramatyczny patos, ale w żaden sposób nie odrywa słuchacza od ilustracji, a tylko podkreśla jej głęboki liryzm. Jak sam Söderqvist przyznaje, pomysł ten zaczerpnięty został z „orkiestry arabskiej”, w której poszczególne elementy odgrywane są bez elementu harmonicznego. Widnieją jedynie jako trzy, cztero oktawowe melodie wykonywane przez masywną orkiestrę. To właśnie dzieje się w głównym temacie dodatkowo zwieńczonym fletem bansuri. Na przestrzeni kilku lat od powstania Tuż po weselu wydaje się, że ta opracowana frakcja stała się wizytówką kompozytora. Doskonale bowiem sprawdziła się w późniejszym Pozwól mi wejść czy W lepszym świecie.

Nie wahając się ani chwili, Söderqvist przeplata album licznymi fuzjami pozwalając na spotkania kultury orientalnej z tą jak najbardziej klasyczną. W Jorgen’s Afraid temat od początku wspomagają flety bansuri. W Memory Lane 1 instrument koresponduje z oszczędnym, nieskomplikowanym pianinem przywołującym kompozycje Thomasa Newmana. A tego na albumie można odczytać wielokrotnie. Jego echa słychać nie tylko w ogólnym nastroju ścieżki, ale również w ilości „dziwactw” instrumentalnych, czy w samym temacie głównym, którego dźwiękowa budowa bliźniaczo przypomina lunatyczne Less Than Zero. Podobnie kojące smyczki bywają również obecne w twórczości innego mistrza łączeń i eklektyzmu: Erica Serry przy okazji Leona Zawodowca czy Piątego Elementu – klimat tego europejskiego kompozytora najcelniej oddaje utwór Father & Daughter. Ogólnie mówiąc, mariaż dwóch światów: kontrastującego świata biedoty Indii i bogactwa Danii, którego punktem łączącym jest Jacob, odbija się na muzycznej ilustracji w sposób inteligentny i, biorąc pod uwagę bagaż środków, niezwykle kreatywny.

Od ostatniego wspomnianego utworu zresztą najlepiej jest przejść do oddziaływania muzyki w filmie. Spokojne kadry zwracające uwagę na najdrobniejszą mimikę, ruchy włosów i gesty nie mogły doczekać się lepszego akompaniamentu. Chłodna, nie tylko z temperatury, Skandynawia wyraża się w drobnej elektronice przemykającej tu i ówdzie. Sami bohaterowie, w większości powściągliwi, poruszający się w szczerych do szpiku kości dialogach – scena ślubnej przemowy córki – nie wypadają w żadnym stopniu ckliwie czy przesadnie. Duża w tym zasługa muzyki dawkowanej w odpowiednich proporcjach, bardziej pomagającej niż przeszkadzającej w wyrzuceniu myśli z głowy. Cała oprawa Söderqvista nie narzuca się w żadnym stopniu. Izoluje kolejne postacie w swoich decyzjach, podkreślając ich intymność. Snuje się po surowym duńskim krajobrazie podobnie jak one. Raz jest przerażająco smutna, by za chwilę subtelnie przeważyć szalę w kierunku optymizmu i nieskrywanej harmonii.

Co udaje się w obrazie, nie udaje się na albumie. Pomimo stosunkowo niedługiego, ułożonego niechronologicznie materiału, na krążku spotkamy się z niewielkim zróżnicowaniem. Wynika to z tego, że siłą obrazu i muzyki jest jej konsekwencja w operowaniu tonem opowieści. Ten jest niezwykle wysoki, przez co film ogląda się z przykuwającym niepokojem nie odpuszczającym nawet w tak banalnej scenie jak poranna rozmowa z kubkiem w ręku – ot, cała siła narracji Susanne Bier. Tak jak dobrze muzyce współpracuje się z nią pośród pokoi i pól filmowej krainy, tak trudno osamotnionej ścieżce zabłysnąć podobnym światłem na osobnym krążku.

Tuż po weselu to bardzo dobry przykład możliwości i talentu Johana Söderqvista. Kompozytor stworzył idealnie funkcjonującą ilustrację nie ograniczając się do minimalnego wymiaru historii. Wręcz przeciwnie, Szwed eksperymentuje z techniką i możliwościami dźwiękowymi. Czuć, że muzyka sprawia mu ogromną przyjemność. To praca koncepcyjna, grająca bohaterom gdzieś podskórnie, niepośrednio angażując się w ich poczynania. Bardzo dobrze można wyczuć w niej indyjskie i klasyczne klimaty idące z Jacobem jak cień, co chwila przypominające o przewrotności obecnej sytuacji i miejsc, między którymi jest rozdarty.

Najnowsze recenzje

Komentarze