Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Qigang Chen

Coming Home

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 08-08-2014 r.

Trzy lata po całkiem widowiskowym dramacie wojennym Flowers of War, słynny chiński reżyser Zhang Yimou powrócił z o wiele skromniejszym, kameralnym obrazem Coming Home. Choć w filmie tym losy bohaterów związane są z najnowszą historią Chin, a polityczne odniesienia są tu obecne, to stanowią one jednak wątek drugoplanowy. Główną osią opowieści okazuje się bowiem próba przywrócenia przez bohatera pamięci o sobie u swej cierpiącej na częściową amnezję żony, która nie potrafi go nawet rozpoznać.

Już po raz trzeci w kinie Yimou w sprawie muzycznej ilustracji zwrócił się do Qiganga Chena, twórcy muzyki współczesnej, z którym reżyser po raz pierwszy współpracował przy okazji ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Chen, po lawirujących między chińską tradycją, a europejską klasyką Kwiatach wojny, gdzie de facto był na równi kompozytorem, co aranżerem klasycznych utworów, powraca w stylistykę bliższą swemu kinowemu debiutowi. Coming Home, podobnie jak Pod krzewem głogu, to muzyka spokojna, stonowana, delikatna i melancholijna. W nieco mniejszym stopniu może chińska, bo kompozytor chciał nadać jej bardziej uniwersalnego charakteru, choć zarówno wiele partii smyczkowych będzie brzmieć dla naszych uszu wyraźnie „wschodnio”, jak i Chen posiłkuje się w swoim score jedną klasyczną chińską melodią.

W filmie score Chena odziałuje dobrze, z jedną wszakże drobną wadą. Podłożony jest moim zdaniem nazbyt cicho. Taki był pewnie zamysł reżysera, by muzyka nie wychodziła na plan pierwszy, a łagodnie dopowiadała historię gdzieś z tyłu, nie starając się narzucać emocjonalnych interpretacji widzom, niemniej troszeczkę w moim odczuciu przesadził. Kompozycje jego rodaka są wystarczająco delikatne, by nawet przy dużo większej głośności nie przeszkadzały w odbiorze. Tym niemniej, nawet na tym „cichym biegu”, chińskiemu kompozytorowi udaje się dorzucić istotną cegiełkę w budowie ostatecznego kształtu dzieła filmowego, a szczególnie w kreacji smutnego, nostalgicznego nastroju. Gdyby komuś było jednak trudno wyłapać w filmie skomponowane i zaaranżowane przez Chena melodie, tym bardziej warto sięgnąć po wydany nakładem Sony Classical album.

Ten otwiera ładna melodia My Beloved, In My Heart (I) z wykorzystanym nieco na morricone’owską modłę sopranem Chen Xiaoduo. Jest to pierwszy z pięciu tematów, które nie tyle przewijają się przez score, co budują go w całości. Ilustracja, co zresztą dobitnie pokazuje tracklista płyty, składa się właśnie z pięciu melodii podawanych naprzemiennie w różnych aranżacjach. Każda kolejna oznaczona jest na krążku następną cyfrą rzymską. Utwory ósmy i trzynasty to z kolei wersje śpiewane dwóch z nich. Można by wskazać jeszcze szósty temat – „jednorazowo” użyty w utworze Silent Conversations, jednak pod względem melodii wydaje się on być nie tak dalekim krewnym Song of the Fisherman. Pieśn rybaka zresztą to właśnie ta wspominana jedyna melodia z obecnych na płycie, której nie skomponował Qigang Chen. Jej autorem był żyjący na początku XXw. Ren Guang, a Chen zaadaptował ją w mocno zmienionych aranżach do swojej kompozycji. W samym filmie usłyszymy jeszcze trochę muzyki innych autorów, głównie fragmenty znanego chińskiego baletu opiewającego komunistyczną rewolucję pt. Red Detachment of Women, do udziału w którym przygotowuje się w filmie córka głównych bohaterów.

Wracając do meritum, czyli do tego, co mamy na płycie, trzeba jasno powiedzieć, że wszystkie tematy, choć prezentują różne melodie, to utrzymane są w jednorodnej stylistyce i jednolitym klimacie. Cały czas towarzyszy nam kojący, melancholijny nastrój, bywa że utwory są bardziej emocjonalne, innym razem bardziej w tym aspekcie stonowane, ale generalnie całość prezentuje się podobnie, niezależnie czy temat podejmie wokaliza na tle sekcji smyczkowej, skrzypce, wiolonczela, czy solowe partie fortepianowe Lang Langa. Ach, właśnie, Lang Lang. Wiele opisów tej płyty niemal zaczyna się od tego nazwiska. Fakt, że ten znany chiński pianista pojawia się tu dokładnie w połowie utworów, jednak wydaje się że jego zaproszenie do udziału w nagraniach (z uwagi na napięty harmonogram pianisty, specjalnie przełożono je na czas Chińskiego Nowego Roku) miało charakter bardziej prestiżowy, czy nawet marketingowy, niż było faktycznie artystyczną potrzebą. Oczywiście udział wykonawcy tej klasy zawsze stanowi wartość dodaną, jednak szczerze mówiąc melodie tworzące score do Coming Home nie są szczególnie skomplikowane i ich gra nie wymagała nie wiedzieć jakiej wirtuozerii. Jestem przekonany, że w Chinach znalazłby się co najmniej tuzin pianistów, którzy spokojnie udźwignęli rolę solisty w tym projekcie, ale pewnie żaden z nich nie ma tak znanego nazwiska. I choć dla Lang Langa udział w nagraniach muzyki Chena wielkim wyzwaniem na pewno nie był, to narzekać nie ma co. Jego partie jak i cały score prezentują dużą klasę i elegancję wykonania, a chyba najciekawszymi momentem z fortepianem jest trzecia wariacja na temat My Beloved, In My Heart, w której mamy dwa fortepiany (na drugim gra sam kompozytor) i przede wszystkim druga odsłona Coming Home, gdzie Lang Lang pokazuje najwięcej od siebie.

W przypadku oceny takich płyt jak Coming Home tak naprawdę rzecz rozbija się o gusta, a może i potrzebę chwili. Jeśli ktoś jest miłośnikiem dynamicznej, potężnej muzyki, to trudno by odnalazł się w niespiesznych, nastrojowych tonach kompozycji Chena. Jeśli jednak ktoś właśnie taką muzykę ceni, albo też akurat potrzebuje w spokoju posłuchać czegoś ładnego, eleganckiego i melancholijnego, a jeszcze na dodatek z delikatnym dalekowschodnim „pogłosem”, to tę płytę jak najbardziej warto polecić. Owszem, z uwagi na powtarzalność tematów i jednolity styl wszystkich utworów, w części środkowej słuchacz może poczuć się nieco znużony monotonią dźwięków i motywów. To uczucie powinno wszakże minąć w samej końcówce, gdy usłyszymy bodaj najciekawsze, najbardziej ekspresyjne, najwyraźniej oddziałujące na emocje wersje poszczególnych melodii. Tak czy inaczej choć muzyka nie jest szczególnie odkrywcza, a album jest skierowany raczej tylko do pewnego grona słuchaczy, to z uwagi na klasę zarówno samej kompozycji jak i jej wykonania, trudno wystawić inną ocenę, niż dobrą. Warto też podkreślić, że choć sam film do Polski nie dotarł, z dostaniem soundtracku w rodzimych sklepach nie ma najmniejszego problemu.

Najnowsze recenzje

Komentarze