Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Pierre Adenot

Belle et la Bête, La

(2014)
4,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 27-07-2014 r.

Piękna i Bestia, jedna z najsłynniejszych europejskich baśni ekranizowana była już kilka, jeśli nie kilkanaście razy, a nawiązania do niej i inspiracje nią można znaleźć pewnie w obrazach liczonych już w setkach albo i tysiącach. W 2014 roku Francuzi po raz drugi, ponad pół wieku po dziele Jeana Cocteau, pokazali światu swoją aktorską wersję tej opowieści. I choć film Christophe’a Gansa pewnie nie ma szans przebić popularnością disney’owskiej adaptacji, a widzowie mogą ponarzekać, że reżyser tak skoncentrował się na kreowaniu baśniowego świata i nastroju, że prawie zupełnie zapomniał o relacjach pomiędzy głównymi bohaterami, to i tak La Belle et la Bête się udała. Nowa francuska ekranizacja, dużo wierniejsza treści klasycznej baśni, jej przesłaniom i alegoriom, niż animowany musical z 1991r., zachwyca przede wszystkim formą. Misternie wykreowany świat urzeka pastelowymi kolorami, skrytymi lekką mgiełką tajemnicy, dopieszczonymi scenografiami i stylowymi kostiumami. Pomimo wykorzystania najnowszych efektów cyfrowych, w takich ujęciach jak poniżej czuć ducha europejskiego kina fantasy sprzed kilku dekad. W jakimś stopniu czuć go także w muzyce autorstwa mało znanego, choć współpracującego z francuską telewizją i kinematografią od dobrych kilkunastu lat, Pierre’a Adenota.

Christophe Gans, reżyser niewątpliwie ciekawy, choć twórczo niezbyt płodny, przez te kilka filmów które nakręcił jakoś nie zdołał przywiązać się na stałe do żadnego kompozytora. Stąd też fakt, że przy Pięknej i Bestii współpracował z kimś dla siebie nowym dziwić nie może. Dlaczego akurat wybór padł na Adenota, powiedzieć trudno. Nie jest to twórca szczególnie znany czy ceniony, a wydawać by się mogło, że do obrazu, który jak na warunki francuskie jest, można by rzec, superprodukcją, twórcy zechcą zatrudniać same głośne nazwiska. W przypadku stołka kompozytora tak się jednak nie stało i Adenot, choć doświadczony głównie w komediach romantycznych i produkcjach TV, a zupełnie bez obycia w dużych produkcjach spod znaku fantasy, angaż otrzymał (być może Gans i inni widzieli TEN niezwykły film reklamowy francuskiego potentata jubilerskiego z klasową muzyką Adenota). I zaufania kompozytor nie zawiódł, bo jego ścieżka nierozerwalnie ze stroną wizualną buduje nastrój filmu i uzupełnia emocje, o których czasem zapominają scenarzyści. Score Adenota nie należy do muzyki rozrywającej ekran potęgą orkiestry i chóru, porywającego nieokiełznaną energią i niezapomnianymi tematami. To muzyka w dużej mierze delikatna, łagodna, a zarazem klimatyczna i nieco tajemnicza, choć gdy trzeba również potrafi nabrać odpowiedniej dawki dynamizmu czy drapieżności. Więcej w niej generalnie Pięknej niż Bestii, ale jest to właściwie odbicie filmu Gansa, w którym kompozycja Pierre’a Adenota odnajduje się właściwie bezbłędnie.

Co ciekawe, podobnie jak miało to miejsce w wersji Disney’a, film Gansa i płytę ze scorem otwiera klimatyczny prolog (najwyraźniej takie są prawidła filmowej baśni), w którym fortepian wprowadzi łagodną melodię, jeden z kilku motywów, który nieszczególnie eksploatowany przewinie się tu i ówdzie w dalszej części kompozycji. Żaden z owych nie urasta do miana tematu głównego, przynajmniej nie w takim sensie w jakim to niegdyś bywało. Można wiec stwierdzić, że pod względem budowy czy struktury kompozycja Adenota jest na wskroś nowoczesna. Tematyczność została mocno ograniczona, lejtmotywy są bardzo krótkie i oszczędnie dawkowane. Temat Belli to tak naprawdę raptem trzy nuty, przywoływane to przez harfę, to przez fortepian (początek Revenez papa chéri), choć po seansie wydają się one bardzo charakterystyczne. Te trzy nuty zresztą w dalszej części kompozycji Francuz bardzo ładnie rozwija by wykreować z nich piękny walc, z jakże pięknie podejmowaną melodią przez kolejne instrumenty czy sekcje w ślicznym La Belle et la Bête (Générique fin), jednym z najlepszych i chyba najbardziej pamiętnym utworze soundtracku. Walc ten de facto na płycie usłyszymy już wcześniej, bo choćby w utworze Une autre valse, jednak to nie jemu przypadnie akompaniowanie wspólnemu tańcu Pięknej i Bestii. Tutaj reżyser zdecydował się wykorzystać skomponowany przez Amerykanina Briana Keane’a Dark Waltz History, pochodzący ze ścieżki do serialu dokumentalnego New York: A Documentary Film. Cóż, pewnie jakaś pozostałość temptracka, tudzież miał reżyser słabość do tego akurat kawałka.

Swoją drogą to właśnie Christophe Gans bardzo życzył sobie podobno, by Adenot broń Boże nie napisał ścieżki brzmiącej jak kompozycja ze współczesnego filmu hollywoodzkiego. W kontekście tego, co napisałem o przejawiającej nowoczesne tendencje strukturze ktoś mógłby uznać, że kompozytorowi sztuka ta się nie udała. Nic bardziej mylnego. Owa konstrukcja to jedno, ale użyte środki, sposób wykorzystania orkiestry, instrumentacje i brzmienie to zgoła co innego. W tym aspekcie, nawet mimo podobnego pomysłu na eteryczne chórki, jakie pojawiały się w pracach Elfmana czy Hornera, zdecydowanie łatwiej przywołać klasykę europejskiej filmówki, z Cosmą, Laiem, Sardem czy samym Ennio Morricone, z którego rozwiązań w obrębie muzyki akcji czerpie trochę Adenot w Pillage (fortepian niczym z Nietykalnych). Delikatność i elegancja wielu momentów może z kolei przynosić pewne skojarzenia z Alexandrem Desplatem, z tym że gdzie jeden Francuz zwykle bywał intelektualny, ten zdaje mi się bardziej sensualny. A nienaganne, stylowe brzmienie to chyba już po prostu taka francuska szkoła komponowania.

Pomimo bardzo ładnego brzmienia i świetnego wykonania, pomimo także zupełnie niezłej, choć nielicznej muzyki akcji, czy wielu momentów, w których udało się Adenotowi zakląć w nutach magię opowieści o Pięknej i Bestii, jego ścieżka wyjęta z kontekstu jednak traci. Nie pomaga na pewno brak rozbudowanych tematów ani dość pokaźna długość muzyki przy jednocześnie dość jednolitej stylistyce z dominującymi smyczkami. Żadną dodatkową atrakcją nie jest także przeciętna popowa piosenka w wykonaniu Yoanna Fregeta (w zależności od wydania, dostępna także w wersji anglojęzycznej), kompletnie nie powiązana ze scorem. Mimo tego trzeba docenić pracę Pierre’a Adenota. Kompozytor, który nagle został postawiony przez sporym wyzwaniem, podołał mu znakomicie. Świadczy o tym głównie to, jak jego muzyka radzi sobie w połączeniu z urokliwymi kadrami filmu Gansa. Soundtrack zapewne nie wszystkich zauroczy, dla wielu będzie pewnie tyleż ładny, co nużący. W żaden sposób nie zmienia to jednak faktu, że La Belle et la Bête Anno Domini 2014 to bardzo dobra muzyka filmowa, pełna klasy i elegancji.

Najnowsze recenzje

Komentarze