Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dimitri Tiomkin

Last Train From Gun Hill (Ostatni pociąg z Gun Hill)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 13-07-2014 r.

Na przełomie lat 50-tych i 60-tych gatunek westernowy zyskiwał coraz większą popularność wychodząc niejako poza amerykański przemysł filmowy. Podczas, gdy historie osadzone na Dzikim Zachodzie przyciągały kolejne rzesze widzów, swoją ostatnią dekadę twórczości rozpoczynał uznany kompozytor muzyki filmowej, Dmitri Tiomkin. W roku 1959, kiedy tworzył oprawę muzyczną do Rio Bravo, był już swoistego rodzaju ikoną muzyki westernowej. Na jego klasykach (Rzeka Czerwona, W samo południe czy Pojedynek w Corralu OK.) wzorowali się inni twórcy filmówki. I choć wdzierające się do branży młode pokolenie zaczęło szybko fascynować się twórczością Aarona Coplanda, to jednak w środowisku kompozytorów królowały standardy Złotej Ery – tak mocno przecież zakorzenione i w warsztacie ukraińskiego kompozytora. Silna pozycja wśród wielu reżyserów i producentów nie odcinały go od kolejnych zleceń. Przykładem tego jest film Ostatni pociąg z Gun Hill będący pokłosiem dobrych relacji z filmowcem Johnem Sturgesem.



Ostatni pociąg to widowisko czerpiące z westernowego mainstreamu pełnymi garściami. Film opowiada o szeryfie (Matt Morgan), który wyrusza do Gun Hill, by aresztować i doprowadzić pod sąd zabójcę swojej żony. Okazuje się, że mordercą jest syn jego serdecznego przyjaciela, Craiga Beldena – cenionego biznesmena trzymającego całe Gun Hill w kieszeni. Zbrodnia zmusza obu mężczyzn do stanięcia naprzeciw sobie. Kwestia dostania w swoje ręce niepokornego Ricka nie wydaje się specjalnie trudna… w przeciwieństwie do problemów z opuszczeniem kontrolowanego przez Beldena miasta. Akcja większości filmu koncentruje się właśnie na tym nerwowym wyczekiwaniu na tytułowy pociąg umożliwiający wyjazd z Gun Hill. Jest to arena wielu dramatycznych zajść, a nade wszystko konfrontacji charakterów, która bardzo przypomina motywy z nakręconego dwa lata wcześniej 15:10 do Yumy.



Widowisko Sturgesa powiela schematy nie tylko na płaszczyźnie fabularnej. Swoistego rodzaju powtórką z rozrywki jest również oprawa muzyczna. Tematycznie płynie ona bowiem na fali klasyków i wcześniejszych prac Tiomkina. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji powstawania oprawy muzycznej do Rio Bravo, ale również przykład tego wielkiego hitu Howarda Hawksa, pokazał, że sfera melodyczna jest dla ukraińskiego kompozytora tylko elementem całej koncepcji ilustracji. A takowa zasługuje na najwyższe uznanie. Jak już wspomniałem w recenzjach poprzednich westernowych partytur Dimitra, Tiomkin w sposób fenomenalny godzi wagnerowską dramaturgię z romantycznymi założeniami prac Dvoraka. Nie skupia się przy tym na szczelnym wypełnianiu przestrzeni filmowej, przerysowywaniu emocji przesadnym nadinterpretowaniem treści. Przede wszystkim nie traktuje filmu jako arenę zmagań między sferą wizualną a audytywną.



Ostatni pociąg z Gun Hill nie burzy tego schematu. Kompozytor zagląda na kadry filmu Sturgesa nie tylko przez pryzmat dziejących się tam wydarzeń, ale i postaci wokół których toczy się akcja. Nie mogło więc zabraknąć sztandarowej fanfary wyprowadzającej temat przewodni oraz motywu miłosnego będącego melodyjnym spoiwem relacji między Lindą a Craigiem oraz Mattem. Co ciekawe muzyka Ukraińca nie ma ambicji wychodzić poza wyznaczone jej w obrazie miejsce, co wcale nie znaczy, że nie zwraca na siebie uwagi. Na pewno naszej uwadze nie umknie temat przewodni, który bardzo mocno związany jest z wewnętrznym dramatem Matta Morgana. Pierwotna koncepcja zakładała stworzenie śpiewanej ballady – takiej, jaką mogliśmy usłyszeć między innymi w Pojedynku w Corralu O.K. oraz W samo południe. Tiomkin nagrał nawet tę piosenkę wykorzystując do tego wokal popularnej jazzowej wykonawczyni, Kitty White. Niestety (nie wiadomo do końca z jakich przyczyn) utworu nie wykorzystano. Pozostały ślad w postaci rzeczonego tematu skutecznie nadrabia te braki. Kompozycja jest bowiem świetnym muzycznym narratorem, który z łatwością ukierunkowuje naszą wyobraźnię na określone tory, buduje atmosferę tego pełnego napięcia widowiska, ale i potrafi odnaleźć się w scenach akcji nie grzeszących niestety dynamiką montażu. Wszystko to każe patrzeć na partyturę Tiomkina jako na twór umiejętnie wywiązujący się ze swoich ilustratorskich powinności. Jak natomiast sprawdza się poza filmem?


Estetyka partytur okresu Złotej Ery rozmija się nieco ze współczesnymi standardami, stąd też zrozumienie takiej pracy, nawet zwykłe zaakceptowanie takiego brzmienia, jest dla współczesnego odbiorcy niełatwą sprawą. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia ze ścieżką nie dającą powodów do zachwytu nad fenomenalną tematyką i unikatowymi zabiegami artystycznymi. Taką pracą jest Ostatni pociąg z Gun Hill. W przeciwieństwie do Rzeki Czerwonej i W samo południe nie nawiązuje aż tak silnego kontaktu z odbiorcą. Potrafi zafascynować na krótką metę, ale jako całość może wydać się doświadczeniem troszeczkę przytłaczającym. Mimo tego cieszy pojawienie się na rynku tej pracy. Pracy, która od dnia premiery filmu, czyli przez ponad 50 lat praktycznie nie istniała w świadomości miłośników muzyki filmowej. Sytuacja zmieniła się w roku 2011 kiedy za sprawą niszowej wytwórni Counterpoint na rynku kolekcjonerskim ukazało się limitowane do dwóch tysięcy egzemplarzy wydanie tej ścieżki dźwiękowej. Na płycie znalazła się kompletna, filmowa wersja partytury (gdyż tylko taka się zachowała do dnia dzisiejszego) oraz sześć bonusowych utworów odnalezionych na taśmach archiwalnych. Sam sposób wydania nie budzi większych zastrzeżeń, zwłaszcza że do płytki dołączono książeczkę z obszernymi opisami etapów produkcji oraz analizą track-by-track całej ścieżki. Największą wadą wydaje się jakość nagrania i nie nadążający za nią remastering. Sporo utworów umieszczonych na krążku Coundterpoint jest „sfatygowana” zębem czasu. Dlatego też szczęśliwi, dla których strona techniczna jest tylko otoczką do najważniejszego – kompozycji samej w sobie.



Konstrukcja partytury podąża za standardami, jakie panowały w muzyce filmowej okresu Złotej Ery. Rozpoczynamy zatem standardową fanfarą pojawiającą się wraz z napisami początkowymi (Prelude). Tiomkin odwleka jak tylko może wejście głównego tematu, co da się odnotować po licznych efemerycznych rozciągnięciach fraz. Gdy napisy wygasają, a naszym oczom ukazuję się scena pędzącego przez las zaprzęgu, kompozytor zanurza nas w impresjonistycznych, na razie jeszcze ciepłych melodiach świetnie korespondujących z motoryką wystukiwanego przez konie rytmu. Gdy Podróżująca wraz z synem Indianka zostaje napadnięta przez dwóch zawadiaków, Tiomkin zaostrza nieco ton swojej kompozycji. Ciepły, choć trochę melancholijny temat staje się fundamentem muzycznej akcji. Jak na dłoni wychodzi więc tu duża elastyczność wyprowadzonych przez Ukraińca melodii. Jest on w stanie operować nimi w taki sposób, by uzyskać szeroki wachlarz emocji. Podziw budzą również liczne subtelne zabiegi działające na wyobraźnię odbiorcy. Skojarzenie dźwięku gongu z dramatycznym finałem pościgu, to kolejny impresjonistyczny wzorzec spajający sferę wizualną z materią muzyczną. Mówiąc o spajaniu nie sposób tu nie wspomnieć po raz kolejny o kontrowersyjnej stronie technicznej. Jak się okazuje, materiał muzyczny pozyskany przez wytwórnię pochodzić musiał z wielu źródeł. Dowodem na to jest zupełnie inne brzmienie poszczególnych fragmentów, nawet w ramach jednego utworu!! Najbardziej rzuca się to w ucho w momencie wkroczenia muzycznej akcji w utworze otwierającym krążek.


Akcja w wykonaniu Tiomkina to kolejny przykład mocnego zakorzenienia kompozytora w strukturach klasycznej ilustracji filmowej okresu Złotej Ery. Podczas, gdy młode pokolenie twórców przejawiało już tendencje do porzucania iście scenicznej dramaturgii, Ukrainiec stale operował potężnymi, patetycznymi formami. Przykładem tego jest nie tylko wspomniany wyżej utwór ale i następujący po nim The Ride For Help. Kolejne fragmenty pojawiające się w scenach późniejszego wymierzania sprawiedliwości również sugerują silne przywiązanie do tradycji. Rytmiczne frazy angażujące w ramach wykonywanego motywu całą orkiestrę (u Tiomkina paradoksalnie była ona zawsze dosyć skromna, bo oscylująca wokół liczby ok. 50 wykonawców) szczelnie wypełniają przestrzeń, a częste zmiany w zakresie dynamiki świetnie modulują tempem prezentowanej akcji. Przykładem niech będzie trzymająca w napięciu scena aresztowania Ricka oraz nieudana próba jego odbicia (Bezden Hades Town oraz The Shooting Status). Sekwencja pojedynku stróża prawa z bandytą uderza w równie patetyczny ton. Ton ocierający się miejscami o swashbucklerową hiperdramaturgię. Co ciekawe kompozytor powściąga swoją fantazję ilustrując trzymającą w napięciu scenę przejazdu szeryfa przez miasto. Tiomkin przypomina sobie o subtelnych sposobach budowania napięcia za pomocą kilku zaledwie instrumentów – dokładnie o tym, co kształtowało wyjątkowość oprawy muzycznej do W samo południe. Ostatni akt konfrontacji (Real Trouble) zdradza rozdarcie pomiędzy jedną a drugą metodologią ilustracji.



Na wyobraźnię odbiorcy najbardziej działa jednak podejmowana przez Tiomkina smutna liryka. Temat głównego bohatera skojarzony ze śmiercią jego żony, Indianki (The Dead Squaw), to rzewna, choć nieco anonimowa próbka tego, co doświadczymy w dalszej części partytury. Sporo emocji dostarcza natomiast słuchanie motywu Lindy ocierającego się o klasycystyczne zapędy Czajkowskiego lub też neoromantyczne utwory Mahlera. Młoda kobieta będąca pomostem między Mattem a Craigiem jest swoistego rodzaju oazą spokoju wprowadzającą do ścieżki dźwiękowej wiele smutnego, melancholijnego brzmienia. Choć po raz pierwszy bohaterkę tą widzimy już w pociągu do Gun Hill, kompozytor postanawia zinterpretować ową scenę przez pryzmat wewnętrznego dramatu Morgana. Właściwą odsłoną tematu Lindy jest dopiero ponowne spotkanie na ulicach miasteczka, które w filmie ilustrowane jest utworem Trouble Ahead. Od tego momentu prosty pod względem konstrukcyjnym, ale jakże efektowny temat, będzie nam towarzyszył właściwie do samego końca – sceny pożegnań i napisu The End. Zwycięstwo szeryfa wniesie do struktury melodii więcej patosu, co jest dosyć charakterystyczne dla większości scen zamykających filmy okresu Złotej Ery. Osobiście największe wrażenie robi na mnie utwór Linda Again, gdzie Tiomkin w jazzowych aranżach świetnie podkreśla nonszalancką postawę kobiety. Liryka Ostatniego pociągu nie ogranicza się bynajmniej do tego tematu, ale jest to potężny filar, który ją kształtuje.



W materiałach dodatkowych dołączonych do albumu usłyszeć możemy piosenkę o której wspominałem już wyżej. Utwór Last Train From Gun Hill zaprezentowany został w trzech wariacjach – w oryginale z wokalem Kitty White, wersji instrumentalnej oraz dymówce nagranej w podstawowej aranżacji jeszcze przed właściwą sesją nagraniową. Słuchając tego można tylko żałować, że producenci zrezygnowali z tej piosenki. Szalenie ciekaw jestem jak sprawdzałaby się w filmie…



…gdyż nie ulega wątpliwości, że partytura Dimitra Tiomkina dobrze odnajduje się w obrazie Johna Sturgesa. Nie jest to może twór prawie że doskonały, jak moglibyśmy to powiedzieć w przypadku oprawy muzycznej do W samo południe, aczkolwiek w żaden sposób nie ujmujący talentowi Ukraińca. Szkoda tylko że sposób wydania i ogólne wrażenia jakie pozostawia album soundtrackowy nie nadążają za poziomem materiału skojarzonego z filmowymi kadrami. Niemniej wszystkim miłośnikom westernowych klasyków polecam przynajmniej zaznajomienie się z paletą tematyczną partytury oraz piosenką. Popularne serwisy internetowe oferują szeroki wachlarz koncertowych wykonań i interpretacji tejże muzyki.

Najnowsze recenzje

Komentarze