Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mychael Danna

Transcendence (Transcendencja)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 08-06-2014 r.

Oczekiwania wobec Transcendencji były spore i zrozumiałe. Oto Wally Pfister, znakomity autor zdjęć do filmów Christopher Nolana w swoim debiucie reżyserskim kręci ambitne science-fiction w imponującej obsadzie i z wielkim budżetem. Podejmuje temat sztucznej inteligencji czy też technologicznej osobliwości, która powoli miałaby przejmować kontrolę nad światem w postaci bytu opartego na umyśle umierającego naukowca, który zostaje skopiowany do półprzewodnikowych pamięci a później globalnej sieci. Tematyka niezwykle intrygująca, jako że tematem samoświadomej SI zajmowało się wiele klasycznych już dziś utworów gatunku s-f. Niestety, głównie brak reżyserskiego doświadczenia, wtórność scenariusza i marazm bijący z tej eleganckiej wizualnie i utrzymanej w realistycznej konwencji opowieści zaważyły na bardzo negatywnym odbiorze filmu tak przez krytyków jak i widzów. Pfister nie ma za bardzo nic nowego do powiedzenia w tym temacie a produkcji nie pomaga również apatyczny Johnny Depp… Prestiżową stronę przedsięwzięcia, przynajmniej w jakimś stopniu, uzupełnia osoba kompozytora. Reżyser nie sięgnął, co mogło być najbardziej oczywiste, po Hansa Zimmera (lub jednego z jego ghostwriterów), ale po niedawnego zdobywcę Oscara – Mychaela Dannę, znanego z atmosferycznej, ambientowej strony swej twórczości (choć nie tylko takiej). Laureat złotej statuetki za Życie Pi stworzył do Transcendencji muzykę dokładnie taką, o jaką można posądzić współczesny techno-thriller. Nie narzucającą się, zatopioną w klimacie/otoczeniu filmowego świata (komputery, laboratoria, naukowcy) i niestety również niewiele odróżniającą się od typowego filmowego sound design’u.

Transcendence jest modelowym przykładem ambientowej ilustracji filmowej. Gros niemal godzinnej ścieżki na wydaniu płytowym zajmują atmosferyczne tekstury, elektroniczne frazy, industrialne odgłosy, klimatyczne przestrzenie dźwiękowe czy syntetyczne pętle, które mają przede wszystkim dźwiękowo budować świat niedalekiej, technologicznie zaawansowanej przyszłości. Problem w tym, że elementy te stanowią jakieś 4/5 całości soundtracka. Elementy, które we współczesnej muzyce filmowej były podawane w dużo lepszej i ciekawszej formie, by wspomnieć tu dokonania Jamesa Newtona Howarda, Clinta Mansella, Cliffa Martineza czy wreszcie samego Zimmera. Większość nowej pracy Danny ma również bardzo wyciszony, ascetyczny charakter, a w samym filmie w zasadzie trudno ją zauważyć, ponieważ jako typowa ambientowa plama – zlewa się w jedno… Jak nie trudno się domyśleć, nie jest to bynajmniej komplement. Danna, twórca znany przecież z dość egzotycznych eksperymentów brzmieniowych, najprawdopodobniej wykonał polecenia reżysera i producentów, kreując nie inwazyjną i nie mającą się rzucać w ucho muzykę. To dziś typowy hollywoodzki trend, który co było do przewidzenia, nie pomógł filmowi w jakikolwiek sposób być choć trochę bardziej interesującym. Filmowcy jak wiadomo wiedzą lepiej – niech trwają nadal w tym przeświadczeniu. Oddalone, często bezosobowe brzmienia nie pomagają w zasadzie w żaden sposób utożsamić się ze ścieżką. Większość słuchaczy, obawiam się, nie będzie w stanie dotrwać do jej końca lub zostanie zanudzona jej jednostajną w większości apatią.

Czy więc Transcendencja ma w ogóle cokolwiekdo zaoferowania w morzu sztampowej, współczesnej ilustracji do tego typu kina s-f/dramatu? Niewiele. Danna oprócz brzmień elektronicznych próbuje wprowadzić też śladowe elementy orkiestrowe. Szczątkowe smyczki i samotny fortepian odnoszą się do relacji uczuciowej pomiędzy postaciami granymi przez Deppa i Rebeccę Hall, próbują zaglądnąć do resztek humanizmu, kryjącego się w potężnej inteligencji. Trudno jednak mówić tu o bazie tematycznej – to tylko takie szkice emocjonalnego underscore’u, który ma wywołać pewne emocje. Nieliczne utwory z elektroniczną muzyką niestety niewiele odbiegają od „norm” wytyczonych przez studio Hansa Zimmera czy Johna Powella, oparte na pulsującym, przyspieszającym rytmie (ekscytujące acz niezbyt oryginalne Why Did You Lose Faith? z końcówki). Kanadyjczyk wprowadza gdzieniegdzie bębny, świdrujące elektroniczne efekty (Online Now), miski dźwiękowe znane z twórczości choćby wspomnianego Martineza i subtelne, nieco sakralne chóry. To chyba jedyny element tej ścieżki, który może w jakimś stopniu zaintrygować i się spodobać. Oczywiście sporadyczny…

Mam spory szacunek dla nieszablonowych, eksperymentalnych dokonań muzyki Mychaela Danny oraz rozwijania kariery nieco poza głównym nurtem współczesnej filmówki, jednak Transcendencja jawi się w szerszym spojrzeniu jako zupełnie wtórny, zrobiony na zamówienie produkt, w którym twórca co prawda próbował przemycić jakieś indywidualne pomysły, jednak podejrzewam, iż nie mogły wyjść za bardzo poza ustalone i nakreślone przez filmowców ramy. Z tego też względu muzyka w debiucie reżyserskim Pfistera jest równie anonimowa i zachowawcza jak sam film. Trudno również cokolwiek dobrego stwierdzić na temat oryginalności i jasno trzeba to powiedzieć: praca to zdecydowanie wtórna. I tak też należy podsumować Transcendencję – na każdym z pól: działania w filmie, odbiorze na albumie, świeżości, jest to produkt wtórny, rozczarowujący i męczący swym odbiorem. Odradzam tą pozycję, bowiem to strata czasu, który lepiej jest poświęcić na klasowe i niebanalne projekty kanadyjskiego kompozytora: Ararat, The Nativity Story czy Moneyball.

Najnowsze recenzje

Komentarze